Izabela Tomaszewska (portal PolskieRadio24.pl): Rozmawiamy w czasie, kiedy kina są nieczynne, a centra kultury zamknięte. COVID-19 na pewno daje się we znaki całej kulturze. Jak pandemia wpłynęła na organizację festiwalu?
Przede wszystkim sprawiła, że tegoroczny festiwal będzie zupełnie inny niż poprzednie. Siłą NURTU były zawsze spotkania, konfrontacje. Na jednej sali, wypełnionej po brzegi, znajdowali się widzowie i komisja artystyczna, która razem z publicznością oglądała filmy, a także zaproszeni twórcy, czasem bohaterowie. Te spotkania z filmami nigdy nie kończyły się wraz z końcem seansu. To był dopiero punkt wyjścia, bo potem odbywały się spotkania z twórcami, z bohaterami. Konfrontacja oczekiwań reżysera i to w jaki sposób reagowała publiczność były zawsze esencją NURTU. Bohaterowie opowiadali o swoich doświadczeniach. Widzowie mogli na bieżąco reagować i zadawać pytania, dzielić się przemyśleniami. NURT zawsze był festiwalem spotkań, porównań i dyskusji.
Festiwal EnergaCamerimage. Piotr Gliński: unikalne miejsce spotkań z wymagającą publicznością
Mimo przeszkód festiwal odbędzie się, ale w zmienionej formie...
Pandemia dotknęła wszystkie dziedziny życia i spowodowała, że niestety nie możemy się spotkać na żywo. To serce NURTU zostało w jakiś sposób zamrożone, ale to jest zrozumiałe, bo bezpieczeństwo wszystkich, którzy musieliby zjechać się z całego kraju jest najważniejsze. W związku z tym, tegoroczny NURT odbędzie się w formule kina wirtualnego, w formie pokazów online.
Spotkania z twórcami też będą odbywać się wirtualnie?
Chcemy, żeby mimo wszystko NURT był żywy. Staramy się aktywizować publiczność, chociażby zachętą do pisania recenzji, które oczywiście nagrodzimy. Przemyślenia i pytania widzów przekażemy twórcom. Trudność w kontaktach polega też na tym, że pory oglądania filmów będą różne. Wcześniej pokazy odbywały się o określonej porze, wszyscy spotykali się na sali kinowej. Postaramy się ten kontakt jak najbardziej umożliwić. Będziemy działać w granicach tego, na co nam pozwalają nowoczesne technologie, ale to nie będzie miało takiego serca i takiej duszy, jak zawsze. Przez to, że NURT odbywa się online, a my bardzo chcemy pokazać filmy z udziałem gości, może się okazać tak, że przez cały przyszły rok, od kiedy to będzie możliwe, będziemy organizowali pokazy i spotkania z twórcami. Już nie w formie festiwalu, ale jako osobne wydarzenia.
Czy obecna sytuacja wpłynęła na zainteresowanie festiwalem ze strony twórców? Brak możliwości realizacji filmów przez pewien czas przyczynił się znacząco do liczby nadesłanych propozycji?
Z jednej strony wpłynęła mniejsza liczba zgłoszeń, lecz i tak większa niż się spodziewaliśmy. Pandemia zablokowała możliwości realizacyjne, a także przemieszczanie się twórców. Wiele produkcji zostało zawieszonych. Jednak jest też druga, bardziej pozytywna, kwestia. W związku z tym, że pokazy odbywają się online, nie jesteśmy organiczeni terminami. Mamy dzięki temu możliwość pokazania dłuższych filmów. Do konkursu głównego zostało zakwalifikowanych 41 tytułów, to jest taka nurtowska średnia, ale na pewno są one dłuższe. Paradoksalnie, formuła online spowodowała, że możemy zaprezentować w sposób nieograniczony wszystkie zakwalifikowane filmy, nie bacząc na czas ich trwania, nie ograniczając się klamrami czasowymi. Możemy wydłużyć obcowanie z filmem dokumentalnym.
Co zrobić, żeby obejrzeć filmy konkursowe, będąc w Kielcach, w Warszawie, Londynie, Sydney, czy gdziekolwiek indziej na świecie?
Po pierwsze, wchodzimy na stronę festiwalnurt.kck.com.pl, można przez naszego Facebooka. Oglądamy listę pokazów, które są ułożone tematycznie. Czytamy opisy filmów. Wybieramy te, które chcemy obejrzeć. Można wybrać wszystkie pokazy, można jeden, na ile mamy ochotę. Wysyłamy informację, co chcemy obejrzeć na adres impresariat@kck.com.pl i na naszą skrzynkę każdego dnia przed pokazami konkursowymi dostaniemy link, który przeniesie nas na stronę danego pokazu. Linki dostępne przez 24 godziny. Dzieje się to bezpłatnie.
Czy możemy mówić o rosnącej popularności kina dokumentalnego w Polsce, czy to wciąż obszar zainteresowań raczej wąskiego grona odbiorców?
Kino dokumentalne ma się coraz lepiej. Zostało odczarowane w głowach publiczności. Przestało się kojarzyć z filmami oświatowymi, czy też wyłącznie z reportażami interwencyjnymi, a zaczęło być pełnokrwistym obrazem świata, który wokół nas się zmienia. Ta zmiana była najpierw widoczna w filmach przyrodniczych. Pokazywanie świata w zakresie przyrody pociągnęło za sobą zainteresowanie wielkich firm. HBO i Netflix zaczęły pokazywać filmy dokumentalne. Niedawno powstało TVP Dokument. Wcześniej pojawiały się pasma dokumentalne. Dokumenty wkroczyły do kin. To jest też kino nagradzane Oscarami. Polska także miała swoje propozycje. Chociażby "Królik po berlińsku", czy "Joanna". To pokazuje, że nasze kino dokumentalne cieszy się coraz większym zainteresowaniem i jest dostrzegane. NURT jest jednym z najstarszych festiwali, nie jest na szczęście jedynym w Polsce.
Azja, origami, "Parasite" i czerwony dywan, czyli Festiwal Pięciu Smaków
Patrząc na listę pokazów konkursowych NURTU rzucają się w oczy takie tytuły jak "Świat w zagrożeniu" i "W czeluściach wojny". Dość ponury obraz się z tego wyłania na pierwszy rzut oka. Czy kino dokumentalne to filmy wyłącznie o problemach i trudach, z jakimi zmagał lub zmaga się świat?
Kino dokumentalne opisuje świat. Ten rok jest zdominowany przez zagrożenie pandemią. Obraz lęku dotyczącego naszego istnienia musi być obecny, bo kino dokumentalne jest odbiciem tego, co dzieje się na świecie. Pokaz "Świat w zagrożeniu" nie dotyczy oczywiście tylko COVID-u, bo także chociażby zmian klimatycznych. Znalazł się tu na przykład film Kuby Witka pt. "Ruch Lodu". Są również filmy takie jak "W czeluściach Gusen" dotyczące spraw wojennych. Te historie wojenne są pokazywane także przez pryzmat polskich patriotów, czego przykładem jest "Niepokonany. Opowieść o generale Stanisławie Maczku". Jednak proponujemy też pokazy społeczne, mające mimo wszystko pozytywny wydźwięk. Wpisuje się w to nawet sam tytuł filmu Moniki Meleń, "Jestem piękna", pokazujący, że można walczyć z chorobą. Są filmy, które udowadniają to, że Polacy mają wielki wkład w dokonania cywilizacyjne i techniczne całego świata i że nie mamy się czego wstydzić w tym zakresie, takie jak "Jan Czochralski. Wielcy Polacy - nieznani wynalazcy". Pokazujemy też opowieści o miastach. Jest film Macieja Jarczyńskiego o Gdańsku. Do konkursu głównego zakwalifikował się też film pt. "Sienkiewicza 32" o Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielacach. Te obrazy pokazują, że można tworzyć, można działać, że w każdym z naszych miast (tutaj przewija się Wrocław, Gdańsk, Kielce, ale nie tylko), dzieje się coś pozytywnego.
A nie jest czasem tak, że to co bardziej szokujące, bardziej dramatyczne po prostu "sprzedaje się" lepiej, bo wydaje się ciekawsze?
To tak jak z nurtem, tym prawdziwym, w rzece, nurt dokumentu czasem porywa, czasem zabiera nas w jakieś meandry, a czasem pozwala nam wydostać się na powierzchnię, zaczerpnąć mocno oddech i chłonąć piękno tego świata. Wiadomo, że czasami bardziej chwytliwe są opisy dramatyczne, ale doświadczenie pokazuje, że w trakcie dyskusji festiwalowych największe emocje budzą właśnie te pozytywne obrazy. Najwięcej pytań i zarazem najszersze zainteresowanie wywołują spotkania z ludźmi, którzy się nie poddają, którzy mimo swych ograniczeń jednak zwyciężają. Filmy pokazują, że dajemy radę i to jest w nich piękne.
Kino dokumentalne jak w soczewce skupia i opisuje świat. Czy może też oddziaływać na ludzi realnie, poza poziomem wyłącznie sztuki. Mówiąc krótko, czy kino dokumentalne może zmieniać świat?
Trzeba na to spojrzeć z perspektywy kilku lat. Kiedyś sprawy związane z ochroną środowiska miały podczas NURTU swój osobny pokaz i tam najciekawszym filmem okazało się "Bajorko". To film pokazujący mały mikrosystem zwierząt, opatrzony dowcipnymi komentarzami. To pokazało, że można o trudnych tematach opowiadać z lekkością. Tak wygląda edukacja. Można zaczynać delikatnie, małymi kroczkami, a potem z tego rodzi się dyskusja i refleksja, dzięki czemu się uczymy. Najprościej jest uczyć poprzez historię, a zatem i poprzez filmy dokumentalne o tej tematyce. One nierzadko mają bardzo aktualny wydźwięk, bo mówią o człowieczeństwie w ogóle.
Jakie filmy z tegorocznej edycji festiwalu mają potencjał do wprowadzenia zmian na lepsze?
Chociażby "Murami za Białorusią" Piotra Kaszuwary pokazują spontaniczną akcję, w którą zaangażowało się sporo osób. To jest piękne, że potrafimy jednoczyć się wobec jakiegoś celu. Ta współpraca, szczególnie teraz, stanowi zastrzyk pozytywnej energii, który pokazuje, że nie dajemy się. Wiem, że teraz jest trudno, bo koronawirus pokrzyżował wiele naszych planów, ale, jeżeli go przetrwamy i wyjdziemy z niego silniejsi, to będziemy tak naładowani energią, że naprawdę będziemy potrafili zmienić świat na lepsze, ponieważ wiemy już coraz więcej o sobie. Film opisuje rzeczywistość i rzeczywistość reaguje też na filmy. Kino opowiada o tym, co się dzieje, ale widzowie zastanawiają się, zadają pytania. To zawsze działa. Pozytywne wzorce, przekazywane filmowo, tworzą pozytywną aurę. Filmy mogą być przestrogą, by pewnych rzeczy nie robić, ale mogą być też impulsem do czegoś dobrego.
Przez lata widzami festiwalu było mnóstwo młodych osób. Uczniowie kieleckich szkół spędzali sporą część listopada, oglądając filmy w ramach NURTU. Tegoroczona edycja festiwalu, choć wirtualna, może stanowić lekcję dla młodego pokolenia?
Były takie pokazy, kiedy liczebność sali została przekroczona i zabrakło nam nawet krzesełek na dostawkę. Uczniowie zawsze chętnie brali udział w głosowaniu publiczności. Co ciekawe, przy okazji spotkań z młodymi ludźmi zawsze pojawiało się bardzo dużo pytań. Młodzież nie bała się zabierać głosu i wyrażać swojego zdania. Bardzo tęsknimy do tego. Zapraszamy online, już nie tylko kieleckich uczniów, ale też widzów z całej Polski. To może być bardzo cenna lekcja, rozwijająca wrażliwość społeczną, nie tylko dla młodej publiczności, ale dla widzów w każdym wieku.
Rozmawiała Izabela Tomaszewska (portal PolskieRadio24.pl)