Czarny dzień w historii polskiego himalaizmu

Ostatnia aktualizacja: 27.05.2014 08:00
- Mieliśmy dosłownie kilkadziesiąt metrów do rozwidlenia żlebu, gdzie było już bezpiecznie... - opowiadał w archiwalnym nagraniu Andrzej Marciniak, jedyny z szóstki wspinaczy, który 26 maja w 1989 przeżył zejście lawiny z góry Khumbutse.
Audio
  • Czarny dzień polskiego himalaizmu (Notatnik Dwójki)
Mount Everest -najwyższy szczyt Ziemi (8848 m n.p.m.[1]), ośmiotysięcznik położony w Himalajach Wysokich (Centralnych), na granicy Nepalu i Chińskiej Republiki Ludowej (Tybetu).
Mount Everest -najwyższy szczyt Ziemi (8848 m n.p.m.[1]), ośmiotysięcznik położony w Himalajach Wysokich (Centralnych), na granicy Nepalu i Chińskiej Republiki Ludowej (Tybetu).Foto: PAP/NARENDRA SHRESTHA

Dwa dni wcześniej, wieczorem, na szczycie Mount Everestu, po przejściu trudnej drogi wiodącej zachodnią granią przez przełęcz Lho La, stają Eugeniusz Chrobak, kierownik wyprawy, i Andrzej Marciniak - najmłodszy z uczestników. Nie mają jednak czasu na przeżywanie euforii.

- Cały mój pobyt na szczycie to było dosłownie kilkadziesiąt sekund - wspominał Andrzej Marciniak. - Gienek, który dotarł tam wcześniej, nie pozwolił mi na nim nawet usiąść, tylko nakazał odwrót. Było już bardzo późno, około godziny 20.

Noc na takie wysokości, przy psującej się pogodzie, oznaczała śmierć. Andrzej Marciniak opowiadał, że zejście z Mount Everestu chwilami przypominało zbieganie. W przestrzeni orientował się wyłącznie za pomocą lampki "czołówki". Mimo pośpiechu dopiero nad ranem wspólnie z Eugeniuszem Chrobakiem dotarł do obozu piątego. Tam pojawiły się pierwsze omamy. - Miałem wrażenie, że mój mały namiot został nawiedzony przez grupę ludzi. Obudziłem się z wrażeniem duszności. Miałem ochotę wyrzucić jakiegoś obcego faceta z namiotu, ale to był Gienek. Uświadomiłem sobie, że powinniśmy natychmiast kontynuować zejście.

Po kolejnych wyczerpujących kilkudziesięciu godzinach wspinacze dotarli do obozu pierwszego. Tu na zdobywców Everestu zaczekali koledzy, którzy kilka dni wcześniej wycofali się spod wierzchołka: Mirosław "Falco" Dąsal i Mirosław Gardzielewski. W tym samym czasie z bazy wyruszył Zygmunt Heinrich z Wacławem Otrębą, ażeby przetorować trasę. Cała szóstka rusza w kierunku bazy. Tragedia rozegrała się w drodze powrotnej, gdy wydawało się, że już są bezpieczni.

- Mieliśmy dosłownie kilkadziesiąt metrów do rozwidlenia żlebu, gdzie było już praktycznie bezpiecznie. Niestety, kiedy Mirek wymijał Wacka, została naruszona równowaga stoku i praktycznie cały żleb ruszył w dół. Pamiętam tylko ten ostatni moment, kiedy przede mną powstał wał śniegu, który pochłonął mnie całego. Ocknąłem się na dole. Nie wiem, co się działo w trakcie lotu. Byłem na śniegu, nie byłem przysypany. Zacząłem szukać pozostałych...

Więcej na temat tych dramatycznych wydarzeń - w nagraniu audycji z udziałem Leszka Cichego - zdobywcy Mount Everestu zimą. Znalazł się w niej też zapis rozmowy z Andrzejem Marciniakiem, który zginął 5 lat temu w Tatrach.

"Notatnik Dwójki" przygotowała Maria Szul.

bch/jp

Zobacz więcej na temat: Himalaje Mount Everest
Czytaj także

Lodowi Wojownicy nie stali w kolejkach. Prof. Andrzej Paczkowski o swojej pasji

Ostatnia aktualizacja: 10.05.2014 12:00
– Za naszymi sukcesami w wysokogórskiej wspinaczce stała chęć pokazania światu, że "Polak potrafi". Udało się. Brytyjczycy nazwali polskich himalaistów "Ice Warriors" – mówił w Dwójce wybitny historyk i wieloletni prezes Polskiego Związku Alpinistycznego.
rozwiń zwiń