Proces aktywisty, oskarżonego o wywieszenie narodowej flagi, odbywa się teraz za zamkniętymi drzwiami. 23 lutego nie wpuszczono do sali rozpraw nikogo, oprócz adwokatów.
Na korytarzu czekali krewni, przyjaciele i niezależni działacze, którzy bezskutecznie domagali się wpuszczenia na proces. Te sceny filmowali dwaj milicjanci. Po niedługim czasie przyjechał OMON i zaczął wypychać zgromadzone tam osoby na ulicę. – Matkę skazanego uderzyli silnie w twarz, a ojcu rozerwali ubranie – raportuje Karta 97.
Adwokat Siarhieja Kawalenki Aleksander Galijew powiedział, że na salę wprowadzono 15 postronnych osób, Kawalenka postulował, żeby dopuszczono też dziennikarzy i osoby, które są jemu znajome.
Ponieważ Kawalenka źle się poczuł, ponownie zbadali go wezwani przez sąd lekarze. Jak twierdzi adwokat, podczas badania dostał zastrzyk, po czym stracił przytomność.
W rozprawie ogłoszono przerwę. Proces po kilkudziesięciu minutach wznowiono, mimo że Kawalenka ledwo stał na nogach i był "cały siny" - piszą media białoruskie.
VIDEO
Sędzia Alena Żuk uznała w środę, że stan zdrowia głodującego od dwóch miesięcy opozycjonisty jest zadowalający i może brać udział w rozprawach. Skazany ze swej strony powtarzał, że ma zakłócenia widzenia i słuchu, a także bardzo źle się czuje.
Siarhiej Kawalenka został zatrzymany pod koniec grudnia za rzekome naruszanie warunków odbywania zasądzonej kary, tak zwanej „chemii”, polegającej na ograniczeniu wolności i przymusowej pracy. Grożą mu trzy lata więzienia.
„Chemia” była karą za wywieszenie na noworocznej choince biało-czerwono-białej flagi białoruskiej, symbolu opozycji, nieuznawanego przez reżimowe władze. Siarhiej Kawalenka rozpoczął po zatrzymaniu protest głodowy. W tym okresie przez kilkanaście dni karmiono go przymusowo.
agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś