W sobotę 29 września minęło sto lat od urodzin jednego z największych reżyserów filmowych XX wieku, Michelangelo Antonioniego. Reżyser zmarł 5 lat temu – dokładnie w tym samym dniu, 30 lipca 2007 roku, zbiegiem okoliczności odszedł znakomity twórca kina Ingman Bergman.
- To dla mnie bardzo ważny reżyser. Moja edukacja filmowa w dużej mierze zaczynała się od Antonioniego i zawdzięczam mu pewien smak kina, który do tej pory bardzo wysoko sobie cenię. Antonioni, przynajmniej w moim przekonaniu, jest ojcem duchowym współczesnego popularnego nurtu artystycznego, który wyraża się poprzez opowiadanie niezwykle wolne, majestatyczne... w którym brakuje słów, natomiast wszystko rozgrywa się w pejzażu, emocjach, bardzo wnikliwie obserwowanych przez "długą" kamerę. Dla mnie to była lekcja, że można przełamać konwencje gatunkowe i włamać się w duszę człowieka, pokazać ją nie za pomocą recytacji, nie za pomocą akcji, czy groteski, tylko przez medytacyjny ruch kamery, który wyraża coś więcej niż tylko realizm - mówił o włoskim artyście Janusz Wróblewski.
Poetyckie kalambury
- Dla mnie ogromnym doświadczeniem intelektualnym było obejrzenie "Powiększenia". Filmu, który nie do końca na początku zrozumiałem, który mnie intrygował i który poruszał mnie odwagą wkraczania w rejony abstrakcji. Zakończenie tego filmu, ta słynna gra nieistniejącą piłeczką w tenisa, stanowiła coś absolutnie rewolucyjnego w kinie. Ja czegoś takiego nie widziałem i to do tej pory ta scena uchodzi za szczytową odwagę, jeśli chodzi o mówienie poetyckim kalamburem czy też czymś w rodzaju szyfru, który każdy widz musiał sobie sam rozwiązać - dodał Wróblewski.
- Miałem dwa okresy fascynacji Antonionim. Pierwszy ciągnął się jeszcze od okresu licealnego Kontekst tych filmów był jednak inny niż u pana Wróblewskiego, bo nie oglądałem tych obrazów, gdy wchodziły do kin. Poznawałem Antonioniego już jako uznanego klasyka kina, którego filmu funkcjonują w kanonie. Gdy byłem w liceum, puszczano je w telewizji o 1.00 w nocy albo nadawano na dziwnych kanałach. Wówczas dwa filmy zrobiły na mnie wielkie wrażenie: "Zawód: reporter" i "Powiększenie". Ten drugi jest bardzo autotematyczny, zajmuje się przede wszystkim kinem i stawia pytanie o jego funkcję oraz nasz sposób poznawania. To pytanie dzisiaj staje się tym bardziej aktualne, bo filmowy sposób myślenia i poznawania staje się, po śmierci Antonioniego oraz wraz z rozwojem kultury audiowizualnej, coraz bardziej powszechnym sposobem, w jaki poznajemy świat. Wydaje mi się, że dlatego filmy Antonionego są do dziś ważne. Mniej istotne jest w nich to, co się dzieje na poziomie fabuły, a nawet wszystkie te metafory alienacji, a bardzo ważny pozostaje problem poznania, a raczej kina jako sposobu poznania - mówił Jakub Majmurek.
Gigant kina
Najważniejsze swoje dzieła nakręcił w piętnastoleciu 1960-1975 ("Przygoda", "Noc", "Zaćmienie", "Czerwona pustynia", "Powiększenie", "Zawód: reporter").
Od powstania ostatniego, powszechnie podziwianego filmu Antonioniego - "Zawodu: reporter" z Jackiem Nicholsonem i Marią Schneider - minęło dużo czasu: pojawiły się nowe konwencje kina, zmienił sposób finansowania tej sztuki, weszły nowe pokolenia twórców i odbiorców.
Posłuchaj wyjątkowych spotkań w "Klubie Trójki" >>
Czy zatem twórczość Włocha stała się dzisiaj szacownym zabytkiem w muzeum kinematografii światowej? Czy jego filmy, dostępne na DVD, potrafią dziś ekscytować równie intensywnie jak w minionym stuleciu? Jaki jest efekt konfrontacji tej klasyki kina z widzami ukształtowanymi przez Michaela Hanekego, Larsa von Triera lub Pedro Almodovara?
Dowiedz się więcej, słuchając nagrania rozmowy. O włoskim reżyserze w audycji Sylwii Héjj i Jerzego Sosnowskiego rozmawiali krytycy filmowi: Janusz Wróblewski i Jakub Majmurek .