"Nie chcemy dyktatury!" – krzyczą na placu Tahrir demonstranci w manifestacji przeciwko wybranemu w czerwcu nowemu prezydentowi Egiptu Mohamedowi Mursiemu. Przywódca wprowadził dekret, który daje mu władzę sądowniczą, legislacyjną, wykonawczą a wszelkiego rodzaju dekrety, które wyda, nie mogą być przez nikogo podważane do momentu uchwalenia nowej konstytucji. Daje to Mursiemu praktycznie władzę absolutną.
"Bez Mohameda Mursiego nie będzie pokoju na Bliskim Wschodzie" – mówił Dariusz Rosiak w "Raporcie o stanie świata”>>>
Grzegorz Dziemidowicz z Collegium Civitas, były ambasador RP w Egipcie i Sudanie, podkreśla, że nadzieje Egipcjan na prawdziwą demokrację zostały bardzo rozbudzone. – Ta rewolucja, czy też zmiana władzy, którą oni nazywają rewolucją, jest dla nich czymś niezwykle cennym. Skoro dostrzegli wyraźny sygnał, że wraca stare, to nic dziwnego, że protestują. Myślę, że najbliższy piątek, który jest dniem wolnym od pracy, będzie dniem gniewnego protestu – przewiduje gość Ernesta Zozunia.
Więcej komentarzy do bieżącej sytuacji na świecie znajdziesz na podstronach audycji "Raport o stanie świata" oraz "Trzy strony świata" .
Były ambasador RP w Egipcie i Sudanie mówi, że oczekiwano, że egipski prezydent Mohamed Mursi i Bractwo Muzułmańskie, podobnie jak to się dzieje w Tunezji , pokażą łagodniejszą twarz islamu. – Twarz, z którą Zachód i Stany Zjednoczone będą się mogły porozumieć. Oczekiwano, że ta demokracja będzie. Oczywiście w stylu islamskim, ale czy takowa nie jest na przykład w Turcji, gdzie od trzech kadencji parlamentarnych rządzą wybrani w wolnych, demokratycznych wyborach przedstawiciele właśnie partii islamskiej? – pyta gość Trójki.
Na "Trzy strony świata" zapraszamy w poniedziałki i środy o godz. 16.45.