Wynosiła ona na wyżyny szlachetną damę, której trubadur służył niczym wasal seniorowi. Czyniła to niejako wbrew typowej dla średniowiecza niechęci (podejrzliwości) wobec kobiet. Rezultatem była nie tylko wspaniała, subtelna, pełna psychologicznych dociekań, sztuka, ale także autentyczne wysubtelnienie obyczajowości. Tak się jednak złożyło, że liryka ta rozkwitała na terenach południa Francji, gdzie szerzyła się równocześnie herezja (czy też nowa wiara?) katarów. Ogłoszona przez papieża krucjata nie tylko zniszczyła kwitnące zamki Langwedocji, ale także wysoką kulturę południa. Jedną z restrykcji był zakaz układania pieśni miłosnych. Trubadurzy emigrowali, albo też zaczęli układać pieśni sławiące Dziewicę Maryję. To była naturalna sublimacja uczucia, które wznosi się od konkretnej umiłowanej damy ku Tej, wybranej spośród wszystkich kobiet. Takie przejście miłości ziemskiej w niebiańską. Pojawiają się pełne uroku pieśni wielogłosowe (w kręgu szkoły paryskiej), ale też proste, nieledwie ludowe sekwencje Maryjne, czy też głębokie medytacje, poruszające główne wątki teologii Maryjnej (Filip Kanclerz, Pierre Abelard). Tematyka Maryjna owocuje już nie tylko wykwintnymi wierszami łacińskimi, ale też poezją w językach rodzimych. Tutaj prym wiedzie zakonnik z Soissons Gauthier de Coincy ze swymi Miracles de Notre Dame, w których słyszymy echa liryki rycerskiej. Najściślej jednak w obraz trubadura, służącego Dziewicy, wpisał się król Kastylii Alfons X Mądry, ze swymi Cantigas de Santa Maria. W prologu do ponad 400 cantig (zapewne nie są one wszystkie jego autorstwa) pisze: "chciałbym być Jej trubadurem, i proszę, by zechciała przyjąć mnie i moje trobar".
A do tego wiele bardzo różnych w stylu i charakterze, nagrań zespołów, od Diabolus in Musica i Harp Consort, po Antequera i Discantus.
Zaprasza Ewa Obniska