Na kapryśnym rynku muzyki rozrywkowej artystów, którym udało się pozostać na szczycie prze kilka dekad, policzyć można na palcach dwóch rąk. Należy do nich Quincy Jones, który karierę producenta rozpoczynał w połowie lat 50., a kończył - wyjątkowo spektakularnie - albumem "Bad" Michaela Jakcsona z 1987 roku. W samych Stanach wprowadził on do pierwszej czterdziestki na listach sprzedaży 6 singli i tyle samo albumów, zdobywają 7 Złotych i 4 platynowe płyty.
Quincy Jones debiutował jako kompozytor, aranżer i multiinstrumentalista jazzowy. Szybko odkrył jednak, że znakomicie sprawdza się przede wszystkim w roli producenta innych artystów. Jego zainteresowania przesuwały się stopniowo z obszaru jazzu w stronę nowej "czarnej" muzyki rozrywkowej. Na liście artystów, którzy korzystali z jego wsparcia w latach 60. i 70., nie zabrakło Raya Charlesa, Little Richarda, Elli Fitzgerald i Arethy Franklin.
Siła Jonesa polegała między innymi na znakomitym wyczuciu ducha kolejnych dekad i otwarciu na nowe stylistyki. W latach 80. - jako producent albumów "Bad" i "Thriller" - stał się współtwórcą fenomenu Michaela Jacksona. Bez Quincy'ego nie usłyszelibyśmy zapewne - w znanej dziś wszystkim postaci - takich przebojów, jak "Billie Jean", "Thriller", "Bad", czy charytatywne "We Are The World".
Z okazji urodzin arysty przypominamy jednak fragment z jego autorskiej twórczości. Utwór "Ironside" pochodzi ze starego amerykańskiego serialu telewizyjnego pod tym samym tytułem, ale wielu z nas usłyszało go chyba za sprawą Quentina Tarantino: