„Z własnego doświadczenia wiem, że łatwo przesuwa się granicę i jeśli jedna bądź obie strony nie zareagują odpowiednio szybko, może to stanowić realne zagrożenia dla małżeństwa i rodziny” - mówi Polak.
„Wróciliśmy z żoną i synem z Wielkiej Brytanii w lipcu. Choć słowo „wróciliśmy” jest tu na wyrost. Przeprowadziłem żonę z synem do Polski. Ponieważ formalności związane ze sprzedażą naszego mieszkania w Londynie przeciągały się, po wakacjach wróciłem na Wyspy. Z trzech miesięcy zrobiło się dziewięć. A w międzyczasie przyszła jeszcze jedna pokusa. Dostawałem ciągle nowe kontrakty, dobrze płatne oferty. Urządzaliśmy się w kraju, pieniądze były potrzebne. Sprzedaliśmy mieszkanie a ja wciąż nie wracałem. Na początku żona ustąpiła i zgodziła się, żebym został do końca bieżącego projektu, ale jak przyjechałam na Boże Narodzenie, powiedziała wprost, że nie chce żyć w taki sposób. Ja będę wyjeżdżał na kolejne kontrakty za granicę i wracał na chwilę do polskiego domu, a nasze życie rodzinne będzie toczyć się gdzieś obok. Tym bardziej, że okazało się, że Iwonka jest w ciąży. Z Nowym Rokiem zamknąłem aktywność zawodową w Wielkiej Brytanii, założyłem firmę w Polsce i wróciłem na stałe. Córka urodziła się na wiosnę kolejnego roku. I to była najlepsza decyzja jaką podjęliśmy” - przyznaje gość audycji „Kierunek: Polska”.
Z Tomaszem Kanią, wydawcą portalu Misja 52, o ojcostwie na emigracji oraz budowaniu życia rodzinnego po powrocie do Polski, rozmawiała Małgorzata Frydrych.