"Nie chcę cię częstować śmiercią, życie piękniejsze jest niż śmierć" – tymi słowami na początku nowego wieku Grabaż z Pidżamy Porno w piosence "Pryszcze" spróbował przeciwstawić się szerzącemu się wśród młodzieży romantycznemu kultowi artystów samobójców. Moda na nieprzystosowanych, radykalnie i ostatecznie rozwiązujących swoje problemy twórców trwa przynajmniej od czasów Wertera. Cierpienie, depresja, rozpacz wyrażane w sztuce są intrygujące, symbolizują skomplikowaną wrażliwość i głębię spostrzegania, hipnotyzują złowrogim pięknem. Same w sobie stanowią urodzajne źródło inspiracji w myśl hasła: "cierpienie rodzi sztukę". Poza tym nie od dziś wiadomo, że muzykom łatwiej jest napisać niebanalną smutną piosenkę niż naprawdę dobrą wesołą. Piszą więc często w ten sposób, rozładowując osobistą potrzebę ucieczki z tego świata.
Niewątpliwie największym klasykiem polskiej pieśni samobójczej jest szlagier z 1935 roku "To ostatnia niedziela", nawiązujący tytułem to węgierskiej pieśni "Gloomy Sunday", która dwa lata wcześniej wywołała falę ponad 100 samobójstw wśród Madziarów. W tym polskim "tangu samobójców" porzucony przez narzeczoną na rzecz bogatszego kochanek nie deklaruje jednoznacznie chęci odebrania sobie życia. Jednak rozpacz, z jaką prosi ukochaną o ostatnie spotkanie, i wypowiadane słowa: "dziś dla mnie jedno jest wyjście, ja nie znam innego, tym wyjściem jest, no, mniejsza z tym.." nie pozostawiają wątpliwości co do dalszych losów biedaka. Zastanawiać może jedynie metoda rozstania się z tym światem...
Bardziej współcześni nam wykonawcy otwarcie śpiewają o tym, jak skończą ich bohaterowie. Popularnością cieszy się skok z dachu. Na klasycznej płycie "Esion" nieodżałowanej słupskiej Ewy Braun, niemal w całości poświęconej życiowemu eskapizmowi, w dramatycznym utworze "Ucieczka" z dachu ponad dwudziestopiętrowego bloku skacze para. Motyw? W dosłownym rozumieniu chodzić może o osaczenie przez policyjny pościg, ale chyba bardziej właściwe jest symboliczne znaczenie sytuacji: niemożność odnalezienia się w społeczeństwie. Kochający się ludzie decydują się na skok, gdyż nie czują się, poza sobą, nikomu potrzebni ("dwadzieścia parę pięter, tyle niepotrzebnych lat"). Wiatr ubiera ich do trumny i zaślubia ich z wiecznością.
Samotnie z okna skacze Dolly, kobieta z ostatniej piosenki na płycie Heya "Sic". Jest pogodzona z losem, prawdopodobnie już nie wierzy, że czeka ją w życiu coś ciekawego. W locie w jedną stronę wspomina różne miłe momenty: "najlepiej było wtedy kiedy kogoś miałam w sobie gdy pachniało deszczem i marzyłam wieczorem". Rozczarowanie czeka ją na końcu, gdy dwóch rosłych aniołów wyprowadza ją z nieba, gdyż "dla niecierpliwych miejsca w niebie nie ma". Śmierć samobójczą ponosi również inna bohaterka piosenki Nosowskiej, tym razem z solowej płyty "Puk, puk". Zofia, niezauważana i niekochana przez męża, po wielu wysiłkach zwrócenia na siebie uwagi, w rocznicę srebrnych godów, wiesza się w łazience. I jeszcze raz wróćmy na płytę "Sic!". W piosence "Mikimoto król pereł" poznajemy prawdziwego bon vivanta, uwielbianego przez prostytutki i barmanów. Ten trzymający fason król życia, poklepywany po plecach przez wszystkich, skrywa w sobie tajemnicę: tak naprawdę jest samotny w tłumie przyjaciół. Ci pewnego ranka znajdują go martwego. Tabletki, żyletka, pistolet, sznur? Nie wiadomo. Mikimoto zostawia krótki list o treści: jakże nieznośna jest samotność.
W ciekawy, nie do końca jasny sposób, chce się zabić bohater piosenki Myslovitz "Zamiana" z płyty "Miłość w czasach popkultury". Z kilku wersów tekstu widać od razu, że to nieśmiały nadwrażliwiec, wyszydzany i nierozumiany przez otoczenie, żyjący we własnym świecie. Choć buńczucznie i romantycznie zapewnia, że strzeli sobie w łeb w tą piękną noc, to gdzieś tam w środku odzywa się głos wewnętrznego sprzeciwu: "wiedz, że nie poddam się, dopóki czuję gdzieś płynącą we mnie krew". W piosence intryguje przedmiot, którym zamierza strzelić sobie w głowę nasz smutny bohater: jest nim... butelka. Czy chodzi o symboliczne upicie się, czy o dosłowne "strzelenie sobie w głowę szkłem butelki" pozostawiamy już waszej fantazji.
Na koniec naszego krótkiego przeglądu piosenkowych samobójstw prezentujemy prawdziwego młodego gniewnego z piosenki Partii "Chciałbym umrzeć jak James Dean". Bohater ten jest prawdopodobnie fanem rock’n’rolla pragnącym wcielić w życie hasło "Żyj szybko, umieraj młodo". Tu nie chodzi o jakieś głębsze egzystencjonalne rozkminki i społeczne niezrozumienie, chodzi o "fajną", stylową śmierć i zwrócenie na siebie uwagi ("uśmiech na plakacie, zdjęcie w gazecie, teraz wreszcie wiesz, że istnieję"). Podmiot liryczny wyobraża sobie, że w ostatnich chwilach w płonącym wraku rozbitego samochodu będzie w stanie pomyśleć prawdopodobnie o kimś bliskim ("ostatni oddech, ostatni szept, chciałbym wiedzieć, o czym teraz myślisz"). Wierzy, że taka śmierć zapewni mu życie wieczne. Nie wie, że dla takich ludzi jak on zespół Łzy napisał specjalną piosenkę...