- To muzyka przychodzi do mnie, nie ja ją wymyślam - tłumaczy Michał Lorenc. Mówi, że nie jest muzykiem zawodowym, nie potrafi komponować w rozumieniu matematycznych równań. Uważa się raczej za artystę ludowego, takiego z bożej łaski.
- Pomysł musi do mnie przyjść. Gdy jestem na projekcji filmu, to już z grubsza tę muzykę słyszę. Nie całą, raczej nastrój i tempo, które jest najważniejsze, bo wyznacza rytm filmu - opowiada. Nie lubi pisać kompozycji zanim powstanie film, bo to obraz uruchamia w jego głowie muzykę.
Nie wierzy w przypadki. Gdy jako nastolatek prowadził bazę noclegową w Bieszczadach odwiedził ją Jacek Kleyff z Czesławem Bieleckim: - Kleyff był wtedy dla mnie postacią legendarną, a spędziliśmy wieczór grając, wymieniając się piosenkami.
Dzięki temu spotkaniu trafił do magazynu Macieja Zembatego "Zgryz". W połowie lat 70., jako szesnastolatek, komponował już nie tylko na własny użytek, lecz także dla Wolnej Grupy Bukowina.
Potem na swojej drodze spotkał Andrzeja Kostenkę, związanego z Romanem Polańskim: - Poprosił mnie o napisanie piosenki do filmu, która zresztą nie została wykorzystana.
Kilka lat później, gdy szedł Krakowskim Przedmieściem, napaskudził na niego gołąb: - Wszedłem do Bristolu, a tam: Kostenko z ekipą filmu 'Przyjaciele". Widać tak miało być. Poprosił, żebym napisał jedna piosenkę, a ja wywalczyłem całą muzykę - mówi.
Kompozycje w wykonaniu Kory i Marka Jackowskich zostały wkrótce wydana na płycie we Francji i odniosły sukces. Potem był film "300 mil do nieba". - Gdy go robiliśmy, myśleliśmy, ze pójdzie na półkę - opowiada Michał Lorenc. Ale to już był rok 1989.
Robił w życiu wiele rzeczy: pracował w Szwecji jako robotnik, pisał książki dla dzieci. - Jestem strasznie impulsywny i z tego powodu często mam kłopoty, ale też właśnie dlatego mogę robić to, czym się zajmuję. Bo muzyka filmowa opiera się na właśnie na emocjach - podkreśla gość "Spotkania z mistrzem".
Jak dotąd, skomponował muzykę do 175 filmów. - Ta liczba mnie powala. Każdy film to dla mnie osobny byt, za każdym razem czuję się debiutantem. Często upieram się przy swojej koncepcji, która wcale nie jest lepsza od reżyserskiej, ale jest moja – tłumaczy.
W przededniu katastrofy w Smoleńsku zadzwoniono do Michała Lorenca, czy zgodzi się na wykorzystanie podczas uroczystości jego muzyki z filmu o Kuklińskim. Zgodził się. Wkrótce okazało się, że zabrzmiała ona w dużo bardziej dramatycznych okolicznościach. Potem kompozycje do filmu "Różyczka" zostały użyte jako oprawa ceremonii pogrzebowych pary prezydenckiej.
Z kolei muzyka z "Szukałem cię" została złożona jako dar po beatyfikacji Jana Pawła II. - To była wielka przygoda, praca nad nią. Mogłem nagrywać w Kamerunie, z każdą orkiestrą świata. Po beatyfikacji zagrano ją w kościele św. Ignacego w Rzymie – mówi i twierdzi, że entuzjastyczne przyjęcie zawdzięcza wykonawcom z Kamerunu. Chciałby teraz nagrać z nimi polskie kolędy.
- Nie czuję się mistrzem. Nie lubię być oceniany i nie robię tego innym – podkreśla na zakończenie.
(lu)
Aby wysłuchać audycji Ewy Heine, wystarczy wybrać dźwięk "Michał Lorenc" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.