Około 600 uczonych z 35 krajów, uczestniczy w stolicy Białorusi, Mińsku w 15.Międzynarodowym Zjeździe Slawistów. W pracach tego forum biorą udział przedstawiciele wszystkich krajów słowiańskich oraz slawiści m.in. ze Stanów Zjednoczonych , Francji i Belgii. Międzynarodowe Zjazdy slawistów odbywają się raz na 5 lat za każdym razem w innym kraju słowiańskim.
Profesor Smułkowa powiedziała Polskiemu Radiu, że uczestnicy zjazdu omawiają głównie tematy językoznawcze. - Oprócz językoznawstwa bardzo szeroko rozumianego, bardzo rozbudowanego jest także obecna folklorystyka, kulturologia i historia literatury - mówi uczona. Slawiści pracują w różnych grupach tematycznych. Profesor Smułkowa zwróciła uwagę, że obecny zjazd slawistów w pewnym stopniu nobilituje język białoruski w sytuacji gdy sami Białorusini najczęściej posługują się językiem rosyjskim. - Teraz Białorusini widzą, że poważni ludzie z zagranicy zajmują się również ich językiem ojczystym - mówi polska profesor.
fot. Włodzimierz Pac, Polskie Radio
Co się zmieniło?
Prof. językoznawstwa i białorutenistka Elżbieta Smułkowa, która była ambasadorem Polski na Białorusi w latach 1992-1995, oceniła zmiany, jakie zaszły od tego czasu w tym kraju.
Na Białorusi jest wyczuwalna atmosfera niemożności i niewiele środowisk chce coś zrobić, ale trwa budowanie tożsamości i być może dojdzie kiedyś do większej demokratyzacji - tak uważa była ambasador Polski na Białorusi prof. Elżbieta Smułkowa.
- Przez te 20 lat dużo zmieniło się na korzyść w sensie wyglądu miasta, są nowe budynki. Widać, że ten kraj żyje. Przybysz, który nic nie wie o Białorusi, może mieć wrażenie znacznego dobrobytu.(…) Ale moim zdaniem jest poczucie niemożności, przystosowalności. Bardzo mało środowisk chce coś zrobić - powiedziała b. ambasador.
Jak podkreśliła, dla mieszkańców wsi - prostych ludzi, z którymi sama miała dużo do czynienia - najważniejsze jest to, by nie było wojny, gdyż starsi wciąż jeszcze pamiętają tamte doświadczenia i opowiadają o nich młodszym.
- To żyje w narodzie. Jeżeli ich nikt nie rusza, jeżeli mają co jeść, jeżeli mogą kupić to, co najważniejsze, to są zadowoleni i nie mają większych aspiracji. A równocześnie ci, którzy je mają i są energiczni, mogą jeździć. Dlatego jest taki duży pęd emigracyjny - podkreśliła.
Prof. Smułkowa zaznaczyła jednak, że zauważa wśród młodzieży tendencję do doceniania samodzielności państwowej Białorusi.
Według niej nie można też powiedzieć, by Białorusini nie mieli poczucia tożsamości narodowej. "Często jest to nawet przez nich wyolbrzymiane. Nie raz spotykałam się z deklaracją typu: ”Jesteśmy Białorusinami, różnimy się od innych Słowian, nie jesteśmy Rosjanami”. Ktoś mi powiedział: ”Rosjanin to mój brat, ale mój brat to przecież nie ja".
Przypominając okres swojej ambasadorskiej misji na Białorusi powiedziała: "Zaczynałam wtedy, kiedy zarówno nam w Polsce, jak i części tutejszej inteligencji wydawało się, że zmiany pójdą w kierunku demokratyzacji oraz rozwoju narodowego Białorusi jako samodzielnego państwa".
Jak jednak zaznaczyła, obok entuzjazmu jednostek istniał duży opór przeciwko tym procesom, gdyż w Związku Radzieckim Białoruś była państwem stosunkowo bogatym i ważnym ze względu na duże fabryki, produkujące z elementów przywożonych z innych republik.
- Dlatego tak trudno było im stanąć później na nogi, kiedy te centralne sieci organizacyjne się zerwały. Wobec tego hierarchia przemysłowa bardzo opierała się zmianom i samodzielności kraju, co przekładało się także na opinię społeczną. Spotkałam się z bardzo dużym oporem przeciętnego obywatela wobec zmian i samodzielności państwowej - powiedziała.
Prof. Smułkowa uważa, że nie należy się zatem dziwić, iż białoruski naród stosunkowo łatwo przyjął powrót do sterowania odgórnego po odzyskaniu niepodległości.
B. ambasador powiedziała jednak, że jest optymistką, jeśli chodzi o perspektywę większej demokratyzacji na Białorusi. - Mam nadzieję, że nie ma innego wyjścia. Jest za dużo kontaktów ze światem. Ci ludzie jeżdżą, mają rodziny w różnych krajach, studenci zaczynają więcej podróżować - zauważyła.
Jej zdaniem proces ten mógłby się rozwinąć, gdyby samo państwo zdołało się nieco zdemokratyzować. Zaznaczyła jednak, że nie spodziewa się znacznej energii demokratyzacyjnej ze strony społeczeństwa po stłumieniu zrywu młodzieżowego z 2006 r. i protestów po ostatnich wyborach prezydenckich w 2010 r. Dodała też, że bolączką jest na Białorusi brak samorządności i rozumienia jej potrzeby.
PAP/IAR/agkm