"Literatura wbrew wszystkiemu, co się o tym sądzi, więcej światu daje, niż z niego bierze. Chodząc własnymi drogami, które raz rozmijają się z drogami swego wieku, kiedy indziej krzyżują się lub idą równolegle, literatura spotyka się w swej wędrówce z tym, co można określić mianem: człowiek wieczny" - twierdził Jan Parandowski.
58:41 Strefa literatury 2025_02_16-11-01-07.mp3 Jan Parandowski - "piewca Hellady" (Strefa literatury/Dwójka)
Genealogia owiana tajemnicą
Pisarz, tłumacz, znawca kultury antycznej, "piewca Hellady" – jak sam się określał – urodził się 130 lat temu – 11 maja 1895 roku we Lwowie. Miał bardzo bogaty życiorys, chociaż jego genealogia przez długie lata owiana była tajemnicą. W dokumentach wpisywano, że jest nieślubnym synem Julii Parandowskiej. Sam jako ojca wpisywał Jana Parandowskiego, jednak był synem grekokatolickiego księdza Jana Bartoszewskiego.
– Jan Parandowski mieszkał z obojgiem rodziców. Dzięki ojcu miał nieprawdopodobne zaplecze intelektualne i finansowe. Ojciec był wybitnym teologiem, jednym z pięciu profesorów na Uniwersytecie Lwowskim, dzięki czemu mógł zapewnić dziecku znakomitą przyszłość. Dlaczego nie był formalnym ojcem? Ponieważ był – i to jest klucz – duchownym grekokatolickim. Duchowni tego kościoła mogli się żenić pod jednym warunkiem: że ten ślub zostanie zawarty przed złożeniem ostatecznych ślubów duchownych. Natomiast Jan Bartoszewski poznał Julię Parandowską, kiedy śluby już miał dawno za sobą. Formalnie nie mógł zawrzeć związku, ale całe życie mieszkali razem – tłumaczyła prof. Grażyna Pawlak.
Czytaj też:
Parandowski i mitologizowanie życia
Jan Bartoszewski był Ukraińcem bardzo związanym z tą narodowością. Mimo że w 1918 roku po odzyskaniu niepodległości złożył przysięgę na wierność Polsce, przyznawanie się do ojca Ukraińca nie było najlepszym pomysłem.
– Za chwilę przychodzi rok 1919 i walki o Lwów. Jednak zupełnie nie rozumiem, dlaczego Parandowski nie zrobił tego po wojnie. Rok 1945 przyniósł przecież bardzo ważną rzecz, czyli zrównanie praw dzieci formalnych i nieformalnych. Może już nie chciał burzyć tego wizerunku, może po prostu przywiązał się do tej opowieści. Ja mówię zawsze, że twórca mitologii trochę mitologizował swoje życie i to chyba był ten etap, który zmitologizował – podkreśliła autorka biografii "Jan Parandowski. Życie i dzieło".
W świecie antyku
Od początku był silnie związany z kulturą antyczną, także dzięki bogatemu księgozbiorowi ojca, który wspierał zainteresowania syna, między innymi wysyłając go do IV Gimnazjum we Lwowie.
– Profesor Bartoszewski był w nim wykładowcą, jeszcze gdy to liceum dopiero się kształtowało. Doskonale wiedział, jakie są założenia i poziom wykładowców, dlatego tam właśnie posłał swojego syna. Miał też świadomość, że jego syn interesuje się światem bogów zamierzchłych do tego stopnia, że gdy ten miał zaledwie lat 12, to ojciec zafundował mu prenumeratę pisma Eos, więc rozwijał te zainteresowania.
Internowanie i kariera pisarska
Jan Parandowski twierdził, że opuszczając mury gimnazjum, był absolutnie przekonany, że pójdzie drogą naukową. Rozpoczął nawet studia, jednak po wybuchu I wojny światowej został internowany na terenie Rosji. To wydarzenie bardzo go zmieniło.
– Kiedy wrócił, stwierdził, że jednak bardziej pociąga go kariera pisarza, w tym się zaczyna spełniać i nie są mu potrzebne naukowe stopnie, a rozległe wykształcenie. Stwierdził: "jestem człowiekiem wykształconym". Nie widział się już w karierze akademickiej, a pisarskiej. Nie przewidział, że ktoś kiedyś będzie od niego tego wymagał i będzie musiał sprostać wymaganiom czysto formalnym [został po II wojnie światowej wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – przyp. red.].
Miłosne uniwersum Jana Parandowskiego
Na internowaniu poznał również swoją pierwszą żonę, Aurelię Wyleżyńską – pisarką i publicystką, z którą powrócił do Lwowa w jednym z pierwszych transportów repatriacyjnych. – Do 1923 roku ten związek był bardzo trwały, niezwykle inspirujący i bardzo znany we Lwowie. Ale Parandowski, żeby być bardziej samodzielnym, zaczął pracować w jednej ze szkół i tam poznał młodą dziewczynę. Tak się zaczęła ta historia, ale ciekawy jest jej koniec. Mianowicie gdy do Aurelii Wyleżyńskiej dotarły wieści, nie próbowała odzyskiwać Jana. Zostawiła piękny list i 29 grudnia 1923 roku wyjechała do Paryża – wyjaśniła biografka pisarza.
Jego drugą żoną była Irena Parandowska z domu Helzel. W środowisku wiedziano, że była żydówką, choć ona sama zrobiła wiele, żeby te ślady zatrzeć. – W 1925 roku, na miesiąc przed ślubem z Janem, przeszła na katolicyzm. Bardzo skrupulatnie wymazywała swoje korzenie. Ona nigdy nie mówiła o swojej przeszłości. Jedynym śladem jest zwrot, którego używał Parandowski do końca życia, nazywając ją Renulką. Pochodzi to z jej pierwszego, żydowskiego imienia Regina.
Parandowski miał też świadomość, że wiele osób wie o pochodzeniu jego żony i niektórzy mogą to wykorzystać. Dlatego w czasie II wojny światowej opuścili Warszawę. – Gdy już raz gestapo zaczęło ich odwiedzać po raz pierwszy, to przychodząc po raz drugi mogli być bardziej dokładni – opowiadała prof. Grażyna Pawlak.
Jan Parandowski – fotografia portretowa. Rok nieznany. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Pisarz, działacz, "piewca Hellady"
Po wojnie Jan Parandowski wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie objął kierownictwo katedry kultury antycznej. Wznowił też działalność polskiego PEN Clubu, którego prezesem był aż do śmierci w roku 1978. Jak podkreśliła twórczyni jego biografii, "zawsze udowadniał, że Polska kulturalnie jest zakorzeniona w basenie Morza Śródziemnego".
– Robił to już na podstawie najwcześniejszych tekstów, które były o Polsce, na podstawie zachowań i pracy polskich uczonych. Przywoływał postać Sarbiewskiego, który na katedrach angielskich był uważany za słowiańskiego Horacego. Przypominał naszą piękną tradycję tolerancji i mówił nawet, że tam, gdzie państwa zaczęły rozliczać ludzi z ich wiary i poglądów, Polska stawała się dla nich azylem – mówiła prof. Grażyna Pawlak.
***
Tytuł audycji: Strefa literatury
Prowadzenie: Dorota Gacek
Data emisji: 16.02.2025
Godz. emisji: 11.00
am/zch/kor