A może wytrwani znawcy i wielbiciele znakomitej muzyki, podtrzymujący jedną z najpiękniejszych tradycji europejskich? Czy walce i polki wiedeńskie to wciąż żywa, nieprzerwana tradycja, sztuka przekazywana z pokolenia na pokolenie, czy może sztucznie podtrzymywana przy życiu (reanimowana?) pozostałość kultury mieszczańskiej z epoki cesarsko-królewskiej monarchii?
Fryderyk Chopin w liście z Wiednia (22 grudnia 1830) pisał, że "Strauss albo Lanner (są to tutejsi miejscowy Świeszewscy) walce grywają. Za każdym walcem dostają ogromne brawo, a jeżeli grają Quodlibet, czyli mięszaninę z oper, pieśni i tańców, to słuchacze są tak zadowoleni, że nie wiedzą, co z sobą zrobić. Dowodzi to zepsutego smaku wiedeńskiej publiczności”. Z kolei Hector Berlioz zachwycał się w Pamiętnikach walcami Johanna Straussa, którego nazwał "artystą". Dowodził, że "nie docenia się wpływu, jaki wywarł na poczucie muzyczne całej Europy, wprowadzając do walców grę przeciwstawnych rytmów, których efekt jest tak pikantny, że sami tancerze zapragnęli go już naśladować, tworząc walca na dwa pas, chociaż muzyka tego tańca zachowała rytm trójdzielny". Johannes Brahms zaś żałował, że to nie on napisał Nad pięknym, modrym Dunajem.
W ostatniej audycji spieraliśmy się o to, czy walc wiedeński jest wielką sztuką, czy tylko tanią rozrywką. Zastanowimy się, czy dziś nadal gra się i tańczy stylowo walce wiedeńskie, czy już tylko nieudolnie i sztucznie odtwarza się owo dziwaczne, anachroniczne zjawisko, będące pozostałością nieistniejącego świata.
Naszymi gośćmi byli Romana Agnel i Marcin Gmys.
Do wysłuchania nagrania audycji zapraszają Marcin Majchrowski i Piotr Matwiejczuk