- Myśleliśmy, że jak my się zbuntujemy, to nasi rosyjscy, ukraińscy i inni bracia też się zbuntują i Kreml nie będzie w stanie nam poważnie zaszkodzić. Krótko mówiąc – rewolucje w innych krajach tego imperium zagwarantują nam bezpieczeństwo. Tak mogłem pisać, gdy miałem 26 lat, gdy pisaliśmy "List otwarty”, bo to było pewnego rodzaju zaczadzenie utopią - mówi radiowej Dwójce Karol Modzelewski.
- Po 1968 roku w Czechosłowacji, ja już nie wspomnę, że przedtem była interwencja radziecka na Węgrzech, żyliśmy wszyscy z przeświadczeniem, że trzeba się starać uniknąć takiego nieszczęścia dla nas, bo to jest niezależnie od tego czy jest duży rozlew krwi, jak na Węgrzech, czy stosunkowo niewielki jak w Czechosłowacji, to jest zawsze narodowe nieszczęście jak gwałtu obcej, zewnętrznej siły na społeczeństwie.
- Obserwowałem to, co się stało na Wybrzeżu. Przez nieporozumienie najpierw pojechałem do Warszawy. Tam spotkałem Zbyszka Romaszewskiego, który uniknął aresztowania oraz z innymi KOR-owcami. Romaszewski powiedział mi, że w Warszawie ukrywa się Józef Śreniowski, członek KOR-u, który miał dla mnie informację, że chcą, bym do nich dołączyć. Powiedziano mi jak jechać kurierskim szlakiem.
Atmosfera jak w czasie powstania
- Gdy przyjechałem do Trójmiasta i chciałem się zobaczyć z doradcami MKS-u. Usłyszałem od nich wtedy, że są siłą, której nikt się nie oprze. Na to odpowiedziałem, że nikt, chyba że Armia Czerwona. A oni, że co ma armia do związków zawodowych. Choć byłem tyko jeden dzień w stoczni w stanie strajku, widziałem rzeczy niezwykłe.
- Pojechałem stamtąd do Warszawy, by zobaczyć się z Aleksandrem Gieysztorem, moim mistrzem uniwersyteckim, który był oficerem o znaczącej funkcji w biurze propagandy komendy głównej AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Jak powiedziałem mu, co widziałem, to on powiedział, że to jest wypisz wymaluj atmosfera pierwszych dni Powstania Warszawskiego. Mnie się od tego nie zrobiło wesoło. Później zresztą doświadczeniami Powstania Warszawskiego ci, którzy je pamiętali nas straszyli.
- Jan Olszewski na posiedzeniu krajowej komisji porozumiewawczej w marcu 1981 roku powiedział "uważajcie kochani. Za ilu ludzi będziemy odpowiadać, jeżeli dojdzie do czegoś?”. Wracałem wówczas z takim przekonaniem, że nie ma przestrzeni do kompromisu, bo żądanie wolnych związków zawodowych w ustroju komunistycznym, którego przecież nie mamy szansy obalić, bo za nim stoi Moskwa, to żądanie właściwie podkopuje u podstaw ten ustrój. A jednak wbrew spodziewaniu wszelkiemu ekipa Gierka zdecydowała się na to. Oni wyszli z założenia, że nie będą strzelać do swoich i tego Gierek trzymał się do końca.
Więcej na temat sierpnia 1980 w serwisie specjalnym >>>
Karol Modzelewski - historyk, badacz wieków średnich, wieloletni więzień polityczny miał 19 lat, gdy w 1956 roku obserwował protest robotników w warszawskiej FSO. Wielokrotnie wchodził w konflikt z władzami PRL, choć sam należał do PZPR i ZMS. Więzień polityczny, współtwórca wraz z Jackiem Kuroniem "Listu otwartego" do Partii.
Karol Modzelewski (ur. 1937) specjalizuje się w historii średniowiecza. Jak sam o sobie mówi, jest "buntownikiem z urodzenia". To on wymyślił nazwę "Solidarność". Rzecznik związku. Internowany w noc stanu wojennego. W latach 1989-1991 senator Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Honorowy przewodniczący Unii Pracy. W 1995 wycofał się z działalności politycznej.
W tym tygodniu słuchamy wspomnień o pasji Profesora: średniowieczu, o strajkach w fabryce na Żeraniu, których był świadkiem, o wydarzeniach w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku i stanie wojennym.
Audycję opracowała Elżbieta Łukomska.
27-31 sierpnia (poniedziałek-piątek), godz. 11.45
Posłuchaj archiwalnych dźwięków związanych z Karolem Modzelewskim zgromadzonych w serwisie specjalnym Polskiego Radia wolnaeuropa.polskieradio.pl
Straszyli nas, że sierpień `80
- Jak się zaczęły strajki na Wybrzeżu, to wszyscy oddech wstrzymali. Ja też. To była zmiana nastroja, która fizycznie była wyczuwalna. Myśleliśmy, że jak my się zbuntujemy, to nasi rosyjscy, ukraińscy i inni bracia też się zbuntują i Kreml nie będzie w stanie nam poważnie zaszkodzić. Krótko mówiąc – rewolucje w innych krajach tego imperium zagwarantują nam bezpieczeństwo. Tak mogłem pisać, gdy miałem 26 lat, gdy pisaliśmy „List otwarty”, bo to było pewnego rodzaju zaczadzenie utopią- mówi radiowej Dwójce Karol Modzelewski.
- Po 1968 roku w Czechosłowacji, ja już nie wspomnę, że przedtem była interwencja radziecka na Węgrzech, żyliśmy wszyscy z przeświadczeniem, że trzeba się starać uniknąć takiego nieszczęścia dla nas, bo to jest niezależnie od tego czy jest duży rozlew krwi, jak na Węgrzech, czy stosunkowo niewielki jak w Czechosłowacji, to jest zawsze narodowe nieszczęście jak gwałtu obcej, zewnętrznej siły na społeczeństwie.
- Obserwowałem to, co się stało na Wybrzeżu. Przez nieporozumienie najpierw pojechałem do Warszawy. Tam spotkałem Zbyszka Romaszewskiego, który uniknął aresztowania oraz z innymi KOR-owcami. Romaszewski powiedział mi, że w Warszawie ukrywa się Józef Śreniowski, członek KOR-u, który miał dla mnie informację, że chcą, bym do nich dołączyć. Powiedziano mi jak jechać kurierskim szlakiem.
Atmosfera jak w czasie powstania
- Gdy przyjechałem do Trójmiasta i chciałem się zobaczyć z doradcami MKS-u. Usłyszałem od nich wtedy, że są siłą, której nikt się nie oprze. Na to odpowiedziałem, że nikt, chyba że Armia Czerwona. A oni, że co ma armia do związków zawodowych. Choć byłem tyko jeden dzień w stoczni w stanie strajku, widziałem rzeczy niezwykłe.
- Pojechałem stamtąd do Warszawy, by zobaczyć się z Aleksandrem Gieysztorem, moim mistrzem uniwersyteckim, który był oficerem o znaczącej funkcji w biurze propagandy komendy głównej AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Jak powiedziałem mu, co widziałem, to on powiedział, że to jest wypisz wymaluj atmosfera pierwszych dni Powstania Warszawskiego. Mnie się od tego nie zrobiło wesoło. Później zresztą doświadczeniami Powstania Warszawskiego ci, którzy je pamiętali nas straszyli.
- Jan Olszewski na posiedzeniu krajowej komisji porozumiewawczej w marcu 1981 roku powiedział „uważajcie kochani. Za ilu ludzi będziemy odpowiadać, jeżeli dojdzie do czegoś?”. Wracałem wówczas z takim przekonaniem, ze nie ma przestrzeni do kompromisu, bo żądanie wolnych związków zawodowych w ustroju komunistycznym, którego przecież nie mamy szansy obalić, bo za nim stoi Moskwa, to żądanie właściwie podkopuje u podstaw ten ustrój. A jednak wbrew spodziewaniu wszelkiemu ekipa Gierka zdecydowała się na to. Oni wyszli z założenia, że nie będą strzelać do swoich i tego Gierek trzymał się do końca.