Władze PRL kontra Jan Paweł II
Kiedy Karol Wojtyła został papieżem, dla władz komunistycznych stało się jasne, że zmieni się w Polsce status Kościoła, do tej pory skutecznie marginalizowany przez ateistyczną ideologię. Od tego dnia komuniści musieli zaakceptować obecność Kościoła w przestrzeni publicznej i w życiu Polaków.
W 1966 roku, z okazji tysiąclecia chrztu Polski do Częstochowy chciał przyjechać papież Paweł VI. Władze PRL kategorycznie nie zgodziły się na taki pomysł, m.in. dlatego, żeby zapobiec nadawaniu tak wysokiej rangi tej dacie.
Głowa państwa z turystycznym paszportem
Kiedy Karol Wojtyła został wybrany na papieża 16 października 1978 roku, stało się jasne, że będzie chciał odwiedzić ojczyznę. Negocjacje w tej sprawie rozpoczęły się bardzo szybko, mimo że Polska Ludowa nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z państwem Watykan, a na konklawe kardynał Karol Wojtyła wyjechał z paszportem turystycznym.
Władze PRL rozpoczęły te rozmowy od próby przesunięcia jak najdalej w przyszłość tej wizyty. Zaproponowano nawet datę – 1983 rok.
Kiedy Karol Wojtyła został papieżem, dla władz komunistycznych stało się jasne, że zmieni się w Polsce status Kościoła, do tej pory skutecznie marginalizowany przez ateistyczną ideologię. Od tego dnia komuniści musieli zaakceptować obecność Kościoła w przestrzeni publicznej i w życiu Polaków. Dlatego wybór Polaka na papieża i szybki jego przyjazd do ojczyzny wywołał panikę w szeregach władz rządowych, zależnych całkowicie od swych mocodawców w Moskwie.
Pokazujcie tylko "rozmodlone siostry zakonne"
Władze zdecydowały się walczyć z papieżem w za pomocą aparatu bezpieczeństwa (o czym szerzej w artykule "Lato 79") oraz za pomocą kontrolowanych przez siebie środków przekazu. Prezes Radiokomitetu Maciej Szczepański, nazywany przez pracowników radia i telewizji "Krwawym Maćkiem", nakazał przedstawianie wizyty Jana Pawła II w taki sposób, by zaniżyć liczbę uczestników spotkań z papieżem. Operatorzy kamer telewizyjnych mieli kierować obiektywy głównie na "rozmodlone siostry zakonne" w ciasnych kadrach. Z kolei spikerom i reporterom radiowym polecano, by pomijali w swoich relacjach obecność tłumów.
Same relacje telewizyjne i radiowe miały na celu, zdaniem historyka Grzegorza Majchrzaka, zniechęcenie Polaków do wzięcia udziału w wydarzeniu. Chodziło o to, by "wygodna" perspektywa śledzenia wizyty przy radioodbiornikach i telewizorach wygrała z potrzebą bezpośredniego spotkania z papieżem, to miało wpłynąć na frekwencję na spotkaniach i dałoby mediom możliwość pokazania jak niewiele osób jest zainteresowanych wizytą papieża.
Jana Pawła II witały miliony Polaków
Komuniści odnieśli w tej materii połowiczny sukces. Frekwencja faktycznie była niższa od tej, którą przewidywał Episkopat. Inną kwestią jest to, że przewidywania te w kraju, w którym transport i komunikacja stały na niewysokim poziomie, a na małego fiata czekało się latami, zdają się fantastycznie rozbuchane – np. liczono na milion ludzi na Placu Zwycięstwa, podczas gdy sama Warszawa liczyła wówczas 1,5 mln mieszkańców.
Dodatkowo władze ograniczyły liczbę osób, które mogą wziąć udział w zgromadzeniu wprowadzając specjalne karty wstępu rozprowadzane przez księży w swoich parafiach. Tym samym na Kościół spadła współodpowiedzialność za bezpieczeństwo ludzi zgromadzonych na spotkaniach z papieżem. Sami biskupi przyznali, że dali się w ten sposób przechytrzyć. Podczas spotkania Konferencji Episkopatu w Częstochowie uznali, że frekwencja była niższa od spodziewanej, ponieważ "Kościół dał się nabrać na karty wstępu i komunikaty w środkach masowego przekazu".