Nadzieja umiera ostatnia - tak mówi Roman Jakowlewski, politolog, niezależny białoruski komentator polityczny, pytany przez portal PolskieRadio.pl o możliwość przemian na Białorusi. Zauważa, że ostatnio na relacje Zachodu z proeuropejską demokratyczną opozycją cień rzuca pragmatyczne nastawienie polityków do reżimu Aleksandra Łukaszenki. Politolog przestrzega, że oficjalny Mińsk jest w pełni uzależniony od Moskwy, m.in. w zakresie wojskowym. Stąd jego zdaniem można będzie spodziewać się odpowiedzi ze strony Państwa Związkowego Rosji i Białorusi w związku z działaniami NATO. Politolog zauważa także, że relacje białorusko-ukraińskie stopniowo stają się coraz chłodniejsze, do tej pory nie ma w Mińsku ambasadora Kijowa.
Obserwator spraw politycznych przestrzega przed tym, by relacje z Białorusią nie zmieniły się w kooperację z autorytarnym przywódcą. Przypomina, że po II wojnie światowej również nie wierzono, że system komunistyczny może nagle runąć. Tymczasem tak się stało. - Jeśli ktoś mówi, że Białorusini nie są gotowi do demokracji, zadaję pytanie, czy 200 lat temu Amerykanie byli do niej gotowi? A dziś Białorusini nie są? To jest źle postawione pytanie i zniewaga dla narodu - mówi politolog. Roman Jakowlewski opowiedział także, jakich wydarzeń można spodziewać się w najbliższych tygodniach tego lata na Białorusi.
Zachęcamy do lektury wywiadu:
PolskieRadio.pl: Podczas niedawnej wizyty w Mińsku szef MSZ Białorusi Uładzimir Makiej powiedział, że Rosja i Białoruś będą pracować wspólnie nad odpowiedzią NATO. Jaki może być sens takiej deklaracji?
Roman Jakolewski, niezależny białoruski politolog: Sens jest bardzo prosty i głęboki zarazem. Oceniam, że żadnej tzw. "niezależnej polityki” oficjalnego Mińska w rzeczywistości nie ma. Podkreślam, że chodzi mi tu nie o Białoruś w ogóle, a o władze, Aleksandra Łukaszenkę. Istnieje swego rodzaju konkordat pomiędzy dwoma ministerstwami spraw zagranicznych, a także w ogóle oboma krajami, który zakłada koordynację polityk. Dotyczy ona również działań względem NATO.
Ministrowie wspominali i o tzw. Państwie Związkowym Rosji i Białorusi. Podkreślę, że zewnętrzne krańce tego tworu – to przecież granice Białorusi z Polską. Gdy minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej mówi, iż oba kraje będą uzgadniać wspólne podejście, to sądzę, że osławiony temat rosyjskiej bazy lotniczej na Białorusi może płynnie i dość szybko przetransformować się w sprawę bazy rakietowej. A dlaczego uzgadnia to szef MSZ? Chodzi o to, że ze swoich działań przyjdzie tłumaczyć się w organizacjach międzynarodowych, np. w OBWE.
Co dotyczy relacji z NATO – będzie tak: gdy w Polsce zjawią się bazy NATO i USA, to Białoruś może sprzyjać, albo po prostu nie przeszkadzać, pojawieniu się rosyjskich rakiet-nośników, nie wykluczam, że i nuklearnych. Może i przyjdzie dla nich zaproszenie z Mińska?
Roman Jakowlewski
Trzeba dodać, że z punktu widzenia prezydenta Rosji Władimira Putina międzynarodowy system bezpieczeństwa nie istnieje – on go narusza wciąż po aneksji Krymu. Co dotyczy Białorusi – Aleksander Łukaszenka i jego minister Makiej mogą rozprawiać do woli o "odrębnym" stanowisku Mińska, niezależnej postawie… Ale ona nie istnieje. Polityka w pełni jest uzgadniana z tą kremlowską, dziś bardzo agresywną. A ministrowie spraw zagranicznych Rosji i Białorusi, bez dwóch zdań, nie swoje pieśni śpiewają, lecz swych bossów.
Warto tu zaznaczyć, że w ostatnim czasie takie kontakty mają miejsce nie tylko między szefami resortów spraw zagranicznych obu krajów. W Moskwie był sekretarz Rady Bezpieczeństwa Republiki Białoruś, generał Stanisław Zaś. Prowadził konsultacje. Były też rozmowy między ministerstwami obrony. To tylko pojedyncze odsłony tego wspólnego rosyjsko-białoruskiego życia.
Czy zbyt ciasna współpraca z Rosją nie stałaby się zbyt groźna dla Aleksandra Łukaszenki? Czy nowe rosyjskie bazy nie obróciłyby się przeciw niemu? Zastanawiał się pewnie nad tym, co stało się w Donbasie, jaką operację przeprowadziła tam Rosja.
Chodzi o kremlowską piątą "kolumnę” na Białorusi. To prawda, nie wiadomo, co siedzi w głowie Władimira Putina. Bo kto przewidywał, co zrobi z Krymem, z Donbasem. Nie wykluczałbym zatem całkiem takiego zagrożenia. Nie rozpatrywałbym jednak raczej takiego donbaskiego scenariusza jako realny.
Można zauważyć, że obecnie na Białorusi w sposób zauważalny zaktywizowali się tzw. białoruscy kozacy (prorosyjscy, red.). Mam jednak wrażenie, że Moskwa stosuje psychologiczny nacisk. Ma to na celu skłonić Łukaszenkę, by nie tak silnie się z nią sprzeczał.
Przypomnijmy, że na Białorusi nadają osławione rosyjskie media państwowe, wiele osób je ogląda i bardzo wielu obywateli, co nie jest sekretem, wsparło aneksję Krymu. To rezultat wpływu propagandy.
Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka. PAP/EPA/MICHAEL KLIMENTYEV/SPUTNIK
Na Zachodzie pojawiają się takie oto poglądy komentatorów, że Aleksander Łukaszenka, mając na uwadze wydarzenia w Donbasie, nie chce teraz tak bardzo ciasno współpracować z Rosją, bo to już dla niego jest niebezpieczne.
Tak, są takie opinie. Jednak takie poglądy nierzadko prezentują osoby, które po prostu swoje relacje z Aleksandrem Łukaszenką opierają na osnowie biznesowej. Dotyczy to również niektórych tzw. ekspertów zza oceanu. Słychać, że szef MSZ Makiej i inni im niby taki obraz przedstawiają w prywatnych rozmowach, a oni potem prezentują go jako obiektywną prawdę. W rzeczy samej – to nie tak.
Istota Aleksandra Łukaszenki nie może się zmienić. To wiele razy powtarzałem. Słyszałem również, że w ostatnim czasie ważni urzędnicy, a w szczególności minister obrony (Andrej Raukou) mówią, że w Kijowie był „przewrót państwowy”, zamach. Pytałem się zatem na przy okazji, na przyjęciu, generałów białoruskich, co to za nowe pieśni, czy na Ukrainie nie było wyborów prezydenckich, parlamentarnych, uznanych przez OBWE. A oni na to, że tam jest "junta”.
Jaka ”junta”? Wystarczy spojrzeć na świętowanie na Białorusi 3 lipca (ustanowiony przez Aleksandra Łukaszenkę Dzień Niepodległości, upamiętniający rocznicę wyzwolenia obszaru Białorusi przez Armię Czerwoną, red.). Proszę zwrócić uwagę, ile na trybunach będzie osób w mundurach wojskowych, łącznie z Łukaszenką. I warto porównać, ilu wojskowych przy takich okazjach będzie na trybunach w Kijowie? Ot i cała odpowiedź na pytanie, gdzie jest junta… raczej w Mińsku.
Na Białorusi ściga się np. tych, którzy biorą udział w wojnie na wschodzie Ukrainy. Widać jednak, że o wiele bardziej dotyka to tych białoruskich ochotników, którzy walczą po stronie ukraińskiej. To tylko jeden z przykładów.
Przy tym, chciałbym podkreślić, relacje Łukaszenki z Kijowem zmieniają się – stają się chłodniejsze. Zauważmy, do tej pory nie ma ukraińskiego ambasadora w Mińsku.
To prawda.
Był Roman Bezsmertnyj, potem Michaił Jeżel – który został w Mińsku, bo czeka na niego teraz prokuratura w Kijowie. Relacje stają się coraz chłodniejsze, czym bliżej ma Ukraina do NATO i UE, tym bardziej będzie wzmacniana granica z Białorusią. Coraz ciężej Białorusinom będzie wyjechać na Ukrainę.
Czy możliwe są przemiany na Białorusi, i w jakich warunkach? Zmiany władzy?
Odpowiem słowami bohatera jednego z filmów: „Gdy zgromadzić 9 kobiet, one i tak nie zdążą za miesiąc urodzić”. Proces musi dojrzeć. Kiedy to będzie – trudno dopowiedzieć.
Gani się demokratyczną białoruską opozycję, że jest słaba. Jednak reżim jest bardzo silny, a przy mocnym reżimie nie może być silnej opozycji.
Dziś widzę, że siły może nie tyle sprzeciwu, ale niezgody z polityką Aleksandra Łukaszenki, dojrzewają w samym reżimie, w nomenklaturze.
Te osoby w nomenklaturze, nie zgadzają się z obecną polityką, bo są bardziej proeuropejskie? Czy przeciwnie, prorosyjskie?
Bardziej chodzi mi o to pierwsze nastawienie. Zmiany to perspektywa daleka, nadzieja jest odległa. Jednak im więcej białoruskich oficerów otrzyma dyplomy zachodnich szkół wojskowych, tym lepiej. Tak uważam.
Czy pan wiąże nadzieję z Białoruskim Kongresem Narodowym, obecnie próbą zjednoczenia opozycji?
Jestem z nim solidarny, ale też patrzę na niego realistyczne. Podchodzę do niego z sympatią – do jego twórców, Mikoły Statkiewicza, Uładzimira Niaklajeua… Znam ich od lat.
Czy proeuropejska opozycja demokratyczna jest obecnie partnerem do rozmów dla Unii Europejskiej?
Wszystko zależy, jaka opozycja. Ona nie jest jednorodna. Pojawiła się teraz masa „fałszywych” ngo, różnych pseudoekspertów. Toczy się bardzo złożony proces, jego cechą jest to, że stara się na to wszystko wpływać i naciskać Rosja.
Może brakuje platformy dla relacji Zachodu z opozycją demokratyczną?
Zachód niestety przeformatował swoje relacje z opozycją demokratyczną, bardziej w stronę pragmatyzmu w odniesieniu do reżimu. Ja ten pragmatyzm nazywam inaczej – to cynizm. Jeśli ktoś mówi, że Białorusini nie są gotowi do demokracji, zadaję pytanie, czy 200 lat temu Amerykanie byli do niej gotowi? A dziś Białorusini nie są? To jest błędne pytanie i zniewaga dla narodu.
No jest to proces. W Polsce były inne okoliczności. Jednak nie bardzo ktoś wierzył, że ten system runie. A runął. A wszędzie są swoje osobliwości - i na Białorusi przecież.
Pan ma nadzieję, że Białoruś będzie proeuropejskim, wolnym krajem?
Główna rzecz - nie pomylić nadziei z iluzjami. A nadzieja umiera ostatnia.
Na co warto zwrócić uwagę w najbliższym czasie?
Zbliża się gorący czas i nie chodzi tylko o letnie wysokie temperatury. W Polsce będą ćwiczenia Sojuszu. Więc na to zapewne będzie odpowiedź drugiej strony. Z kolei 22 czerwca na Białorusi odbędzie się tzw. wszechbiałoruski schod. To rocznica ataku Niemiec na ZSRR. Myślę, że Aleksander Łukaszenka z tej okazji wystąpi z przemową "chwytającą za serce”… Jak on to potrafi. Pytanie również, kto będzie reprezentował Białoruś na warszawskim szczycie NATO? Zaproszenie już jest, ale ono jest personalne.. A zatem – poczekamy, zobaczymy.
A w sierpniu w Mińsku otwarty będzie Meczet Katedralny– może i nawet prezydent Turcji przyjedzie?
***
Z Romanem Jakowlewskim rozmawiała Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl
***
Wideo: PAP. Zagrożeniem dla Europy jest odradzająca się, rewizjonistyczna i rewanżystowska Rosja, która może chcieć zmieniać granice nie tylko na Ukrainie, w Mołdawii i w Gruzji, ale być może też w krajach bałtyckich, na Białorusi czy wokół Kaliningradu - mówi ekspert Center for European Policy Analysis Janusz Bugajski.