- Shazza! Shazza! Shazza! Shazza! Ktoś mi ciebie kochać kazał - śpiewał w 1996 roku zespół Big Cyc, dyskontując wyjątkową popularność pierwszej i największej diwy disco polo. Tym samym Magdalena Pańkowska znalazła się w elitarnym gronie kilku zaledwie polskich artystów, którzy doczekali się własnego "tribute-songu". Dosyć specyficznego, przyznajmy, bowiem w finale epickiej opowieści o fanie Shazzy dowiadujemy się, że obiekt jego westchnień to zakamuflowany mężczyzna. Artystka rozważała nawet możliwość wytoczenia zespołowi procesu, do czego ostatecznie nie doszło.
Ta historia pokazuje jednak, jak istotną rolę diwa disco polo odgrywała w masowej wyobraźni w połowie lat 90. O Shazzie się śpiewało i mówiło, kochało się ją lub nienawidziło, ale nie sposób było pozostać wobec niej obojętnym. Obok święcących po dziś dzień sukcesy zespołów Boys oraz Bayer Full, pozostawała ona przez dobrą dekadę symbolem najbardziej wstydliwego, ale też swojskiego i perwersyjnie pociągającego oblicza polskiej kultury.
"Bierz co chcesz" to bodaj największy przebój Shazzy. Pochodzi z jej czwartego studyjnego albumu, wydanych w 1995 roku "Egipskich nocy", które sprzedały się w ponad 300 tysiącach egzemplarzy, co stanowiło jeden z rekordowych wyników w historii polskiej fonografii. Teledysk mówi wszystko. Z jednej strony: szara rzeczywistość okresu transformacji. Z drugiej: naiwna wizja dobrobytu i romantycznych uniesień przyprawiona pseudo-egipską egzotyką, która stała się kluczowym elementem wizerunku Shazzy. Jednym słowem: doskonałe w swej dosadności ucieleśnienie wizji świata oraz marzeń statystycznego Polaka połowy lat 90.
Natomiast odsądzana od czci i wiary muzyczna warstwa disco polo to nic innego jak mamoniowa piosenka, którą już słyszeliśmy. Chociażby na wiejskim weselu, na którym każdy z nas przynajmniej raz w życiu świetnie się bawił, a które stanowiło naturalną kolebkę rozwoju "muzyki chodnikowej" już w latach 80. "Nowoczesne" brzmienie rodem z italo disco, odległe echa muzyki tradycyjnej, a przede wszystkim kalki z kultury masowej PRL. Nie tyle banalizowane, co zwyczajnie powielane. Nie przez przypadek wśród największych przebojów Shazzy znalazły się piosenki "Nie bądź taki szybki Bill" ( z repertuaru Kasi Sobczyk), "Gdy mi ciebie zabraknie" (oryginalnie wykonywana przez Ludmiłę Jakubczak) oraz "Nie żałujcie serca dziewczyny" (Anna Jantar), która zdobyła Złoty Pierścień na... XXVI Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w 1996 roku.
Bardzo często najbardziej bezkompromisowi krytycy fenomenu disco polo, jak choćby Big Cyc, reprezentowali kulturę równie swojską i naturszczykowską. Fakt ten zauważył (a raczej przyznał się do niego) Paweł Kukiz, którego zespół Piersi uderzył pod koniec minionego stulecia w niemniej ludyczno-weselne tony. Na Festiwalu w Opolu w 1998 zaprosił on Shazzę do wspólnego wykonania swojego przeboju "Zośka". Ta sama piosenka trafiła później na, ostatni jak dotąd, studyjny album artystki pod wiele mówiącym tytułem "Jestem sobą" (2001).
Jednakże to nie Pawłowi Kukizowi, ani też Festiwalowi w Opolu, czy Telewizji Polskiej, która w 1995 roku wyemitowała "Karnawałową Galę Disco Polo", należy się palma pierwszeństwa, jeśli chodzi o wprowadzenie "muzyki chodnikowej" na salony oficjalnej kultury masowej. Populistyczny potencjał disco polo zdyskontowali już przed wyborami prezydenckimi 1995 roku politycy. W rytmach disco polo rozgrywała się kampania m.in.: Mariana Krzaklewskiego, Waldemara Pawlaka (zresztą dwa lata później lider zespołu Bayer Full, Sławomir Świerzyński bezskutecznie kandydował do Sejmu z list PSL) i Aleksandra Kwaśniewskiego. Do historii polskiej kultury przeszedł już taniec ostatniego z polityków do piosenki zespołu Top One pod nie budzącym wątpliwości tytułem "Ole Olek!".
Shazza, pomimo natrętnych porównań do Jolanty Kwaśniewskiej, nigdy nie poparła publicznie żadnej opcji politycznej, nie wystąpiła w reklamie (choć ma na koncie kilka epizodów filmowych) i odmówiła udziału zarówno w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie", jak i w "Tańcu z gwiazdami". Ba, po umiarkowanym sukcesie komercyjnym albumu "Jestem sobą" (związanym prawdopodobnie z ogólnym spadkiem zainteresowania disco polo) postanowiła usunąć się w cień, wyjechała do USA i zajęła się pisaniem autobiografii. Takiej niezależności pozazdrościć mogłaby jej większość dumnych celebrytów nowej generacji. Ale też dorobek składający się z ośmiu studyjnych albumów (z których dwa pokryły się złotem, a kolejne dwa platyną) pozwala Shazzie nie martwić się o popularność ani przychody przez następnych kilka dekad.
Z drugiej strony w ostatnich latach obserwujemy prawdziwy renesans zainteresowania "muzyką chodnikową" i jej powrót na anteny lokalnych oraz ogólnopolskich stacji radiowych i telewizyjnych. Być może czeka nas więc także wielki come back legendarnej już diwy disco polo...