„Kochamy góry, mąż pochodzi z Wisły. Przyjeżdżaliśmy tu z Norwegii na urlopy, które zawsze były za krótkie. Rodzinne spotkania i szybka kawa z przyjaciółmi, lekarz, dentysta i fryzjer. Chcieliśmy jeszcze wyskoczyć chociaż na dwa dni na szlak, przespać się w schronisku, poczuć klimat gór. Zawsze żal nam było wyjeżdżać. Dlatego byliśmy pewni, że po powrocie z emigracji osiądziemy w górach, w Wiśle” - mówi Justyna Wisełka. „Około dwóch lat przed naszym wyjazdem z Norwegii, Willę Jodłę wystawiono na sprzedaż. W dniu naszego powrotu nadal była do kupienia. Odczytaliśmy to jako dobry znak. Dziś jest naszym domem w Polsce, o którym marzyliśmy” - zaznacza Paweł Wisełka.
„Termin naszego powrotu do kraju wyznaczył początek edukacji naszej najstarszej córki. Chcieliśmy, żeby nasze dzieci chodziły od początku do polskiej szkoły. Drugim aspektem, który zdecydował o powrocie była praca. Mąż jest inżynierem i nie miał problemów ze znalezieniem dobrej pracy. Ja, mimo wyższego wykształcenia i znajomości trzech języków, nie dostawałam atrakcyjnych ofert pracy. Choć musimy docenić, że rynek pracy w Norwegii odpowiada za powołanie na świat trojga naszych dzieci w tak krótkim czasie. Gdybym pracowała, zapewne nasze dzieci urodziłyby się w większych odstępach czasu” - przyznaje z uśmiechem właścicielka agroturystyki.
„Za prowadzeniem pensjonatu przemawiała nasza sytuacja rodzinna. Wracaliśmy z małymi dziećmi. Propozycje pracy w branży turystycznej, jakie otrzymała moja żona w Polsce po powrocie, to było zatrudnienie na pełny etat, z dyżurami w weekendy, wakacje i święta. W Willi Jodle pracę rozkładamy tak, żeby mieć czas dla siebie i dzieci. Nie przyjmujemy gości w święta, bo w tym czasie przyjeżdża do nas cała rodzina i wspólnie spędzamy czas. To była dobra decyzja. A właściwie obie: powrót do Polski i pensjonat w Wiśle” - dodaje gość audycji „Kierunek Polska”.
Justyna i Paweł Wisełkowie, właściciele Willi Jodły w Wiśle, o emigracji do Norwegii, budowaniu rodziny na obczyźnie, planowaniu przyszłości oraz marzeniach o domu po powrocie do Polski, opowiedzieli Małgorzacie Frydrych.