Jak poinformowała agencja rządowa Belta, Ministerstwo Informacji złożyło pozew do sądu gospodarczego o zamknięcie nakładu „Naszej Niwy” i „Narodnej Woli”.
Zgodnie z białoruskim prawem, po dwóch ostrzeżeniach pisemnych wystosowanych do gazety w ciągu roku kalendarzowego, Ministerstwo Informacji może skierować sprawę do sądu. - Jednak wcale nie musi – zauważa w rozmowie z raportem Andrej Skórko. - Fakt, że resort wszczął proces w odniesieniu do dwóch największych gazet pozwala mi uważać, że sprawa ma konotacje polityczne – podkreśla. Zaznacza jednak, że likwidacja gazet byłaby dużym obciążeniem dla wizerunku Ministerstwa Informacji.
„Narodnaja Wola” została ostrzeżona po krytycznych artykułach wobec oficjalnej telewizji białoruskiej (padło określenie Goebbels TV). Natomiast „Nasza Niwa” napisała, że jedna z rannych po wybuchu w metrze długo pozostawała pod gruzami. Jak tłumaczy w rozmowie z Raportem Białoruś redaktor naczelny „Naszej Niwy”, nawet milicjanci mylili się w pierwszych godzinach po wybuchu – wpisali żywych na listy zabitych. Wyjaśnia, że okazało się później, że w ranna faktycznie została wyniesiona z metra wcześniej niż pisała „Nasza Niwa”, ale gazeta napisała o tej pomyłce w następnym artykule.
Redaktor naczelny „Naszej Niwy” ma nadzieję, że ostatecznie nie dojdzie do zamknięcia gazet – pozwu jeszcze nie widział, dowiedział się o nim tak jak wszyscy, z oficjalnej agencji Belta.
Gazety opozycyjne nie po raz pierwszy mają problemy z władzą. W latach 2005-2008 niektóre gazety miały wprawdzie pozwolenie na druk, ale nie miały dostępu do jedynego systemu dystrybucji.
"Narodnaja Wola" to bardzo popularna gazeta niezależna na Białorusi, z dużym nakładem. Wychodzi dwa razy w tygodniu, jak zapewniają Białorusini, w kioskach jest popołudniami towarem deficytowym. "Nasza Niwa" jest tygodnikiem, jej strona w internecie cieszy się dużą popularnością.
Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl, Raport Białoruś