Zygmunt Staszczyk zatytułował swą pierwszą solową płytę "Muniek". Tytuł świadczy o tym, że chce być młody, chce być tym, kim był dawniej. Zawsze Muniek. Nagrał płytę ze starym kumplem Jankiem Benedkiem z pierwszego warszawskiego wcielenia T.Love ("Pocisk miłości", "King"). W macierzystym zespole Muńka ponoć męczy ostatnio nadmiar odpowiedzialności, teraz powstała płyta, na której oddał wszelkie prerogatywy Benedkowi, jego są tylko teksty. Można chyba mówić o próbie powrotu do starych dobrych czasów.
Autorzy płyty ocenili, że najfajniej będzie grać tak, jak się grało w ich dość już odległej młodości. Benedek w aranżacjach konsekwentnie co kawałek zmienia dekoracje, ale ma w zanadrzu wyłącznie pomysły sprzed ćwierć wieku. To jest jakiś pomysł na muzykę, ale z projektu wymiksował się basista Kuba Czubak z The Car Is On Fire. Sporo starszy Benedek sprawnie imituje ponury kawałek w stylu Toma Waitsa ("Ring dong"), szybki Maanam ("Njutella Marcella" z udziałem Kory) czy "Train In Vain" The Clash ("Hot hot hot"). Muzycznie z całej płyty trzyma się ten ostatni utwór oraz "Święty" (w stylu Queen). Mało.
W przeciwieństwie do Grabaża - ten napisał płytę dla swoich rówieśników - Z.S. postanowił uwieść młodzież ("Tina", "Georgie Brown", "Stary boy"). Wybrał najgorszy sposób, żeby to osiągnąć: przez "młodzieżowe" teksty, ale zamiast słów prostych i naturalnych spod pióra wyszły mu prostackie. Na uwagę zasługuje koszmarny tekst do bezpłciowego country pt. "Gan". Staszczyk stara się tu być kontrowersyjny, głosi pochwałę dostępności broni. Nie wiem, czy rozmyślnie, ale pisze ten głupi tekst głupawymi rymami: "Gazeta mówi gej OK / ta sama wazelina, klej / moją królową zostać chciej". Czy ten człowiek, wielki światowiec, wielbiciel Londynu, wie, co łączy angielskie słowa "gay" i "queen"? Otóż Staszczyk pchnął polski rock na nowe tory - na przestrzeni trzech linijek wyeksplikował swoją homofobię i dokonał coming outu. Naprawdę kontrowersyjny ten "Gan"... Jest w tej piosence więcej perełek: "Zaproś przyjaciół, nie wpuszczaj wrogów / jestem kowbojem u twoich progów". Progów gitary? Może lepiej było zrymować tu pierogi. Przykro, gdy tekściarz kiedyś bazujący na świetnej, żywej wyobraźni i niesamowitych skojarzeniach ("Moja kolacja to imitacja", "Gumka babalumka", do tego choćby "Gwiazdka", "Przemoc" czy "Kołysanka zabijanka" o wymowie przeciwnej do "Gana"), nazywa piosenką zestaw infantylnych poglądów, z trudem zrymowany przez głuchego i podpisany własnym nazwiskiem. W wywiadzie dla ”Lampy” objaśnił, że jest przeciwnikiem broni, a w tekście chodzi o metaforę - trzeba mieć swoje poglądy. Aha.
Zdumiewające, że autor świetnych tekstów - o miłości, mieście, przemocy, nowych czasach, nieprzystosowaniu - tak bardzo nie ma nic do powiedzenia. "Dziś popiół jest w mym domu", "wybaczać nie jest łatwo / lecz miłość niesie światło", mówi do Anny Marii Jopek, bo i ona jest atrakcją płyty. A przecież zamiast robić dobrą minę do złej gry, gdy nic fajnego nie przychodzi do głowy - można jak Grabaż czy Adam Nowak zrobić z zespołem covery. Muniek potrzebuje wczoraj, jak nigdy dotąd.
Jacek Świąder