múm: islandzcy artyści zajmują się rybołóstwem

Przez sobotnim występem na Free Form Festival muzycy múm zawitali do Radiowego Domu Kultury. A że pochodzą z wyjątkowego miejsca, ich rozmowa z Agnieszką Szydłowską nabrała wyjątkowo "krajoznawczego" charakteru...

Istniejąca od 1997 roku grupa pracuje nad siódmym już albumem. Ale wielu polskich odbiorców zakochało się w muzyce Islandczyków za sprawą ich zeszłorocznego występu na Festiwalu "Sacrum Profanum".

 

Wraz z zaproszonymi przyjaciółmi (a znalzał się wśród nich jeden Polak - L.U.C.) múm rozrosło się wtedy do kilkunastoosobowego składu, który zachwycił krakowską publiczność specyficznym dla siebie połączeniem nowoczesnych elektonicznych brzmień z folkowym klimatem.

Taki familijno-komunalny duch towarzyszy zresztą islandzkim muzykom na co dzień. Chociaż, wbrew sugestiom Agnieszki Szydłowskiej, żaden z nich nie jest rybakiem, większość muzyków ośmioosobowego składu traktuje muzykę przede wszystkim jako pasję, zajmując się na co dzień uprawianiem zupełnie innych zadów.

- To bardzo mały rynek. Dlatego nawet, jeśli wszyscy Cię kochają, bardzo trudno jest się utrzymać z grania muzyki czy uprawiania sztuki - wyjaśniają członkowie múm. - Faktycznie więc bardzo dużo osób chodzi do pracy, a wieczorami pisze poezję albo komponuję muzykę. I bardzo rzadko maja oni śmiałość w ogóle nazywać się artystami.

Rozmowa w "Radiowym Domu Kultury" przełamała także stereotyp dotyczący zasadniczości i systematyczności ludzi Północy. - Nasze piosenki powstają bez żadnej strategii, na drodze improwizacji, a wręcz chaotycznie - opowiadali islandzcy muzycy o powstawianiu nowego albumu - Na dziesięć utworów może jeden okazuje się dobry.

Nie trzeba dodawać, że goście Agnieszki Szydłowskiej nie zdradzili daty premiery kolejnej płyty...

(mm)