- Europejski jazz nie miał jednej stolicy. Tyle tylko, że Paryż, Kopenhaga, czy Sztokholm świeciły odbitym światłem osiedlających się tam muzyków amerykańskich - wyjaśniają pobudki swojej brytyjskiej eskapady Janusz Jabłoński i Tomasz Gregorczyk. Jeszcze w latach 50. nie tylko w Londynie doszło do prawdziwej eksplozji jazzu tradycyjnego oraz bepopu. Dekadę później Wyspy zaczęły przemawiać własnym głosem, nieodwracalnie zmieniając oblicze jazzu i muzyki awangardowej. Najprawdopodobniej w Londynie narodził się jazz-rock, a bez wątpienia - wciąż żywotny kierunek swobodnej improwizacji.
Ta rewolucja rozgrywała się często w małych, niepozornych klubach londyńskiego Soho, których nazwy odnaleźć można dziś w podręcznikach historii muzyki. Rzecz w tym, że same kluby zniknęły tymczasem z mapy Londynu... Bluesowo-rockowy Marquee, w którym grywali, a często także debiutowali The Rolling Stones, Jimi Hendrix, Led Zepellin, Pink Floyd, John McLaughlin czy Eric Clapton, ustąpił miejsca luksusowym loftom. Pionierski dla brytyjskiego bepopu Flamingo trafił do serca China Town i zamienił się w klasyczny irlandzki pub. Z kolei w pierwszej siedzibie najsłynniejszego Ronnie Scott's Club znajduje się dziś japońska restauracja. Legenda mainstreamowego jazzu przeniosła się tymczasem na Frith Street 47, gdzie po dziś dzień całkiem dobrze prosperuje.
Awangardowej muzyki nie słychać już natomiast na Garrick Yard przy St. Martins Lane, gdzie w latach 60. rodziła się swobodna improwizacja. - Klub jazzowy? Kto by pomyślał... - przywitał polskich podróżników tajemniczy jegomość, urzędujący w niegdysiejszej kolebce awangardy. To właśnie w Theater Club w 1966 roku John Stevens i Trevor Watts założyli Spontaneous Music Ensemble.
Watts wspomina niezwykłą aurę szóstej dekady: - w niewielkich, dziś zapomnianych lokalach spod znaku "Flower Power" spotkać można było awangardowych improwizatorów, rasowych jazzmanów, ale też Johna Lennona i Yoko Ono.
- Trzeba pamiętać, że lata 60. to nie tylko muzyka, taki czy inny jej gatunek, lecz przede wszystkim ogromna rewolucja społeczna, psychologiczna i mentalna - dodaje słynny jazzrockowy gitarzysta John McLauglin. Do złotej ery brytyjskiej muzyki, nie tylko jazzowej, cofa się pamięcią także wybitny saksofonista Lol Cauxhill. Natomiast o współczesnej kondycji angielskiej sceny, jej sytuacji ekonomicznej oraz przemianach muzycznej geografii Londynu opowiada Oliver Weindling z klubu Vortex.
Otóż, improwizacyjno-eksperymentalny ferment nad Tamizą nie wygasł, lecz przeniósł się na wschód - do Dalston. W samym sercu tej dzielnicy, która zasłynęła jako "miejsce, w którym Amy Winehouse spotykała się ze swoim dealerem", działają dwa awangardowe kluby: bardziej jazzowy Vortex oraz - stawiająca na elektronikę i eksperymenty - Cafe Oto. W ten sposób kolebka tureckiej oraz afrykańskiej mniejszości staje się powoli londyńskim centrum poszukującej muzyki. Znak czasu...
A o tym, jak brzmi współczesny Londyn opowiedział nam na deser multiinstrumentalista oraz specjalista od nagrań terenowych, Steve Beresford.
Aby wysłuchać całej audycji, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Nie tylko jazzowa pocztówka z Lodynu" w boksie "Posłuchaj" po prawej stronie.