Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Łukasz Kłosowski 02.07.2010

Dwa różne sondaże i dwaj zwycięzcy

W jednym wygrywa kandydat Platformy Obywatelskiej, w drugim kandydat Prawa i Sprawiedliwości.

Sondaż Homo Homini dla Polskiego Radia podaje, że 53,9 proc. ankietowanych w niedzielę zagłosuje na Bronisława Komorowskiego, 42 proc. chce oddać głos na Jarosława Kaczyńskiego. W sondażu dla "Rzeczpospolitej" Kaczyński może być pewny głosów 49 proc. wyborców, a Komorowski – 47 proc.

- Nie sondaże decydują, a głosowanie. W tej chwili proszę wszystkich, którzy zdecydowali się głosować na mnie, a także tych, którzy biorą to pod uwagę, aby poszli głosować - powiedział w "Sygnałach Dnia" kandydat na prezydenta Jarosław Kaczyński.


Kaczyński powiedział, że jeśli zostanie prezydentem, postara się naprawić polskie życie publiczne, które – według jego opinii – w ostatnim czasie nie wyglądało najlepiej. Jeżeli chodzi o sprawy związane z funkcjonowaniem państwa w pierwszej kolejności chce zająć się poprawą sytuacji w służbie zdrowia, poprawą infrastruktury drogowej, polską energetyką, systemem przeciwpowodziowym, rolnictwem i nauką.

- Zdaję sobie sprawę, że nie zdołam przełamać podziałów partyjnych, ale chciałbym, żeby prezydent był traktowany jako przedstawiciel racji wyższych niż racje partyjne. Jeżeli zostanę prezydentem, nie tylko przestanę być prezesem PiS, ale i wystąpię z partii – deklaruje.

Kaczyński podejmie rozmowy z rządem oraz z najważniejszymi środowiskami społecznymi. – Będą na pewno aktywny, ale aktywny w ramach konstytucji – mówi.


W czasie swoich ostatnich spotkań z wyborcami Kaczyński poruszał temat Edwarda Gierka, który był komunistyczny, ale był patriotą, a Kaczyński miał w nim cenić to, że opozycję tolerował, a nie zamykał do więzienia. – Mówiłem, że miał ambicje, chciał, żeby Polska znalazła się w światowych rankingach wysoko - tłumaczy. - Polska polityka powinna polegać na wielkich ambicjach, na podnoszeniu sufitu – dodaje. Kaczyński powiedział, że miał na myśli przyszłość, a nie przeszłość naszego kraju.

Gość Jedynki jeśli zostanie prezydentem, w poniedziałek będzie musiał „odbyć wiele rozmów”. Podobnie jeśli przegra wybory.

(łk)

''

Krzysztof Grzesiowski: Niespełna 54% ankietowanych deklaruje, że w niedzielę zagłosuje na Bronisława Komorowskiego, 42% chce oddać głos na Jarosława Kaczyńskiego. Takie są wyniki ostatniego przed II turą wyborów sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badania Opinii Homo Homini dla nas, dla Polskiego Radia, próba 1203 osoby, metoda telefoniczna. Ale to tylko jeden z sondaży. Inny, który publikuje dziś Rzeczpospolita, mówi o tym, że II turę wyborów wygra Jarosław Kaczyński – 49% poparcia, 47% ma mieć Bronisław Komorowski, to z kolei próba 1000-osobowa. Krótko mówiąc, sondaże mówią o jednym: dają szansę obu kandydatom, nikomu nie odbierają szans, no ale z drugiej strony obu trzymają w niepewności co do wyniku.

Były Premier, kandydat na Prezydenta, pan Jarosław Kaczyński jest naszym gościem. Dzień dobry, panie premierze.

Jarosław Kaczyński: Dzień dobry.

K.G.: To taka trochę niewygodna sytuacja taka niepewność. Jak pan się w tym czuje?

J.K.: Czuję się jak każdy, kto bierze udział w wyborach. Zawsze nie sondaże decydują, tylko głosowanie. To, co mogę w tej chwili powiedzieć, to prosić wszystkich tych, którzy się zdecydowali głosować na mnie, a także tych, którzy biorą to pod uwagę, bo pewnie jeszcze nie wszyscy się zdecydowali, żeby po prostu poszli głosować. Ale w ogóle proszę Polaków o to, żeby wzięli udział w głosowaniu, żeby to było więcej niż 54%, bo naprawdę frekwencja jest rzeczą ważną w wyborach, jest ważna dla demokracji, już niezależnie od tego, kto wygrywa.

K.G.: A czy wtedy, kiedy podejmował pan decyzję o starcie w wyborach, spodziewał się pan, że sprawy będą wyglądały tak jak wyglądają dziś, na dwa dni przed wyborami?

J.K.: Panie redaktorze, to była bardzo szczególna sytuacja, do której ja nie chciałbym wracać. Panowie przecież sobie, jak i wszyscy nasi słuchacze, zdają sprawę, w jakiej sytuacji wtedy wszyscy żeśmy się znajdowali, ja się znajdowałem i znajduję w dalszym ciągu, ale powiedziałem sobie, że w trakcie kampanii wyborczej nie będę o tym mówił.

K.G.: Jakim pan będzie prezydentem, jeśli wygra pan wybory? Aktywny, inicjatywny?

J.K.: Ja w trakcie kampanii wyborczej mówiłem, że będę się starał wykorzystać tę nową sytuację w Polsce, sytuację, która wynikła z największej tragedii po 45 roku, tak to powiedział sejm i senat Polski, dla naprawy polskiego życia publicznego, które w ostatnich latach wyglądało nie najlepiej. I podejmę tę próbę z całą pewnością. Mam nadzieję, że ona się uda, mam nadzieję, że ta nowa sytuacja zostanie potraktowana przez wiele sił politycznych, przez wielu polityków czy to ze względów moralnych, czy nawet po prostu ze względów czysto pragmatycznych jako taka, która daje podstawę do pozytywnej zmiany. A ta zmiana jest potrzebna sama przez się, bo ten kształt był naprawdę niedobry jakby niezależnie nawet od jego skutków, ale przede wszystkim chodzi o to, żeby kilka tych sprawy, które są w Polsce zablokowane, a które dotyczą wszystkich Polaków, dotyczą naszej przyszłości, szans na to dziesięciolecie i na kolejne dziesięciolecia zostało załatwionych....

K.G.: Te kilka spraw to?

J.K.: Służba zdrowia, sprawa budowy autostrad, sprawy polskiej energetyki, bezpieczeństwa energetycznego, sprawy powodzi, wody w Polsce, zabezpieczenia wykorzystania środków europejskich, walki o sprawy polskiego rolnictwa, równości, jeżeli chodzi o dopłaty dla polskich rolników i na przykład rolników niemieckich czy francuskich – to są takie sprawy, które należy traktować jako ponadpartyjne. Sądzę, że to są także sprawy nauki, zwiększenia, bardzo znacznego zwiększenia wydatków na naukę, oświaty, równości szans. No, krótko mówiąc, nie ma partii, która mówi wprost, że tego nie chce. Wobec tego jeżeli wszyscy mówią, że chcą, to może coś z tego powinno wynikać.

K.G.: Ano właśnie, ma pan inicjatywę ustawodawczą jako prezydent, ma pan prawo zgłaszania projektów własnych ustaw, no ale ma pan przeciwko sobie w tej chwili koalicję rządzącą, tak się składa, taki jest układ polityczny. A zatem jak realizować swoje zamiary?

J.K.: Pan redaktor był łaskaw użyć określenia „mam przeciw sobie”. Otóż całe moje działanie będzie skierowane ku temu, żeby to „przeciw” było co najmniej względne. Bo oczywiście ja wiem o tym, że nie przełamię podziałów partyjnych, one w demokracji są normalne, ale chciałbym, żeby prezydent był traktowany jako przedstawiciel relacji wyższych niż relacje partyjne. Wystąpię z partii, nie tylko przestanę być jej prezesem, ale także wystąpię z partii, jeżeli zostanę wybrany prezydentem, i będę działał tak, żeby ta moja deklaracja była traktowana jako wiarygodna. Czy inni to przyjmą, no to już od nich zależy, ale ja mam nadzieję, że – powtarzam – nawet jeśli nie moralne, to pragmatyczne względy będą za tym przemawiały, żeby to przyjąć.

K.G.: A jak pan widzi w ogóle współpracę z obecnym rządem, jeśli będzie pan prezydentem?

J.K.: Są ramy konstytucyjne, są interpretacje Trybunału Konstytucyjnego, no i jest to wszystko, o czym już mówiłem, co się stało. Z całą pewnością, jeśli zostanę prezydentem, podejmę z tym rządem, przede wszystkim z premierem, bo on jest tutaj osobą decydującą, rozmowę i będziemy o kształcie współpracy rozmawiać. I w tych sferach, gdzie ona jest jakby nie do uniknięcia, i we wszystkich innych. Będę zwracał się także do różnych środowisk społecznych, nie tylko tych sensu stricto politycznych, będą na pewno aktywny, ale oczywiście aktywny w ramach Konstytucji.

K.G.: Panie premierze, kiedy wczoraj pan był w Sosnowcu, mówił pan o swoim stosunku do, umówmy się, naszej peerelowskiej przeszłości. Mówił pan o osobie Edwarda Gierka, który był komunistycznym, ale jednak patriotą, a pan miał w nim cenić to, że opozycję jakoś tolerował, a nie zamykał do więzienia. Potwierdza pan te słowa?

J.K.: Ja może dokładnie powiedziałem tak, że nie z tego względu nawet go cenię, chociaż to jest w dużej mierze prawda, szczególnie w II połowie lat 70., natomiast cenię to, że miał ambicje, że chciał, żeby Polska była w tych światowych rankingach wysoko. Mówiło się wtedy o podniesieniu sufitu dla Polaków i to cenię. Znaczy ja uważam, że polska polityka powinna polegać na takim podnoszeniu sufitu, na wielkich ambicjach. W tej chwili na przykład to jest sprawa G20 dla Polski, jako nie jedyna, ale bardzo, bardzo ważna, bo to dzisiaj staje się instytucja niesłychanie istotna w wymiarze globalnym. Krótko mówiąc, że to było w nim dobrze, że nie ma się co z tego śmiać, bo z tego się bardzo często później wyśmiewano, z tego dziesiątego miejsca na świecie i tak dalej. Otóż...

K.G.: Bo to nieprawda była, panie premierze.

J.K.: Proszę?

K.G.: Bo to nieprawda była, panie premierze.

J.K.: To nie była może prawda, chociaż oczywiście te statystyki można było wtedy różnie interpretować, natomiast chodzi o coś innego – chodzi o tę ambicję, chodzi o to, żeby patrzeć do góry, żeby próbować się piąć. I powtarzam – to wtedy odnosiło się zarówno do życia ludzi, które się jednak przynajmniej w pierwszych latach 70. poprawiało, i to odnosiło się do tych ambicji całościowych. One były zresztą w węższych gronach. Jak dzisiaj wiemy od historyków, wyrażane nawet w sposób, do którego ja się nie będę tutaj w tej chwili odwoływał, bo to mogłoby być później różnie interpretowane, natomiast to były ambicje rzeczywiście duże. I ja uważam, że to akurat był dobry aspekt jego działania. I spośród tych I sekretarzy, których pamiętają starsze pokolenia, on został zapamiętany najlepiej, w szczególności przez moje pokolenie, przez pokolenie dzisiaj już dojrzałe, można powiedzieć, w całym tego słowa znaczeniu, a wtedy młode.

K.G.: Ale zgodzi się pan, panie premierze, z tym, że II połowa lat 70. to rok 1976, kiedy wielu ludziom złamano życie, złamano kariery. Wtedy powstała opozycja, wtedy powstał KOR, wtedy powstał Ruch Obrony Praw Człowieka ...

J.K.: I ja działałem...

K.G.: ...i Obywatela, Konfederacja Polski Niepodległej. Ludzie siedzieli w więzieniach po prostu.

J.K.: I ja działałem... Tak, w 79 roku powstała Konfederacja Polski Niepodległej, ludzie rzeczywiście siedzieli w więzieniach, na ogół po 48 godzin, co w porównaniu z praktykami poprzednimi było pewnym złagodzeniem. Ja nie chciałbym tego kontynuować, panie redaktorze, to nie jest najważniejsza sprawa. Ja po prostu to powiedziałem, bo tak myślę i tak myśli bardzo wielu Polaków. I sądzę, że miałem prawo to powiedzieć. I to tyle. Nie dyskutujmy o tym więcej, bo to jest raczej sprawa dla historyków. Ja chciałbym myśleć o przyszłości, a nie o przeszłości.

K.G.: No to skoro o przyszłości, co pan będzie robił w poniedziałek, jeśli pan zostanie wybrany prezydentem?

J.K.: W poniedziałek, jeśli zostanę wybrany prezydentem, to sądzę, że będę musiał odbyć bardzo wiele różnych rozmów. Sądzę też, że będę bardzo zmęczony.

K.G.: A jeśli pan nie zostanie wybrany?

J.K.: To też będę musiał odbyć wiele rozmów i też będę bardzo zmęczony.

K.G.: I zastanowić się nad tym, co dalej?

J.K.: No, jeżeli wynik będzie przyzwoity, to sądzę, że jakichś takich zasadniczych dylematów nie będzie. To ja jestem przecież szefem partii...

K.G.: W tej sytuacji pan nim zostanie.

J.K.: Donald Tusk przegrał wybory w 2005 roku i jakoś nic takiego strasznie złego mu się nie stało.

K.G.: Dziękujemy za rozmowę. Jarosław Kaczyński, były Premier, kandydat na Prezydenta Rzeczpospolitej, gość Sygnałów Dnia.

J.K.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)