"Lady Sarashina" to najnowsze przedsięwzięcie warszawskiej placówki, realizowane w cyklu spotkań z dokonaniami współczesnych twórców operowych. Opera ta zrealizowana przez Petera Eötvösa, została zainspirowana XI-wiecznymi zapiskami tajemniczej Japonki z prowincji Sarashina.
- Peter Eötvös musiał dokładnie przyjrzeć się kulturze i zwyczajom tamtego okresu. Myślę, że to sprytny ruch, gdy kompozytor muzyki współczesnej próbuje się czegoś dowiedzieć o innej kulturze, np. o jej instrumentach - opowiada dyrygent, Christian Schumann.
Oryginalnym posunięciem Eötvösa jest próba uzyskania japońskiego brzmienia przy pomocy zestawień instrumentów wschodnich z instrumentami wywodzącymi się z tradycji europejskiej. - Potężny odgłos tybetańskich rogów, który potrafi górować na samymi Himalajami, imitują wszystkie instrumenty dęte w orkiestrze. Brzmienie jest okrągłe i lśniące - opisuje Schumann.
Najtrudniejsze zadanie stoi przed odtwórczynią głównej roli, Anu Komsi, dla której Eötvös specjalnie dopisał kilka dźwięków. Dodatkową trudność stanowi fakt, że sopranistka, jako jedyna na scenie, nie będzie wspomagała się mikrofonem. - W końcówce muszę dojść do dźwięku F, jak w arii Królowej Nocy Mozarta. Na szczęście mój głos ma dużą skalę. Potrafię zaśpiewać trzy i pół oktawy, więc Peter postanowił to wykorzystać - opowiada śpiewaczka.
Odtwarzana przez Komsi "Pani z prowincji Sarashina” w spektaklu wspomina przeszłe podróże, pejzaże, jesienie, księżyce i kwiaty. I niespełnioną miłość. I sny. By dojść do wniosku: "Los nie jest mym przyjacielem". - Musimy się tu pozbyć idei, zgodnie z którą historia opowiadana w operze czy książce powinna być logiczna i uporządkowana. Lady Sarashina to zaproszenie do krainy marzeń i snów - dodaje Christian Schumann.
Więcej na temat spektaklu, który będzie miał swoją premierę 7 kwietnia, w nagraniu audycji Barbary Schabowskiej.
bch