Zanim jednak Janusz Reiter wyjechał do Niemiec, ukończył germanistykę na Uniwersytecie Warszawskim i był dziennikarzem. Najpierw - w latach 1977–1981 - "Życia Warszawy". W latach 1984–1989 zajmował się publicystyką w "Przeglądzie Katolickim", pisał także do "Gazety Wyborczej". Wtedy też miał okazję spotkać się korespondentów z innych krajów, którzy przez lata traktowali pracę w Polsce jak misję. - Oni chcieli tu być, bo mieli poczucie, że dzieją się u nas rzeczy, które zmieniają Europę - wspominał rozmówca Jerzego Kisielewskiego. - Przyjeżdżali do nas wybitni korespondenci, którzy zrobili światową karierę. Ale też ludzie, którzy byli w stanie wczuć się w to, co się tutaj dzieje, i jakoś się z nami identyfikować - dodał.
Dziś Janusz Reiter jest Prezesem Rady Fundacji Centrum Stosunków Międzynarodowych. To istniejący od 1996 roku, niezależny, pozarządowy ośrodek analityczny zajmujący się polską polityką zagraniczną i najważniejszymi problemami polityki międzynarodowej
Jerzy Kisielewski
- W tej chwili najwięcej mówi się o wojnie na Ukrainie, która okazała się być sprawdzianem dla współczesnej dyplomacji - przekonywał gość Dwójki. - To jest moment, w którym wszyscy dowiadują się czegoś o sobie. Okazało się na przykład, że we Francji jest proputinowska prawica, która nie tylko gardzi demokracją, ale też Unią Europejską. Stało się także jasne, że europejskie elity nie są w stanie zrozumieć Ukrainy. Jej oczekiwań i jej dążeń. Kiedy w dyskusjach z niemieckimi rozmówcami słyszę wątpliwości, czy Ukraińcy nie poradzą sobie jako państwo, przypominam im, co o Polsce mówiło się w ich kraju po I wojnie światowej. Otóż ówczesne elity niemieckie uważały, że nie jesteśmy narodem zdolnym do samodzielnego bytu państwowego. czas pokazał, jak bardzo się mylili - podkreślił.
Audycję "O wszystkim z kulturą" poprowadził Jerzy Kisielewski.