Wyróżniona nagrodą Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, urodzona w Warszawie w 1910 roku, Irena Sendlerowa od najmłodszych lat wychowywała się w środowisku piętnującym nietolerancję. Zasady przekazane jej przez ojca – lekarza, o obowiązku pomocy bliźnim i byciu dobrym człowiekiem, towarzyszyły jej przez całe życie. Na długo przed powstaniem warszawskiego getta, utworzyła sieć łączniczek pomagających Żydom. Zasłynęła uratowaniem dwóch i pół tysiąca żydowskich dzieci i powojenną działalnością społeczną.
Przeczytaj również: Irena Sendlerowa.
Z Anną Mieszkowską, autorką książki Matka dzieci Holokaustu. Historia Ireny Sendlerowej rozmawia Petar Petrović
Co Panią skłoniło do tego, by napisać biografię Ireny Sendlerowej? Nie jest Pani w końcu historykiem…
Dowiedziałam się o Irenie Sendlerowej całkiem przypadkowo. W 2001 roku w Teleexpressie obejrzałam powitanie grupy amerykańskich dziewczyn, które przyjechały do Polski odwiedzić panią Irenę. Wkrótce też przeczytałam w prasie ze dwa reportaże o pani Sendlerowej i o tych dziewczynach, które w pewnym sensie odkryły ją dla świata, ale również i dla Polski. Pomyślałam sobie wtedy, że jest to całkiem ciekawa historia na książkę i … zapomniałam o tym. Dwa lata później, moi znajomi z Londynu, z których jedno jest dzieckiem Holokaustu i przeżyło wojnę we Lwowie, odwiedzili panią Irenę i powiedzieli mi po tym spotkaniu, że jest to tak niesamowita osoba, iż muszę ją koniecznie poznać i napisać o niej książkę. Broniłam się przed tym, bo jestem historykiem teatru i nigdy nie zajmowałam się historią drugiej wojny światowej, a jest to temat bardzo trudny. Odwiedziłam panią Irenę i … od razu zdecydowałam się napisać o niej książkę. Moim problemem był jednak brak dostępu do źródeł historycznych. Aby zdobyć jak najwięcej informacji od Pani Ireny musiałam zadawać jej konkretne pytania i to w taki sposób, by jej nie raniły, żeby wywoływały wspomnienia, a nie powodowały wzruszeń, bo to bardzo szkodzi jej choremu sercu. Pracowałam nad tą książką z panią Ireną przez trzy miesiące. Znajduje się w niej właściwie materiał na kilka książek, jest bowiem kronika, nie da się bowiem o tamtych czasach opowiadać bez uzupełnień przypisowych, bez uszczegółowienia pewnych dat, faktów, jest w tej książce także opowieść samej Ireny Sendlerowej. Oprócz tego znajdują się wypowiedzi dorosłych już teraz „dzieci” uratowanych z Zagłady i sztuka grupy amerykańskich dziewczyn. Mnie zależało na tym, by pokazać panią Irenę jako bohaterkę współczesną, żyjącą. Inaczej się pisze biografię osoby, której już nie ma wśród nas, a inaczej biografię osoby, która w każdej chwili może to zweryfikować.
Zaczyna Pani swoją opowieść o Irenie Sendlerowej od czasów współczesnych, od kolejnych wyróżnień i nagród przyznawanych jej w Polsce, ale i w wielu zakątkach świata. Możliwe, że jej postać i dzieło nie byłoby teraz znane tak wielu ludziom, gdyby nie grupa amerykańskich dziewczyn.
One miały około czternastu lat kiedy na konkurs historyczny napisały dramat Życie w słoiku. Skąd ten tytuł? Pani Irena na maleńkich karteczkach notowała imiona i nazwiska ratowanych żydowskich dzieci, a obok nich pisała przybrane nazwiska polskie. Te karteczki włożyła następnie do słoika, który zakopała w ogródku jednej ze swoich łączniczek przed Powstaniem Warszawskim. Ten słoik ocalał. Po wojnie na podstawie tej kartoteki stworzona została Lista Ireny Sendlerowej, na której widniały nazwiska uratowanych żydowskich dzieci. Następnie przedstawiciele społeczności żydowskiej jeździli po całej Polsce i szukali tych dzieci, oddawane były one następnie albo do żydowskich sierocińców, albo do krewnych, którzy ocaleli z zagłady. Ta cała historia związana z amerykańskimi dziewczynami jest o tyle interesująca, że one mieszkają w maleńkiej miejscowości, gdzie nie ma nie tylko Polaków, ale również i Żydów. Skąd więc w nich takie zainteresowanie tą historią? Przeczytały notatkę prasową, w której znalazły informację o „Sprawiedliwych” z drugiej wojny światowej, którzy ratowali społeczności żydowską w okupowanej Europie. Wśród bardzo wielu mężczyzn znalazły jedną jedyną kobietę - właśnie Irenę Snedlerową i postanowiły się nią bardziej zainteresować. Dowiedziały się o niej w 1999 roku i nie miały wtedy nawet świadomości, że ich bohaterka wciąż żyje! Nawet nie wiedziały, gdzie jest ta Polska, w której ona mieszka. Przyjechały tutaj po raz pierwszy w 2001 roku, później były jeszcze kilka razy. One cały czas utrzymują kontakt ze swoją bohaterką.
[----- Podzial strony -----]
Ze swoim przedstawieniem dziewczyny objechały cały świat, Pani była na jednym z przedstawień w Polsce.
Widziałam ich przedstawienie, było bowiem kilka razy pokazywane w Polsce, między innymi w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Proszę mi wierzyć, byłam w życiu na bardzo wielu premierach z udziałem wybitnych polskich autorów i szczerze mówiąc nigdy nie doznałam takiego wzruszenia, jak podczas tego przedstawienia. Stały tam dwie młode dziewczyny, jedna grała Irenę Sendlerową, druga grała żydowską matkę oddającą jej swoje dzieci. Tych dzieci nie było na scenie, nie było lalek, kukiełek, które by je imitowały. Stały naprzeciwko siebie dwie młode dziewczyny, miały rozłożone ręce, mówiły po angielsku, bez wielkiej interpretacji i intonacji. Na sali było ponad pięćset osób, teatr był pełen. Wiedziałam już wtedy o wszystkim co się wydarzy, nie powinno to na mnie zrobić większego wrażenia, ale widząc wzruszenie innych, sama mu uległam. Wtedy zrozumiałam, na czym polega teatr. Teatr to jest ten najintymniejszy kontakt między autorem a widzem. Ta iskra musi iść w obie strony. One czuły reakcję publiczności, ta cisza, która wypełniała wtedy przestrzeń była nieprawdopodobna. Wtedy zrozumiałam, że teatru nie można się tak naprawdę nauczyć, teatr ma się w sobie i odbiór teatru też ma się w sobie. One to grały na całym świecie już ponad pięćset razy, wszędzie ludzie dziękują im za to, co robią, bo one tym przedstawieniem propagują Polskę, ideę tolerancji i miłości dla drugiego człowieka.
Są to zasady, którymi Irena Sendlerowa kierowała się przez całe życie…
To kim naprawdę jesteśmy, sprawdza się w trudnych historycznie warunkach. Pani Irena zawsze podkreśla, że nie zrobiłaby tego, co robiła, gdyby nie wychowanie, gdyby nie to, czego nauczył ją ojciec, że ludzi dzieli się na dobrych i na złych. Nie jest ważna religia, wykształcenie, majątek, ważne jest tylko to, jakim kto jest człowiekiem. Przez dziewięćdziesiąt siedem lat szła z zasadą, że każdemu kto tonie, trzeba podać rękę. Pani Irena mówi, że kiedy wybuchła druga wojna światowa, cała Europa tonęła we krwi, w tej Europie największą krzywdę w początkach wojny ponieśli Polacy, ale w Polsce - Żydzi, a wśród nich najbardziej cierpiały dzieci. I to do nich skierowana była jej akcja pomocy. Ona wiedziała wchodząc do getta, że nie uratuje wszystkich, że nie pomoże większości, ale było dla niej ważne, by uratować ich jak najwięcej. Warto zaznaczyć, że w czasie tych działań, nie było ani jednej wpadki, nikt nie odniósł żadnej krzywdy! Uważam, że jest to prawdziwy cud, ze ona po takich przeżyciach doczekała takiego sędziwego wieku. Jest bardzo słaba fizycznie, ale mocna duchem i obcowanie z nią, przebywanie w jej towarzystwie, wzbogaca wszystkich.
[----- Podzial strony -----]
Wspomniała Pani o wychowaniu, o jej ojcu. Jaki wpływ na osobowość Ireny Sendlerowej wywarła atmosfera panująca w jej rodzinnym domu? Ojciec pracował jako lekarz, pomagał biedocie i Żydom. Irena od małego miała żydowskich przyjaciół i dorastała w atmosferze tolerancji.
Pani Irena zawsze powtarza, że ukształtował ją rodzinny dom. Ojciec zmarł, kiedy miała siedem lat, ale pamięta o tym, co jej powiedział, do dni. Ojciec był lekarzem-społecznikiem, takim Judymem tamtych czasów, zmarł na tyfus, zaraził się od jednego ze swoich pacjentów. Później pani Irena, studiując na Uniwersytecie Warszawskim, zetknęła się z całą antysemicką atmosferą tamtych lat. Miała wśród grona swoich przyjaciół wielu Żydów. W getcie była jej najserdeczniejsza przyjaciółka - Ewa Rechtman i w pierwszym odruchu serca postanowiła ratować właśnie ją. Ona jednak nie chciała przejść na aryjską stronę, oddała tylko swoją córkę do osób zaprzyjaźnionych. Właściwie większość przyjaciół pani Ireny zginęła. W jej akcjach pomagało jej bardzo wiele osób. Ona zawsze podkreśla, że za jednym uratowanym dzieckiem stało co najmniej dziesięć osób. Łączników, lekarzy, pielęgniarek, pedagogów i dobrych ludzi.
Jak wyglądały losy pani Ireny przed wybuchem wojny. Jeszcze w czasie studiów wykazała się odwagą sprzeciwiając się prześladowaniu i dyskryminacji Żydów.
Jak się dziś patrzy na panią Irenę, to sprawia ona wrażenie osoby słabej, ale była silna, miała wielki, wspaniały charakter. Gdyby nie była osobą twardą to nie zrobiłaby tego, co zrobiła! Wielokrotnie zadawano jej pytanie o to, czy się bała. Bardzo nie lubiła tego pytania, ale odpowiadała, że strach jest czymś naturalnym, dlatego przyznaje, że go czuła, ale nienawiść była silniejsza od strachu! Ona wiedziała, że inaczej wojny nie można by przeżyć. Jej osoba jest bardzo często kojarzona z Żegotą. Bardzo słusznie, ale warto zauważyć, że Żegota to jest dopiero styczeń 1943 roku, a Irena Sendlerowa działała od pierwszych tygodni okupacji! Od momentu stworzenia getta na własną rękę ratowała dorosłych i dzieci, a później dopiero Żegota wsparła ją finansowo, gdyż jeśli chodzi o organizację to sieć łączniczek działała doskonale.
Jakie były sposoby na ratowanie żydowskich dzieci z getta? Często powtarza się nieprawdziwą i wielokrotnie dementowaną przez samą Sendlerową informację, jakoby legalnie wywoziła z getta dzieci chore na tyfus.
Sposoby na ratowanie dzieci żydowskich były uzależnione od wieku dziecka, płci i od tego jak mówiło po polsku, jak znało polską kulturę, tradycję. To były bardzo ważne elementy, bez których w ogóle nie można by mówić o szansach na ratunek. Największe szanse miały dzieci maleńkie urodzone w getcie, gdyż przerzucone na aryjską stronę, dostawały oryginalną metrykę. Dzieci starsze dostawały metryki po zmarłych dzieciach polskich, trzeba było wtedy dostosować poszukiwany dokument do wieku ratowanego dziecka. To było bardzo trudne zadanie, czasami trwało wiele tygodni, był to też powód rozdzielania rodzeństw, gdyż bardzo ciężko było znaleźć metrykę na to samo nazwisko dla dziewczynki i dla chłopca w różnym wieku. Jednym ze sposobów na wywożenie dzieci było wkładanie do drewnianych skrzynek, usypianych luminalem niemowląt i one pod stosem śmieci czy cegieł były wywożone sanitarką lub wozem z terenu getta. Dzieci kilkuletnie były wyprowadzane przez gmach sądów, albo przez piwnice czy kanały, które łączyły domy po obu stronach muru. Znam dwójkę dzieci, które wyszły kanałami ze szlamem po szyję. To jest przeżycie traumatyczne, które towarzyszy im do dnia dzisiejszego. Dzieci starsze były wynoszone o świcie z brygadami pracy, które udawały się w różne miejsca Warszawy, a po drugiej stronie muru czekała już na nie osoba od Ireny Sendlerowej. Najczęściej w ten sposób transportowano młodzież, która potem trafiała do partyzantki. Te uratowane dzieci bez względu na to, ile mają dzisiaj lat i, gdzie mieszkają, bez względu na ich wykształcenie i wykonywany zawód, już na zawsze psychicznie pozostaną uratowanymi z Zagłady dziećmi. Byłam świadkiem kilku takich spotkań uratowanych dzieci z panią Irenę już po ukazaniu się książki. Są to dla obydwu stron wstrząsające wizyty. Pani Irena często nie widziała tych osób pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt lat… Rozstawała się z nimi, gdy były dziećmi, a teraz ma przed sobą starszego pana, starszą panią, która klęcząc przed nią mówi - dziękuję…
[----- Podzial strony -----]
Jak wyglądała działalność Ireny Sendlerowej po zakończeniu wojny? Jest to temat, który często zanika przy jej działalności w czasie wojny.
Irena Sendlerowa już przed wojną była pracownikiem działu opieki i po wojnie wróciła do swojej dawnej działalności. Mimo, że z wykształcenia jest polonistką, to tak naprawdę z zamiłowania, z pasji, jest działaczką społeczną. Po wojnie zajęła się budowaniem ośrodków opieki, zarówno dla osieroconych polskich dzieci, jak i domów opieki dla ludzi starszych, których dzieci zginęły w czasie działań wojennych. Takich ludzi było tysiące na terenie całej Polski! Te ośrodki były budowane przez nią od podstaw! Ona stworzyła też bardzo znany dom w Henrykowie dla młodych dziewczyn, które uprawiały prostytucję na gruzach Warszawy. To były tzw. „gruzinki”, młode dziewczyny, które wróciły po Powstaniu Warszawskim do swoich domów, których już tam nie było. Nie miały ani rodzin, ani nikogo, kto by im pomógł. Pani Irena zbierała je dosłownie z ulic, z ruin. Mieszkały razem w Henrykowie, każda z nich skończyła szkołę, zdobyła wykształcenie, wiem, że przez wiele lat utrzymywały z nią kontakt. Pani Irena niechętnie opowiadała o tym, co robiła nawet swoim najbliższym. Ani córka ani syn, przez wiele lat nie byli świadomi, że ich matka jest tak ważną osobą i tak wielką bohaterką. Wiedzieli o tym tylko historycy, którzy zajmowali się okresem drugiej wojny światowej, okresem Zagłady.
Dokumenty dotyczące realiów panujących w warszawskim getcie, zebrane przez Panią Sendlerową, mają też wielką ważność historyczną.
Nieznane są zapiski osób po aryjskiej stronie, które wchodziły do getta. Jedyną znaną relacją jest ta Ireny Sendlerowej, która ukazała się dwadzieścia lat po wojnie. Ona opisała konkretnych ludzi, konkretne domy, środowiska, z którymi miała kontakt prawie na co dzień. Aż do wywózek w czterdziestym drugim roku. To jest bezcenny dokument, którego fragmenty cytuję w tej książce.
Pani Irena tak poświęcała się dla obcych sobie ludzi, że zapominała czasem o swoich najbliższych. Z bólem serca wspomina, że za mało dała siebie mężowi, dzieciom...
Tak to prawda, ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Miały do niej żal w młodości dzieci, dzisiaj syn już nie żyje, żyje córka, która ma sześćdziesiąt lat. Ona sama opowiada, że kiedy była małą dziewczynką, mamę rzadko widziała w domu. Będąc dorosłą osobą, w latach osiemdziesiątych pojechała do Izraela i tam na nazwisko matki otwierały się przed nią wszystkie drzwi. Wtedy dopiero zrozumiała, co matka tak naprawdę zrobiła i dzisiaj z wielką czułością się o niej wypowiada. Ma świadomość, że jest skromną córką wielkiej bohaterki.
[----- Podzial strony -----]
Bohaterki, która nie pozwala tak się nazywać i sama uważa siebie tylko za część wielkiego systemu.
Pani Irena sama jednak ten system wymyśliła! Ona była pierwszą osobą, która pomyślała o tym, że Żydów należy ratować. Jeszcze zanim powstała jakakolwiek organizacja podziemna. Do momentu, kiedy zwróciła się o wsparcie do Żegoty, działała bez pomocy Armii Krajowej czy jakiejkolwiek politycznej organizacji. Była przed wojną związana z przyjaciółmi z PPS – u, ale to nie były tego rodzaju kontakty. Stworzyła siatkę wspaniałych ludzi, którzy mieli odwagę powiedzieć – „nie” – w tych najtrudniejszych czasach. To były w większości kobiety. Ona była w tym gronie właściwie najmłodsza, dlatego jest wśród żywych.
Nie ucieka Pani w swojej książce od pokazania atmosfery panującej w tym okresie w Warszawie. Nie była ona bowiem zawsze godna pochwały… podczas walk w getcie, można było po polskiej stronie słyszeć głosy popierające „rozwiązane” problemu żydowskiego.
Bywało różnie – mówi pani Irena. Ja tylko przekazuję opinię osób, które wtedy żyły i pamiętają. Cytuję wypowiedzi różnych osób m.in. Mariana Wyrzykowskiego, bardzo znanego aktora, który był kelnerem w czasie II wojny światowej. Te relacje mają pokazać tło tamtych wydarzeń. Według pani Ireny Polacy i ratowali, i pomagali, ale byli również i tacy, którzy byli obojętni, tych było niestety najwięcej. Ona sama zetknęła się z osobami, które szantażowały nie tylko Żydów, ale i Polaków. Ona sama była szantażowana! Na nią też polowano! Na Irenę Sendlerową nie tylko Niemcy wydali wyrok śmierci, ale także Narodowe Siły Zbrojne w kwietniu 1944 roku. Była poszukiwana i miała zginąć, i gdyby nie wybuch Powstania Warszawskiego bardzo możliwe, że skutecznie by na nią zapolowano. Ukrywała się w tym czasie przed gestapo i zmieniała często miejsca pobytu. Dokumenty, które to potwierdzają wciąż istnieją! Ona dowiedziała się o nich dopiero w latach siedemdziesiątych, odkrył te wszystkie fakty prof. Szarota. To było dla niej wstrząsające przeżycie dowiedzieć się, że nie tylko Niemcy, ale także jej rodacy, wydali na nią wyrok. Do jej aresztowania doszło dzięki donosom sąsiadów…
W maju tego roku pani Sendlerowa dostała kolejną nagrodę. Cieszy fakt, że tak zasłużona osoba jest doceniana, a dzieło jej życia, jest nareszcie powszechnie znane.
Tak, to prawda. Uważam jednak, że wszystko to przyszło za późno. Ona się tym jednak wcale nie cieszy. Mówi, że z taką samą pokorą, z jaką przyjmowała wyrok śmierci, była bowiem z nim pogodzona, nie wiedziała przecież, że zostanie wykupiona przez Żegotę, teraz przyjmuje zaszczyty i wyróżnienia. Moim zdaniem nie jest ważne, czy dostanie nagrodę Nobla, czy nie. Dlatego, że dzieło życia jest w jej wypadku dziełem skończonym i to czy dostanie nagrodę nie znaczy, że te dzieło będzie większe, a jeżeli tej nagrody nie otrzyma, że będzie mniejsze, ono jest tej samej wartości! Uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci, każde z tych dzieci ma dzieci i wnuki i prawnuki! Rodzina Ireny Sendlerowej jest ogromna. Nie znam drugiej osoby w jej wieku, która by miała tylu przyjaciół, która by prowadziła tak ogromnie żywe życie towarzyskie. Nie ma tygodnia, żeby nie odwiedzały jej jakieś zagraniczne delegacje. Ludzie z całego świata chcą zobaczyć małą, kruchą osóbkę, która ma w sobie tak ogromną siłę szerzenia dobra. Kiedy pytają Irenę Sendlerową o to, co w życiu jest najważniejsze, to ona mówi, ze miłość, tolerancja i pokora.
Petar Petrović