"Dziadem wędrownym jestem / Nic wam nie doradzę / Takich jak wy tłum jeszcze / W ziemię odprowadzę / Tak jest już stratowana / Że ciał nie osłania / Przeminiecie ja zostanę / Emisariusz trwania" - napisał w 1980 roku Jacek Kaczmarski, patrząc na obraz Maksymiliana Gierymskiego zatytułowany "Patrol powstańczy" - namalowany dziesięć lat po Powstaniu Styczniowym, rok przed śmiercią artysty. Rola Kaczmarskiego, barda popularyzującego, przywołującego swym śpiewem arcydzieła polskiego malarstwa historycznego, trudna jest do przecenienia.
"Treść obrazu jest niezwykle prosta - tytułowa grupa zwiadowców prawdopodobnie dostrzegła w oddali oznaki obecności rosyjskiego wojska; jeden z nich zawrócił z wiadomością do oddziału majaczącego na linii horyzontu. Napięcie malujące się w gestach i ruchach anonimowych bohaterów tej sceny sugeruje spodziewany dramat - nieuchronną potyczkę z wrogiem" - napisała Ewa Micke-Broniarek, autorka książki pt. "Maksymilian Gierymski" (2002). "Wśród żołnierzy artysta przedstawił postać przypadkowo napotkanego na drodze chłopa - bezbronnego i bezwolnego uczestnika powstańczych wydarzeń. Monotonię pejzażu - bezkresnej przestrzeni nieba, ubogiej piaszczystej ziemi i biegnącej w dal drogi - podkreśla tonacja barwna rozegrana w wąskiej skali ugrów, zszarzałej zieleni i błękitu" - opisała. "Działanie koloru i bladego jesiennego światła jest całkowicie podporządkowane naczelnej idei obrazu, wyrażającej się w nastroju smutnej zadumy, zabarwionej gorzką świadomością klęski i straconych nadziei na odzyskanie niepodległości" - oceniła.
Obraz jest niewątpliwie artystycznym zapisem doświadczeń Gierymskiego, który jako siedemnastolatek wziął czynny udział w narodowym zrywie.
"Sztuka jest zawsze wyrazem wieku, jest zawsze odbiciem upodobań, jeżeli nie całego społeczeństwa, to przynajmniej tej warstwy, do której artysta lub poeta przekonaniem i sympatiami należał" - zapisał Maksymilian Gierymski 8 sierpnia 1873 roku w swoim dzienniku. "Taka sztuka jest prawdziwą, taka tylko ma znaczenie w postępie całego świata, dla takiej miejsce też ma być zachowane w historii" - ocenił. "Tylko imię artysty, który czuł jak człowiek swego czasu, a wolno mu czuć tylko silniej, zapisane będzie na karcie - potępią epokę może, potępią i jego - mądrzy usprawiedliwiają i ją, i jego" - podsumował artysta.
Urodził się niespełna 15 lat po poprzednim polskim powstaniu - listopadowym.
"Działo się w Warszawie dnia dwudziestego szóstego listopada tysiąc osiemset czterdziestego szóstego roku, o godzinie czwartej po południu. Stawił się Józef Gierymski, dozorca zabudowań wojskowych, lat czterdzieści sześć liczący, w Warszawie przy ulicy Zatyłki, pod liczbą dziewięćset trzydzieści cztery zamieszkały, w przytomności Adama Zemborowskiego, kontrolera Kasy Urzędu Loteryi, i Konstantego Mierzejewskiego, dyetariusza, pełnoletnich, w Warszawie zamieszkałych, i okazał Nam dziecię płci męskiej, urodzone tu, w Warszawie, na dniu dziewiątym października bieżącego roku, o godzinie jedenastej rano, z Jego Małżonki, Julii z Kielichowskich, lat dwadzieścia dziewięć liczącej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym, w dniu dzisiejszym przez Księdza Józefa Wyszyńskiego odbytym, dane zostały imiona Maximilian Dionizy, a rodzicami jego chrzestnymi byli wyżej wyrażony Adam Zemborowski i Józefa Madejko, żona sędziego" - metrykę chrztu z parafii świętego Aleksandra zacytował Maciej Masłowski (19091-76) w książce "Maksymilian Gierymski i jego czasy" (1974).
Masłowski ustalił, że ulica "o wulgarnej nazwie Zatyłki" to "niewielka ulica Mirowska" łącząca plac Mirowski z Elektoralną, która znikła z planu Warszawy po drugiej wojnie światowej.
"Pejzaż tej uliczki nie był ani przestrzenny, ani malowniczy. Na szczęście niedługo otaczał dzieciństwo Maksa swą zwartą zabudową" - napisał. "Już w 1850 roku - data przyjścia na świat Aleksandra - znalazła się rodzina Gierymskich na Ujazdowie" - dodał. Józef Gierymski został wówczas administratorem szpitala wojskowego mieszczącego się w przebudowanym Zamku Ujazdowskim.
"Tam był krajobraz wyjątkowo malowniczy, zupełnie wiejski - rozszerzający się, gubiący się w dalekich, nieskończonych perspektywach. Tam kształtowała się dziecinna i młodzieńcza wyobraźnia Maksa, wśród przestrzeni pełnych światła i koloru, na wyniosłej, górzystej, przecinanej wąwozami skarpie nadwiślańskiej" - napisał Masłowski.
Wpierw jednak ujawnił się talent muzyczny Maksymiliana - pod wpływem ojca rozpoczął naukę gry na fortepianie. Ukończywszy warszawskie Gimnazjum Realne, w 1862 zaczął studia w Instytucie Politechnicznym Rolnictwa i Leśnictwa w Puławach. "W trzy miesiące po jego przybyciu wybuchło powstanie w r. 1863, do którego natychmiast przystąpił" - wspominał przyjaciel Gierymskiego z czasów Monachium, malarz Bolesław Łaszczyński. "Młody, wątłej konstytucji fizycznej, błąkał się czas niejaki pod Płockiem, za oddziałem Oxińskiego (Józefa - PAP), aż strudzony, stargany na zdrowiu, powrócił do Warszawy. W zawodzie jego artystycznym epizod ten życia nie pozostał bez znaczenia, obrazy bowiem, do których w zajściach wówczas przebytych czerpał przedmioty, do najlepszych niezawodnie utworów jego zaliczyć można" - ocenił Łaszczyński, cytowany przez Masłowskiego, który zarzuca mu jednak wprowadzenie "na fałszywy trop" prawie wszystkich biografów Gierymskiego.
"Sam Gierymski o czasach wojny mówić nie chciał, a jego biografowie trudzą się do dziś, próbując ustalić jakieś fakty. Pewne jest, że Oxiński nie działał w okolicy Płocka, lecz w Małopolsce. Młodzież z Puław zaś ruszyła na wojenne zgromadzenie do Kazimierza nad Wisłą i dalej na południe. Reszta to domysły" - napisał Stanisław Gieżyński w artykule pt. "Mistrz Melancholii" (weranda.pl).
"Walczył prawdopodobnie na terenie Lubelszczyzny i Kielecczyzny. Przeżycia z tego okresu - nierówna walka słabo uzbrojonych oddziałów powstańczych z wojskiem rosyjskim, zakończona klęską i niespotykaną wcześniej martyrologią narodu polskiego - zostawiły trwały ślad w psychice siedemnastoletniego chłopca, naznaczyły ją szczególnym piętnem smutku i melancholii, które nasiliły się u schyłku życia artysty" - napisała Ewa Micke-Broniarek. "Blisko rok spędzony w bojach, przemarszach i na leśnych biwakach - w stałym kontakcie z naturą - wydoskonalił umiejętność obserwacji, malarską pamięć i wrażliwość przyszłego malarza" - dodała.
"Do Warszawy powrócił osiemnastoletni młodzieniec, który zdążył zaznać wojennej zawieruchy. Być może ten rok spędzony w lasach – w zimnie, głodzie i znoju – stał się przyczyną choroby, która Maksa miała zabić" - dodał Gieżyński.
Po upadku powstania, szczęśliwie uniknąwszy represji ze strony władz rosyjskich, Gierymski rozpoczął studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym w warszawskiej Szkole Głównej. Przez kilka miesięcy kształcił się w Klasie Rysunkowej - uczelni prowadzonej przez Wojciecha Gersona.
"W 1865 roku zrezygnował z dalszych studiów i postanowił pracować samodzielnie. W tym okresie zawarł znajomość z przebywającym w Warszawie Juliuszem Kossakiem, który pomagał mu w zgłębianiu tajników malarskiego warsztatu" - przypomniała Ewa Micke-Broniarek.
W 1867 roku, Maksymilian Gierymski uzyskał - przy pomocy Kossaka - z rąk ówczesnego carskiego namiestnika Fiodora Berga stypendium rządowe, które umożliwiło mu wyjazd do Monachium. Nie obeszło się - delikatnie mówiąc - bez kontrowersji. "Fiodor Berg łaskawie zgodził się poddać młodzieńca próbie – miał namalować dla niego obraz" - napisał Gieżyński. Dzięki wskazówkom Kossaka powstało płótno "Czerkiesi pędzący do ataku" - Gierymski dostał fundusz na podróż i dwuletni pobyt w Monachium, co oburzyło zarówno polską opinię publiczną jak i kolegów artystów.
"Niewątpliwe sprawa owego nieszczęsnego stypendium razi nawet dzisiaj, rzuca jakiś cień na szlachetną i czystą postać Maksa" - napisał Masłowski. "Tłumaczą Maksa powody osobiste, bieda, miłość sztuki, wola zdobycia jej tajemnic" - ocenił. Przypomniał, że równocześnie w społeczeństwie polskim nastąpiła wówczas "głęboka przemiana poglądów i nastrojów, załamanie idei romantycznych", pojawiły się postawy "prakseologiczne" kierowane "instynktem samozachowawczym". Dodał świadectwa z epoki, wedle których na balach, rautach i innych imprezach organizowanych przez władze carskie bywała warszawska elita. "Nawet Deotyma, jednak wieszcz narodu, chociaż w karykaturze, nie mogła zatrzasnąć drzwi przed Bergiem" - napisał Masłowski. "Nawet Deotyma nie wstydziła się przyjmować wówczas Berga. Gierymski o tym nie marzył, miał znacznie skromniejsze interesy do satrapy" - podkreślił. "Bez stypendium nie byłoby zagranicznych studiów Gierymskiego. Chuda kasa rodzicielska ledwo starczała na utrzymanie" - podsumował.
W Monachium, polecony przez Juliusza Kossaka, Gierymski nawiązał kontakty z grupą polskich artystów skupionych wokół Józefa Brandta. "Blisko zaprzyjaźnił się z Adamem Chmielowskim, dawnym kolegą z Instytutu Politechnicznego w Puławach, również uczestnikiem powstania styczniowego" - napisała Ewa Micke-Broniarek. Dyskusje z Chmielowskim miały istotny wpływ na kształtowanie się poglądów estetycznych Maksymiliana.
W maju 1868 roku dołączył do niego młodszy brat Aleksander, który również rozpoczął studia artystyczne w Monachium. Do jesieni 1868 roku Maksymilian kształcił się w Akademii Sztuk Pięknych. W tym samym roku został członkiem monachijskiego Kunstvereinu.
"Około 1869 roku, mając zaledwie 23 lata Gierymski osiągnął artystyczną dojrzałość i wypracował własny, całkowicie indywidualny styl malarski" - oceniła Ewa Micke-Broniarek. Sukcesy na Pierwszej Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Monachium i na międzynarodowej wystawie w wiedeńskim Kunstvereinie w 1869 roku - obraz Gierymskiego kupiono do zbiorów cesarza Franciszka Józefa - zaowocowały wzrostem zainteresowania twórczością młodego Polaka. Natomiast w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych i Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie, jego nadsyłane regularnie prace były zwykle przyjmowane obojętnie.
"Maksymilian Gierymski mawiał, że w jego obrazach gra muzyka. Szkoda, że zupełnie nie słyszeli jej Polacy. Zachwycała za to Niemców i Anglików" - napisał Stanisław Gieżewski.
"W Monachium jego dzieła niemal natychmiast znajdowały nabywców, a jednocześnie wciąż rosła liczba składanych zamówień z Londynu, Wiednia, Berlina, Hamburga i innych miast Europy. Wyrazem rosnącej sławy Gierymskiego były również sukcesy na wystawach międzynarodowych. W 1873 roku na Wystawie Powszechnej w Wiedniu został nagrodzony złotym medalem, a w 1874 roku przyjęty w poczet członków Akademii Sztuki w Berlinie" - przypomniała Ewa Micke-Broniarek.
Od 1873 roku, z powodu postępującej choroby płuc, Gierymski przebywał głównie w kurortach, Meranie i Bad Reichenhall. Pod koniec tego roku wyjechał pod opieką Aleksandra do Rzymu, w chcąc osiedlić się tam na stałe.
"Już mu jednak w drodze się pogorszyło i, ledwo przyjechał do Rzymu, tak ciężko zapadł na zdrowiu, iż lekarze musieli uciec się do operacyi, jako ostatniego środka ratunku. Przetrzymał ją wszakże, i stan jego tak prędko się poprawił, iż otaczający go rodacy i brat za ocalonego go uważali" - wspominał Bolesław Łaszczyński. "Istotnie też w lutym zasiadł znów do sztalug, ostatnią rozpoczynając pracę - obraz, przedstawiający polowanie par force na jelenia, z figurami w strojach z wieku XVIII, zamówiony do Berlina. Ukończywszy pracę tę w czerwcu, musiał myśleć o wyjeździe z Rzymu na czas wielkich upałów; pojechał więc ponownie spędzić gorące miesiące w Reichenhall, gdzie już poprzednio powietrze tak dobrze mu posłużyło" - dodał.
Tym razem jednak nie pomogło. Maksymilian Gierymski zmarł w Bad Reichenhall 16 września 1874 roku, "w chwili, gdy się doń przyszłość tak świetnie uśmiechała, w chwili, gdy, jako artysta, żyć dopiero poczynał! Przed zgonem doznał jeszcze wielkiej pociechy: na dwa tygodnie przed śmiercią nadesłano mu do Reichenhall wiadomość o zamianowaniu go członkiem Akademii berlińskiej; wiadomość ta przyszła, jakby pożegnanie od ludzi, jakby wieniec laurowy na jego grób" - skomentował Łaszczyński.
"Na jego pogrzebie nie było tłumów, żadnych delegacji, wieńców, przemówień. Za trumną szedł tylko brat i dwaj przyjaciele, Chmielowski i Łaszczyński" - napisał Maciej Masłowski.
"Twórczość Maksymiliana Gierymskiego, tragicznie przerwana przedwczesną śmiercią artysty, była pierwszą, tak konsekwentną manifestacją tendencji realistycznych w malarstwie polskim, stała się najsilniejszym impulsem przemian w zakresie pojmowania roli sztuki i kryteriów jej oceny, zrywających ze skostniałą doktryną akademicką" - oceniła Ewa Micke-Broniarek. "Był pierwszym malarzem polskim, który umiał dostrzec piękno i poezję w codziennej prozie życia, w szarej, powszedniej rzeczywistości prowincjonalnych miasteczek, w ubogich i smutnych jesiennych krajobrazach, będących tłem dla znużonych żołnierzy lub wytwornych jeźdźców z epoki rokoka. Utrwalony na jego płótnach świat był najczęściej czułym przypomnieniem kraju rodzinnego, przepuszczonym przez filtr wyobraźni realisty perfekcyjnie władającego środkami warsztatowymi" - podkreśliła.
PAP/ho