Pisma podziemne powstawały przy użyciu obcęgów, gwoździ i spinaczy

Ostatnia aktualizacja: 09.06.2014 18:00
- Pierwszy, dwutysięczny nakład czasopisma literackiego "Puls" składaliśmy dwa tygodnie - o wydawnictwach podziemnych lat 70. i 80. opowiadał w Dwójce Andrzej Rosner, wydawca i działacz opozycji w czasach PRL.
Audio
  • Audycja poświęcona wydawnictwom podziemnym lat 70. i 80. (Strefa Literatury/Dwójka)
Mężczyzna przy powielaczu stojącym na zapleczu w siedzibie NSZZ Solidarność Ziemia Radomska - odbija na nim materiały związkowe.
Mężczyzna przy powielaczu stojącym na zapleczu w siedzibie NSZZ Solidarność Ziemia Radomska - odbija na nim materiały związkowe. Foto: PAP/Damazy Kwiatkowski

- To była kompletna amatorszczyzna - wspominał początek swojej przygody z podziemnym wydawnictwem rozmówca Ewy Stockiej-Kalinowskiej. - Mieliśmy 180 stron prymitywnego wydruku "Pulsu" zrobionego na powielaczu białkowym. Trzeba było ręcznie wkleić cztery zdjęcia do dwutysięcznego nakładu. Potem należało wszystko zszyć i oprawić i tu zaczynały się schody. Dwuzębne widelce, którymi mieliśmy przebijać te 180 stron, a w dziury wkładać rozgięte spinacze i wszystko zaklejać taśmą, rozdziawiły się po trzech egzemplarzach.

W tych warunkach młodzi wydawcy sięgnęli po najprostsze środki, czyli gwoździe i młotek, za pomocą, których wykonali konieczne otwory. To był rok 1977. Wkrótce twórcy prasy i książek spoza oficjalnego obiegu mieli do dyspozycji nie tylko powielacze lepszej jakości, lecz także zaczęli współpracować potajemnie z profesjonalnymi drukarzami.

Jeden z pierwszych powielaczy trafił do Polski dzięki staraniom grupy studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Janusz Krupski, Bogdan Borusewicz i Piotr Jegliński postanowili sprowadzić powielacz z zagranicy - wspominał Jan Strękowski, polonista, dziennikarz i filmowiec oraz działacz opozycji w PRL. Z misją pojechał Piotr Jegliński, jedyny, który posiadał paszport. Zabieganie o powielacz zajęło mu ponad rok. - Pomocy odmówili mu i Giedroyc, i Nowak-Jeziorański. Obawiali się, że gdyby doszło do wpadki, studenci za ten powielacz dostaną wysokie wyroki. Jegliński sam postanowił zarobić na powielacz.

Ostatecznie zakupił maszynę dla dzieci - powielacz hektograficzny. Udało się go przemycić do Polski dzięki pomocy teatru Scena Plastyczna Leszka Mądzika, który przebywał w Londynie.

- Powielacz został rozebrany i przewieziony przez Wita Wojtowicza jako element scenografii teatralnej. Koledzy w Polsce złożyli go trochę źle, w związku z czym szwankował - wspominał Jan Strękowski. - Mimo niedoskonałości tej maszyny to od tego powielacza zaczął ruch wydawniczy w Polsce. Na nim w 1977 roku wydrukowano pierwszy numer Zapisu".

Więcej o historii podziemnego ruchu wydawniczego - w nagraniu audycji, w której wysłuchaliśmy także opowieści Mirosławy Łątkowskiej - działaczki Solidarności Walczącej, uczestniczki podziemnego ruchu wydawniczego we Wrocławiu, dziś wydawcy. Do wysłuchania również fragmenty wspomnień opublikowanych w "Bibule" wydawanej przez Stowarzyszenie Wolnego Słowa.

"Strefę literatury" przygotowała Ewa Stocka-Kalinowska.

bch/jp

Zobacz więcej na temat: 1989 KSIĄŻKA Solidarność
Czytaj także

Niespodzianka – nawet łączniczki AK wspierały komitet wyborczy Solidarności

Ostatnia aktualizacja: 03.06.2014 14:00
– Nazywaliśmy je "szarymi panterami". W przeciwieństwie do nich młode dziewczyny mogły się spóźnić, a nawet nie przyjść na spotkanie. Gdyby jednak nie przyszła "pantera", oznaczałoby, że umarła – wspominał wybory parlamentarne 1989 roku Bartłomiej Piotrowski, członek NSZZ "Solidarność".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Henryk Wujec: chłopski rodowód przydał mi się w opozycji

Ostatnia aktualizacja: 08.06.2014 17:00
"Jak się nie uspokoisz, to wrócisz do pasania krów" - usłyszał gość Jerzego Kisielewskiego od oficera SB, gdy jako student organizował otwarte dyskusje, w których udział brali księża i marksiści. Jak przyznał w Dwójce, to doświadczenie ukształtowało jego stosunek do systemu komunistycznego.
rozwiń zwiń