Tempo ukraińskiej kontrofensywy w obwodzie zaporoskim jest bardzo powolne. Sposób prowadzenia działań wojennych w tym regionie, przypominający walki toczone podczas I wojny światowej nad Sommą, został oceniony na Kremlu jako porażka Kijowa i skłonił Rosjan do podjęcia ofensywy pod Awdijiwką w Donbasie. Niemniej w sytuacji gdy Ukraina posiada pociski ATACMS, przy pomocy których może zadawać przeciwnikowi dotkliwe straty na zapleczu frontu, każdy kolejny kilometr terenu zdobyty na Zaporożu może mieć istotne znaczenie - zauważył w poniedziałek "NYT".
Jak podkreślono, tereny te są oddalone o niecałe 100 km od wybrzeża Morza Azowskiego, okupowanego przez wroga. Dysponując potężną bronią o zasięgu około 160 km, Ukraina może zatem skuteczniej niż dotychczas niszczyć rosyjskie centra dowodzenia, bazy wojskowe, magazyny amunicji i linie zaopatrzeniowe położone z dala od pola walki. Kijów liczy, że znacząco zdegraduje to potencjał agresora w miesiącach zimowych.
Taktyka "głębokiej wojny"
Jeśli Ukraińcom uda się zaatakować przy pomocy ATACMS w wielu miejscach jednocześnie, rozciągając linię frontu i zmuszając Rosjan do obrony, najeźdźcy po prostu "zmarzną i zmokną". Może to oznaczać dla zdemoralizowanych sił inwazyjnych duże straty, zwłaszcza gdy Ukraińcy zdołają zniszczyć ich zaplecze logistyczne - ocenił w rozmowie z "NYT" Jack Watling, ekspert brytyjskiego think tanku Royal United Services Institute (RUSI).
Jest to taktyka tzw. "głębokiej wojny", czyli uderzania w cele na tyłach frontu. Ukraina właśnie zyskała w niej dodatkowy atut - zauważył amerykański dziennik.
ATACMS to wystrzeliwane z wyrzutni HIMARS i M270 MLRS amerykańskie rakiety balistyczne o zasięgu do 300 km. Ukraina otrzymała starszą wersję pocisków o zasięgu 165 km, zawierającą subamunicję kasetową. ATACMS zostały po raz pierwszy użyte w warunkach bojowych prawdopodobnie w nocy z 16 na 17 października, gdy ukraińska armia zniszczyła co najmniej dziewięć rosyjskich śmigłowców Ka-52 i Mi-8 na lotniskach w okupowanych miastach Berdiańsk i Ługańsk.
PAP/dad