21 milionów dolarów - taką budżetową cezurę stawiają organizatorzy, alternatywnych wobec Oskarów, Indepenent Spirit Awards. Ale różnica względem Hollywood ma wymiar nie tylko finansowy. To zupełnie inna wizja świata. - Amerykańskie kino niezależne jest znakomite warsztatowo i sprawne, jeśli chodzi o opowiadanie historii. Natomiast formalnie bywa bardzo wtórne - dzieli się swoimi wrażeniami ze słynnego festiwalu w Sundance krytyk filmowy Karolina Pasternak. - Wszystkie te produkcje łączy jeszcze wolnościowy, emancypacyjny duch - dodaje.
- Festiwal w Sundance to w istocie wielki rynek, a nawet targowisko próżności. Miejsce, w którym zawiera się kontrakty dystrybucyjne - mówi z kolei Urszula Śniegowska, szefowa wrocławskiego American Film Festival. - Trzeba pamiętać, że państwo nie dotuje w USA kina. Niezależne produkcje są więc walką o budżety - wyjaśnia. - W związku z tym wielu twórców traktuje festiwale niezależne jako trampolinę do Hollywood - komentuje Pasternak. - Mówi się, że niezależnym filmowcem jest Steven Spielberg, który ma tyle pieniędzy, że może robić, co chce...
Przykładem twórcy, któremu "awans" do głównego nurtu nie zaszkodził jest, zdaniem gości Marcina Pesty, Jim Jarmush. Czy to samo można powiedzieć o Dereku Cianfrance, reżyserze wyświetlanego także w polskich multipleksach obrazu "Drugie oblicze"? - To już nie jest kino tak intymne, jak jego poprzedni film, pokazywany na American Film Festival "Blue Valentine" - ocenia Śniegowska. - "Drugie oblicze" rozpada się jakby na dwie części, symbolizujące przeciwstawne oblicza całego kina amerykańskiego - dodaje.
- Główny nurt to w zasadzie trzech dystrybutorów produkujących coraz mnie filmów za coraz większe pieniądze. Interesują ich niemal wyłącznie blockbustery - podsumowuje Karolina Pasternak - Stąd między innymi, odczuwalna również w Polsce, moda nie niezależne kino amerykańskie...
(mm)