Społeczny trybunał ds. zbrodni stalinizmu na Białorusi, skupiający m.in. historyków i działaczy społecznych, rozpoczął pracę w Mińsku. Jego celem jest m.in. utrwalenie w społeczeństwie wiedzy o represjach stalinowskich - podały w piątek niezależne media.
Pierwsze, czwartkowe posiedzenie trybunału, w którego skład wchodzą m.in. historycy i działacze białoruskiego oddziału stowarzyszenia Memoriał oraz inicjatywy "O uratowanie Kuropat", było poświęcone represjom sowieckim na Zachodniej Białorusi, między innymi białoruskiej liście katyńskiej.
75 lat temu, 5 marca, w politbiurze KC Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) podjęto decyzję, podpisaną przez Stalina, o zabiciu na terytorium ZSRR około 22 tys. oficerów polskiej armii. Jak wiemy, 3870 nazwisk tych, którzy zostali rozstrzelani na terytorium Białorusi, do tej pory nie jest znanych - podkreślił na posiedzeniu historyk Ihar Kuzniacou, cytowany przez gazetę internetową "Biełorusskije Nowosti".
Zaznaczył, że rozmiary stalinowskich represji na Białorusi "do tej pory nie są zbadane" i choć oficjalnie mówi się o 600 tys. represjonowanych, to analiza licznych źródeł pozwala stwierdzić, że ich liczba "wynosi około 1,4-1,6 mln, w tym co najmniej 300 tys. rozstrzelanych".
Jak podkreślił, oficjalna białoruska historiografia nie zajmuje się podobnymi tematami, bo "ta historia jest sprzeczna z dzisiejszym modelem ideologicznym".
- Już 20 lat ten temat znajduje się na Białorusi poza polem uwagi i faktycznie jest zakazany, nie ma żadnych badań i nie pisze się o tym w podręcznikach. Wyrosło nowe pokolenie, które nie ma wiedzy ani o Katyniu, ani o Kuropatach - zaznaczył Kuzniacou.
"Stalinizm podnosi głowę"
Szef białoruskiego oddziału Memoriału Uładzimir Ramanouski podkreślił, że o konieczności zajęcia się przez społeczeństwo tematem stalinowskich represji przypominają wydarzenia w Rosji.
- Stalinizm podnosi głowę, Stalin jest wybielany. Władze w Rosji nie mogą się porozumieć nie tylko z własnym społeczeństwem, ale i całym światem. To ma wpływ na sytuację na Białorusi - zaznaczył.
Polscy historycy przypuszczają, że Polacy aresztowani po wejściu Armii Czerwonej na tereny II Rzeczypospolitej w 1939 roku, a następnie zaginieni, zostali zamordowani w więzieniu w Mińsku. Mogą o tym świadczyć przedmioty polskiego pochodzenia, wydobyte w latach 80. i 90. podczas ekshumacji przeprowadzonych w Bykowni pod Kijowem i w Kuropatach pod Mińskiem. Dane o tych ofiarach powinna zawierać tzw. białoruska lista katyńska, która, według przypuszczeń badaczy, mogła znajdować się w Mińsku i Moskwie i liczyła 3870 nazwisk.
Władze rosyjskie na początku 2010 roku poinformowały, że nie znalazły listy w rosyjskich archiwach. Szef białoruskiego państwa Aleksander Łukaszenka, pytany o nią na konferencji prasowej w grudniu 2011 roku, oświadczył, że szukano jej w archiwach na Białorusi, ale bezskutecznie. Powtórzył to zapewnienie w 2013 roku.
PAP/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl
bialorus.polskieradio.pl