Kiedy już wydawało się, że tradycyjne wesela, mające formę obrzędu, zostaną całkowicie zastąpione hucznymi przyjęciami w wynajętych pałacach, a o ich wyjątkowości będzie świadczyć wysokość tryskającej z tortu czekoladowej fontanny, okazuje się, że powrót do tradycji to coraz częstsza decyzja par młodych. Nie chodzi to u wesele w stylu boho i odrestaurowane stodoły ze złotą zastawą, ale o obrzędowość, podkreślenie związku młodych z własną tożsamością, utrzymanie podniosłości chwili i weselne ośpiewanie odpowiednich momentów ceremonii.
Swoimi weselnymi doświadczeniami podzieliły się z nami: Katarzyna Chodoń – słynna panna młoda tegorocznego Folkowiska oraz Katarzyna Dorota – założycielka grupy „Przymiarki weselne” i inspiratorka tego, jak przystosować stare tradycje do współczesnego wesela.
Historia Katarzyny Chodoń
Od czego warto zacząć przygotowania do tradycyjnego wesela? W obecnych czasach na porządku dziennym są scenariusze (a nawet próby!) ślubu. Powrót do tradycji, odtworzenie ich, zgodnie z rytem też warto spisać. Tak zrobiła Katarzyna Chodoń – bohateka najprawdziwszego wesela organizowanego na tegorocznym festiwalu Folkowisko.
- Pisząc scenariusz do naszego wesela, chciałam, by znalazły się w nim elementy wesela z przełomu wieków XIX i XX. Kiedyś wesela trwały dłużej, będąc z Arkiem (mężem naszej rozmówczyni – przyp. red.) na Folkowisku też mieliśmy możliwość wydłużenia naszego święta. Wykorzystaliśmy to, że festiwal trwał kilka dni. Każdego z nich pojawiały się kolejne elementy przygotowań do zaślubin i dalej. We czwartek zaczęło się rozplecinami. Wcześniej chodziłam w warkoczach, przez cały piątek miałam już rozpuszczone włosy, zapowiedź, że w moim życiu zbliża się moment przejścia. Z panieństwa do zamążpójścia – relacjonuje Katarzyna Chodoń.
Następnie, na zaplecione na nowo warkocze mama panny młodej – zgodnie z opisami zawartymi w tomach Oskara Kolberga – nałożyła jej wieniec panieński. Nastąpiło też błogosławieństwo państwa młodych przez rodziców. Po błogosławieństwie pojawiła się brama – kolejny symbol rychłego zamążpójścia. Nie zabrakło także kołacza. „Ja i moje starościny nie zdążyłyśmy go upiec, ale moja mama upiekła pyszny drożdżowy kołacz!” – wspomina Chodoń.
- Pojawił się także chleb. Symbol dobrobytu i dobra, o które mamy dbać wspólnie z Arkiem. Pilnowałam też, by oprócz moich oczepin, również Arek miał swoje. Założyłam mu wieniec z liści jaworowych. W pieśniach ludowych śpiewa się o kalinie i jaworze. Ja miałam w swoim wieńcu kalinowe liście, Arkadiusz jaworowe. Został przyprowadzony przez swoją drużynę męską, zdjęli mu wieniec i założyli czapkę gospodarską, w Arka wypadku to była gamerka, tradycyjne męskie nakrycie głowy z Roztocza.
Katarzynie jej żeńska drużyna ściągnęła wieniec i założyła czepiec. W międzyczasie doszło do ucięcia warkoczy. Jak wspomina nasza rozmówczyni, nadała temu elementowi obrzędu nieco inne znaczenie. Swoje ścięte włosy przeznaczyła na akcję „Daj włos” fundacji Rak’n’roll.
- Rytuał obcięcia włosów był dla publiczności chyba najmocniejszym akcentem – śmieje się Katarzyna Chodoń. – Ponieważ było wielu uczestników naszego obrzędu, a każdy żywo się angażował, chciałam, aby zaistniał taniec, który teraz jest odklejony od pierwotnego kontekstu. Po zaślubinach, oczepinach poprowadziliśmy z Arkadiuszem wspaniały taniec chodzony. Wspaniały nie dlatego, że był pełen fenomenalnej choreografii, ale dlatego, że zatańczyło w nim wszystkie ważne dla nas, bliskie osoby! Nasi rodzice, kapłani, starostowie i starościny. Na podwórku chutoru Gorajec stworzyliśmy coś niesamowitego! Przyglądałam się mijającym się w tym korowodzie głowom i było to naprawdę mocne doświadczenie!
Tradycyjny ślub Katarzyny i Arkadiusza zawierał jeszcze wiele elementów, o których przeczytać możemy choćby u Kolberga. Jednak, jak to często bywa w pragmatycznej kulturze ludowej, były one dostosowane do okoliczności. Rózga weselna stała się tu także „posłanniczką dobrych życzeń” – zawisły na niej winszowania weselników dla młodych! Rytuał obcięcia włosów był swoistą klamrą zamykającą przedmałżeński związek naszych bohaterów, a cały obrzęd weselny przybrał wagę wymiany darów i życzliwej energii między weselnikami a parą młodą.
Chodzony
Historia Katarzyny Doroty
„Przymiarki weselne” to pomysł jak przystosować dawne tradycje do współczesnej ceremonii.
- Po kilku latach prywatnego poszukiwania postanowiłam z grupa osób stworzyć projekt, w którym wzięliśmy obrzęd weselny, nie z konkretnego regionu, i szukaliśmy elementów, bez których nie mogłoby się odbyć tradycyjne wesele. – mówi Dorota – Aby był to obrzęd, nie tylko miła impreza, na której śpiewa się miłe piosenki.
Katarzyna Dorota przyznaje, że we współczesnych weselach odrzuca ją hasło „oczepiny”, ponieważ kojarzy jej się z krępującymi, niewybrednymi zabawami w stylu „dmuchanie balonów na teściowej”.
- Miałam wrażenie, że to świat, którego do końca nie rozumiem. Dlaczego musimy czekać na tort do północy? Dlaczego musze uciekać z sali przed krępującą zabawą? Zastanawiałam się, co się stało, że to się tak wykoślawiło. – przyznaje nasza rozmówczyni. – Tak powstały „przymiarki weselne”. Wzięliśmy tradycyjny obrzęd przejścia, jakim jest wesele i zaczęliśmy się zastanawiać, jakie elementy są nadal zrozumiałe. Czy zrozumiałe jest siadanie panny młodej na dzieży, czy zrozumiałe jest, czemu płacze.
Na kanwie starego obrzędu weselnego uczestnicy projektu, zaaranżowali nowoczesny, bliski tradycyjnemu schematowi rytuał. W starych pieśniach zostały zmienione słowa, ponieważ część miała opresyjny wydźwięk (panna młoda żegna się z życiem, prosi, by mąż jej nie bił). Okazało się, że wiele dawnych elementów wesela ma swój wydźwięk i znaczenie.
- Gdy już do tego doszliśmy, chcieliśmy sprawdzić, czy to działa. Czy państwo młodzi i odbiorcy poczują tę zmianę. Nie chcieliśmy tego zrobić na podstawie spektaklu. W międzyczasie zaręczyła się z moim partnerem. To on powiedział: „To może my weźmy taki ślub? Czemu masz eksperymentować na obcych ludziach? Doświadczymy tego na sobie!”. Większość naszych gości mówiło, że nie wyobrażało sobie, że tak może wyglądać wesele!
Jakie elementy miały znaczenie na weselu Katarzyny Doroty? O tym w dalszej części audycji!
Oczepiny i ucięcie warkocza
„Ośpiewać wesele” na Roztoczu
„Ośpiewać wesele” to propozycja dla druhen weselnych. Współczesnych, ale chętnych do wprowadzenia tradycyjnych elementów zaślubin do życia swoich bliskich. Warsztaty przygotowują druhny to towarzyszenia przy ważnuch elementach wesela. Nie tylko oczepin, ale i wyprowadzenia z domu, blogosławieństwa. Pieśni wybrane na warsztaty pochodzą z Roztocza i Lubelszczyzny, a wydarzenie organizuje fundacja Muzyka Roztocza. O kursach dla druhen opowiedzieli Krzysztof Gorczyca i Agnieszka Szokaluk.
- Niewiele jest sytuacji, w których ta kultura tradycyjna może funkcjonować w swoim dawnym kontekście – mówi Gorczyca. – Przychodzą mi na myśl naprawdę nieliczne. Jak granie do tańca. Ale właśnie tak mocne wydarzenia jak ślub mogą być podłożem do implementowania tradycji.
- Takie spotkania prowadziliśmy już kilka lat temu. Zwracały się do mnie później panny młode, które, choć nie były związane z tym tradycyjnym środowiskiem, chciały, by ktoś im zaśpiewał – wspomina Agnieszka Szokaluk. – Ale kiedy obca osoba wchodzi na wesele, to jest coś innego. Zachęcałam, by był to ktoś bliski: mama, siostra, przyjaciółka.
Krzysztof Gorczyca nie chciałby łączyć trendu powracania do tradycyjnych wesel z modą na wesela w stylu boho, gdzie „na wozach drabiniastych piętrzą się pajdy chleba ze smalcem”. W propozycji fundacji Muzyka Roztocza ważna jest bliskość źródeł i rzeczywista potrzeba tego typu obrzędowości. Dlatego kurs „ośpiewać wesele” kierowany jest przede wszystkim do osób, przed którymi maluje się okazja ośpiewania ślubnego rytuału.
- To może być coś takiego, co rzeczywiście uczyni ten dzień wyjątkowym. Uczynić tę sytuację wyjątkową, pamiętaną przez samych bohaterów, osoby śpiewające i „wujków z wąsami”, którzy z początku będą sceptycznie pomrukiwać, po czym dyskretnie wytrą łezkę spod oczu – dodaje organizator.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Aleksandra Faryńska
Data emisji: 2.09.2022
Godzina emisji: 15.15