12 grudnia 1981 roku w Stoczni Gdańskiej obradowała Komisja Krajowa „Solidarności”. W kraju napięcie rosło. Konflikt między władzą komunistyczną, a demokratycznym ruchem „Solidarności” był nieunikniony. Generał Wojciech Jaruzelski przygotowywał już od wielu miesięcy stan wojenny. Bogdan Borusewicz zdążył się ukryć dzień przed wprowadzeniem stanu wojennego, uciekając z mieszkania.
- Wtedy rankiem 12 grudnia wyszedłem z domu i wróciłem dopiero po ponad czterech latach, czyli we wrześniu 1986 roku - wspomina polityk.
Bogdan Borusewicz w podziemiu tworzył i kierował strukturami gdańskiej opozycji. Organizował drukarnie i protesty społeczne. Wraz z upływem czasu Służba Bezpieczeństwa aresztowała kolejnych jego współpracowników.
- Byłem zawodowym rewolucjonistą – mówi o sobie wicemarszałek Senatu. - Wiedziałem już po roku, że walka będzie dość długa, ale uznałem, że jeżeli wziąłem na siebie taki obowiązek, to będę walczył do końca, dopóki mnie nie złapią i nie aresztują.
Marszałek Bogdan Borusewicz przyznaje, że nie był zwolennikiem obrad Okrągłego Stołu. Odmówił udziału w negocjacjach. Uważał, że „Solidarność” w 1988 roku była zbyt słaba. Jednak po czasie zmienił zdanie na temat Okrągłego Stołu.
- Oceniam go jako ważny element i jako nasze zwycięstwo, bo jednak Polska przeszła na drogę demokratyzacji, po prostu jesteśmy zupełnie w innym miejscu. Jesteśmy innym krajem, więc po kilku latach oceniałem to pozytywnie.
Z Bogdanem Borusewiczem, liderem antykomunistycznej opozycji na Wybrzeżu, wieloletnim marszałkiem Senatu, a obecnie wicemarszałek Senatu, rozmawia Halina Ostas.