Są sprawy, wobec których literatura wydaje się niepoważną zabawą. Są majestatyczne przestrzenie bólu, gdzie już się nie dotrze za pomocą słów. Nie poprowadzi tam ścieżka retoryki. Śmierć. Zagłada. Obłęd. Rzeź. Pawliwka. Pawłokoma. Katyń. Bez słów wyruszy ten, kto szuka prawdy. Nosi w sobie mapę dawnych historii, jego intuicja staje się trasą tułacza. Jeśli dojdzie do swoich Kresów i odwróci się od wschodniej ściany starego domu polsko-ukraińskiego, może tylko krzyczeć. Powróci z tamtej strony, lecz inny. – Rozdrapana rana, lepiej się goi – oświadcza pisarz, który widział, wie. I nie zdradził literatury.
Kto był katem, a kto ofiarą na Wołyniu
Twórczość Włodzimierza Odojewskiego dotyka newralgicznych punktów wspólnych w dziejach obydwu narodów, a mianowicie tych miejsc i wydarzeń z lat 1939–1945 na Kresach Południowo-Wschodnich II RP, które do dziś dla wielu są ostrzem konfliktu.
„Taka to już ziemia, jednego pana zarżną, przyjdzie drugi, nie lepszy, drugiego zarżną, przyjdzie trzeci, znowu zarżną, (...) kółko nie chce się zamknąć, a poza tym wszyscy przeciwko wszystkim, i Polacy, i Ukraińcy, i Żydzi, i Niemcy, i Rosjanie” (Zmierzch świata) .
„Wy zabijacie, oni zabijają, potem z tego zabijania wychodzi na to, że trzeba na nowo zabijać” (Wiry).
Nie ulega wątpliwości, że na tych ziemiach doszło do zbrodni ludobójstwa. Kontrowersje historyków dotyczą stanu badań i interpretacji faktów w nauce polskiej, a także problemu osądzenia winnych, co wydaje się przesłaniać rzecz najważniejszą: jak dzisiaj duchowo uporać się z dziedzictwem, z tym, co się stało na Wołyniu kilkadziesiąt lat temu? Wtedy ludność polska i ukraińska żyła jeszcze po sąsiedzku, a rodzinne koligacje nie zapowiadały podziałów narodowościowych.
A jednak Odojewski pozwala swoim bohaterom w to wątpić.
„Może by tego wszystkiego nie było, gdyby ojcowie Pawłów, no ci wszyscy Polacy (...) inaczej poczynali sobie z tutejszymi Ukraińcami. Zarabiali na te dzisiejsze rzezie przez całe wieki” (Wyspa ocalenia).
A dokumenty, świadectwa z tamtego czasu? Istnieją sprzeczne wersje historii. Jedna mówi o zbrodni dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach i Ukraińcach, o holokauście, który rozpoczął się na Wołyniu w 1943 roku. Inna o walkach pomiędzy ludnością okolicznych wsi, o nienawiści polsko-ukraińskich sąsiadów uwarunkowanej zaszłościami historycznymi. Ukraińska strona wspomina, że i Ukraińcy w Polsce doświadczyli tego samego, co Polacy na Wołyniu – za sprawą władz komunistycznych. Ukraińscy historycy, politycy, działacze i świadkowie podkreślają również, że bojówka AK w asyście miejscowej ludności polskiej w bestialski sposób mordowała ukraińskich cywilów w Pawłokomie (http://nowaonline.strefa.pl/51_Poliszczuk_W.htm).
Co naprawdę wydarzyło się tu 3 marca 1945 roku? Ukraiński historyk, rzecznik pojednania polsko-ukraińskiego, Wiktor Poliszczuk, twierdzi, że Polacy rozstrzelali w Pawłokomie około 150 mieszkańców. Egzekucja miała być odwetem Armii Krajowej na banderowcach, którzy stosowali wobec Polaków akty terroru. Miejscowa ludność zwróciła się o pomoc do działającego w podziemiu oddziału AK. Powstały na ten temat dwie niezależne relacje: banderowska i polska. Według jednej z nich AK wykonała wyrok wojenny na przeciwniku politycznym, rozstrzeliwując mężczyzn. Według drugiej – polscy cywile i żołnierze znęcali się nad ofiarami. Pawłokomę porównuje się dziś do Jedwabnego.
Drugie miejsce przeklęte to wołyńska wieś Pawliwka, dawny Poryck. Cztery lata temu w 60. rocznicę pogromu na Wołyniu Jan Paweł II wzywał do głębokiego rachunku sumienia. Tuż przed obchodami ku czci pomordowanych przez OUN-UPA Polaków na miejscowym cmentarzu obawiano się antypolskich demonstracji ze strony wołyńskich polityków. Gdy mowa o pojednaniu polsko-ukraińskim słychać jednak głosy, że to nieporozumienie. Polacy i Ukraińcy nie byli wrogami w tamtym czasie, ale ofiarami okupacji. Planową eksterminację rozpoczęła natomiast organizacja ukraińska działająca pod sztandarami Abwehry.
Ile ofiar pochłonął kataklizm szaleństwa, masowych mordów na Wołyniu? Materiał dowodowy z archiwów ukraińskich ujawniano selektywnie. A jednak liczby są bezlitosne, choć pojawiły się rozbieżności: 30 do 60 tysięcy kobiet, mężczyzn i dzieci lub 50– 60 tysięcy. Ukraiński historyk W. Poliszczuk podaje, że z rąk banderowców zginęło 120 tysięcy Polaków w latach 1943–44, a w następnym uderzeniu, tj. w latach 1941–50, było to około 80 tysięcy ofiar spośród ukraińskiej ludności cywilnej (http://nowaonline.strefa.pl/51_Poliszczuk_W.htm).
– Absolutna większość ofiar polskich z lat 1943–44 nie doczekała się godnego, chrześcijańskiego pochówku, ich prochy pogrzebane są po chlewach, podwórkach, ogrodach, polach, w lasach – mówi Poliszczuk.
Prokuratura IPN odnotowuje: zebrano kilkadziesiąt tomów akt głównych i kilkanaście tomów akt podręcznych. Kilkanaście tomów publikacji dotyczących zbrodni na Wołyniu. Zapisy przesłuchań ponad tysiąca świadków. Wreszcie pytania, które postawił IPN: kto podjął decyzję o eksterminacji Polaków, czy byli to stratedzy z ideologicznego ruchu OUN-UPA (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojne ramię Ukraińska Powstańcza Armia), którzy traktowali likwidację ludności polskiej jako rozgrywkę polityczną we własnej organizacji? Czy celem było wypędzenie Polaków z Wołynia czy zbiorowy mord? Czy akcja „czystki” wymknęła się spod kontroli przywódców politycznych OUN-UPA?
W tej historii wiele jest wątpliwości, wymagających obiektywnych ustaleń. To, co niewyjaśnione, staje się prowokacją.
Uściślić należy, kim byli oprawcy. Zbrodnicza OUN-UPA stanowiła 1% narodu ukraińskiego, od wiosny 1943 bojówkarzy wcielano siłą, tak że pod koniec roku, jak przedstawia ukraiński historyk, w 90 procentach Ukraińcy sami stali się ofiarami terroru ze strony pobratymców.
Czy zatem konflikt narodów to mit? Na temat rzezi wołyńskich powstały spory pomiędzy ukraińskimi i polskimi badaczami.
Współautorka książki uhonorowanej Nagrodą im. J. Mackiewicza (2001) Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945 (Marek Nowakowski nazwał tę próbę rozrachunku literackim wywabiaczem plam), Ewa Siemaszko, stwierdza:
– Dziś na hasło „ludobójstwo na Wołyniu” większość rodaków reaguje zdziwieniem. Te wydarzenia w powszechnej pamięci historycznej Polaków w ogóle nie funkcjonują.
Podczas tegorocznych obchodów kolejnej katyńskiej rocznicy badaczka współczesnej historii Wołynia przypomniała:
– W tym samym czasie, w którym następuje odblokowywanie zakłamywanych przez lata PRL-u informacji dotyczących zbrodni sowieckich, z przyczyn, nad którymi mało kto się zastanawia, nie następuje podobne odblokowanie, dotyczące zbrodni ukraińskich na Polakach. A te swą skalą i okrucieństwem przewyższają te sowieckie.(http://www.habi.is.net.pl/tar2007/dawno_zapomniana_historia.htm).
[----- Podzial strony -----]
Wygnanie z raju
Odojewski nie jest politykiem, jest pisarzem, który musi zmierzyć się z własną prawdą i prawdę tę wyrazić inaczej niż badacze Instytutu Pamięci Narodowej, polscy i ukraińscy historycy, publicyści czy prokuratorzy IPN prowadzący śledztwo już nie w sprawie „badania”, ale „ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu”. Jego zadanie jest trudniejsze. Wprawdzie literatura piękna niesie pocieszenie, historia domaga się danych statystycznych, ustalenia listy nazwisk oprawców i ofiar, wyjaśnienia okoliczności zbrodni. Jednak pisarz musi zdobyć się na więcej.
W biografiach pojawiają się wzmianki o tym, że dzieciństwo spędził na wsi w Tarnopolskiem oraz we Lwowie.
„Podolska epopeja Odojewskiego, podobnie zresztą jak wszystko, co do tej pory napisał, nie jest opowieścią do końca zmyśloną. Pisarz urodzony w 1930 roku w szlachecko-arystokratycznej i polsko-ruskiej kresowej rodzinie, osobiście jako dorastający chłopak najprawdopodobniej przeżył (tutaj zastanawiające wydaje się jego milczenie) zagładę tamtego świata. Zasypie wszystko, zawieje... choć należy do fikcji literackiej, nie jest wymyślonym naśladowaniem z czegokolwiek, ale zaryzykujmy, jest świadectwem utraty czegoś, co kochało się najmocniej i najbardziej osobiście” (P. Kempny, Jeżeli spojrzeć na siebie wstecz... O prozie W. Odojewskiego w: E. Dutka, Ukraina w twórczości W. Odojewskiego..., Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2000, s. 81).
Odojewski podejmuje temat mało znanych i skwapliwie pomijanych w literaturze pięknej wydarzeń. Jego fikcyjny Krzyżtopol ewokuje inną nazwę (Tarnopol), rzeka Sert przypomina autentyczną rzekę (Seret). Tętnem jego Kresów jest dwór w Czupryni, miejsce jak mityczne centrum, wokół niego rozsiane inne satelickie miejscowości. Charakterystyczne są lata, w których rozgrywa się ta szczególna akcja – zarazem tragedia narodów zamieszkujących przedwojenne powiaty południowo-wschodniej Polski (od września 1939 do początków 1944).
Ukraina Odojewskiego powstała z niezwykłej siły, jaką jest wspomnienie, uczucie i wyobraźnia. Może sen? Jeśli to podświadomy wyraz tęsknoty, jak ważna jest ona, skoro przywodzi na myśl świat realny i prawdziwy, taki, który boli jak na jawie.
– Kresy to kraj moich wakacji, nie zawsze sielskich, jak chociażby w roku 1943 – mówi Odojewski. – Rok wcześniej zakończyły się rzezie żydowskie, nastały ukraińsko-polskie. (...). Należę do tej generacji, która w dzieciństwie zetknęła się z okropnościami wojny. Przeżywaliśmy śmierć ostrzej niż dorośli. To odcisnęło pieczęć na wyobraźni. Rozpadały się rodziny, bo ojcowie ginęli na froncie lub w katyńskim lesie, ale domy rozpadały się także w sensie fizycznym. Ludzi wysiedlano, domy pustoszały i płonęły. Pozostały opuszczone i zagubione sprzęty i przedmioty. Tak, świat się walił i ginął także poprzez opuszczone przedmioty – wspomina w jednym z wywiadów (cyt. E. Dutka, tamże, s. 81).
Ukraina – via dolorosa
Fala rzezi ogarnęła już w lutym 1943 wieś Parośle, potem przemieszczała się na zachód. W marcu objęła powiat kostopolski i sarneński, w kwietniu krzemieniecki, dubieński, rówieński i łucki. Pożoga przeszła podczas upałów w lipcu i sierpniu przez powiat kowelski, włodzimierski, horochowski i lubomelski. Zarówno próby współpracy, jak i negocjacji ze strony AK kończyły się podstępnym likwidowaniem mediatorów. W ciągu jednego dnia dokonywano rzezi w kilkudziesięciu miejscowościach. Była to akcja zaplanowana. Z Wołynia krwawy pochód przechodzi dalej. Na przełomie 1944/45 śmiertelny kołowrót przetoczy się na południe. Dawne województwa: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie spłyną krwią i pokryją się lodowatym całunem.
W prozie Odojewskiego widać na zasadzie kontrastu wynaturzone obrazy przyrody ukraińskiej w jej odmianie upalnej i mroźnej.
„Przeklęty kraj. Przez sześć miesięcy zionie gorącem, jak z pieca, przez drugie tyle szaleje śnieżyca” (Wyspa ocalenia).
Na tę podwójną symbolikę zagłady Kresów wskazuje E. Dutka. Te miejsca wrogie człowiekowi (opowiadania Będzie znów upalny dzień czy Upał z tomu Zmierzch świata), przestały się kojarzyć z tym, co urokliwe i swojskie, z naturalnym rytmem wpisanym w ład kosmiczny. Upał kresowy jest teraz obsesją okrucieństwa, nienawiści:
„Pożary, mord, rabunek, że też to wszystko powtarza się tutaj cyklicznie, niby pory roku (...)” (Wyspa ocalenia).
To pejzaż apokaliptyczny:
„Są już tacy spośród nas, co powiadają, że nie tkną więcej pługiem tej ziemi (...). Dla niej trzeba strzelać do swoich. Przeklęta od Boga powiadają” (Będzie znów upalny dzień).
Krajobraz Ukrainy w zimowej bieli też nie jest niewinny. W najsłynniejszej powieści z cyklu podolskiego (Zasypie wszystko, zawieje...) Ukraina niejako przyzwyczaja się do wymarłych, pustych i szerokich przestrzeni, podobnie jak człowiek, który dojrzewa do śmierci, milczenia i rezygnacji. Aż do decyzji odejścia z „zamarzniętego” domu, w którym nie ma już życia.
Odojewski ukazuje archetypiczne myślenie o zagładzie, monumentalną grozę, jaką wywołuje nadciągająca i wszechobecna potworność. Tym mocniej zatrważająca, im silniejsze są więzi z domem, z bliskimi, z Ukrainą. Zimowa Ukraina jest jeszcze bardziej nieludzka niż śmierć. W ostatniej scenie powieści Zasypie wszystko, zawieje... bohater, Paweł Woynowicz, samotnie żegna zamarznięte, sprofanowane zwłoki. To ciało matki.
„I zaraz przypomniał sobie jeszcze inne śmierci, jakich był świadkiem albo o jakich słyszał, i kiedy patrzył na ową straszliwą bryłę iskrzącą się w gromnicznym świetle, wydało mu się, że on sam również pogrążać się zaczął w tym czymś, co było powolnym zatrzymaniem się wszelkich naturalnych procesów, milczeniem, zanikaniem, rozpadem i bezruchem. A zresztą może już dawno był martwy?”.
Agonia Ukrainy jest tym boleśniejsza, im bardziej umieranie zniekształca to, co łączy z tą ziemią. Na kresach kończy się wszystko. Tam zostaje jedynie na zawsze metafizyka. Ukraina po śmierci jest zdeformowana. Proces wynaturzenia i niszczenia zdaje się szyderstwem z tego, co się kochało. Z momentem rozstania rozpoczyna się konieczność wiecznego powrotu. To kompulsywne przypominanie sobie, roztrząsanie, odtwarzanie ma znamię zaczyniania rzeczywistości, jest jak magiczny rytuał. Koniec wydłuża się w świadomości, trwa.
„Katarzyna popatrzyła za siebie i na kamienny dom, który oddalał się w drgającej mgiełce gorączki i świetlistości, żeby go zapamiętać. (...) Miała przeczucie, że nie zobaczy tego miejsca więcej” (Zasypie wszystko, zawieje...).
Aneta M. Krawczyk