Naszą przedświąteczną podróż zaczęliśmy w Jurgowie, znajdującym się na terenie polskiego Spisza. Magdalena Tejchma wraz z Kubą Borysiakiem odwiedzili tę miejscowość w 2017 roku. Spisz od wieków był małym tyglem kulturowym, w którym przeplatały się kultury polska, słowacka, austro-węgierska… Do dziś wielu mieszkańców polskiego Spisza określa się Słowakami, ponieważ tereny te przechodziły przez ręce różnych nacji. Wypowiedzi mieszkanek Jurgowa zawierają m.in. porady dotyczące sprzątania, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Polecamy je serdecznie, bo poza tym, że niosą za sobą mądrość wieków, są… bardzo ekologiczne! Jakie ozdoby znajdowały się w spiskich izbach? Mieszkanki Jurgowa opowiedzą o przygotowywaniu domu przed Świętami.
- Święta to się sykowało. Były pokrowce białe, robione na swoim lnie. A podłogę szorowało się scotkami ryżowymi. Mama narobiła ługu. Na ług popiół musiał być z drzewa…– mówiła jedna z rozmówczyń.
- … i zalany wrzącą wodą. Ta woda była taka śliska i doskonale puscały te wszystkie brudy.
- A musiało się dwa razy zalać wrzątkiem. Bo pierwsym razem, była taka mątna ta woda, a musiała być cysto. A popiołu to ze 20 cm musiało być we wiadrze. I to było takie śliskie. I tak pięknie te biołe drzewo lśniło wymyte tym ługiem. A bialutkie chodniki się na mokrej podłodze rozciągało i one przylegały, żeby się potem nie zwijało.
Dodatkowo legowiska napełniało się świeżą słomą, dzięki czemu w całej chacie unosił się piękny zapach siana. Jurgowskie mieszkanki pamiętają także, że jako dzieci musiały pracować przy świątecznych przygotowaniach równie mocno co dorośli. W czasie mody na kulturę ludową promowaną przez Cepelię dzieci wiązały paski materiałów, by potem wykonywać chodniki na krosnach.
- Śpisz strasnie robił te chodniki. Zbierało się odpady z halek, takie trykotowe. Związywało pięknie na podwójny węzeł, żeby nie był widoczny. Z sześćdziesiąt trzeba było namotać i trzeba było malować. To dzieci miały zajęcie. I z każdego domu po 100-150 trzeba było oddać do Cepelii. To wartko się strzygło, żeby później móc iść jeździć na sankach! I strasnie modne było sukno! Był tu folus. To śpisacy robili sukno, a górole syli bambose
- I portki. Nie było pieniędzy, żeby to wszystko kupować tak, jak dziś. Od wojny były przepustki i chodziło się do jaworzyny na targ – wspominała jedna z jurgowianek, dodając, że do tej pory wielu mieszkańców wspomina z rozrzewnieniem czasy, gdy chodziło się na słowacką stronę Spisza.
Słuchaliśmy także rozmowy z Janem i Heleną Rzepiszczak z Rzepisk na Spiszu (związanymi z Towarzystwem Słowaków w Rzepiskach). W przeciwieństwie do dość prężnie rozwijającego się, skupionego topograficznie Jurgowa, Rzepiska są wioską rozrzuconą pomiędzy górami i potokami.
- Kiedyk urodzony? Rok 27, a miesiąc ósmy. Tu była moja rodzina od początku. Dawno, dawno tam, gdzie chodziliśmy owce paść, rosła rzepa. Z tego zrobili Rzepiska – tłumaczył pan Jan Rzepiszczak – Ja jestem Słowakiem od urodzenia. Były czasy austro-węgierskie, to my należeli pod Węgrami. I to się zmieniało później, zaś byliśmy w Polsce, zaś na Słowacji.
- Mój ojciec też był Słowakiem. I rodzina była słowacka. Przeważnie cała wieś była słowacka. Choć byli i tacy, c przyszli z Polski. Ale tak do wojny, przez wojnę, to zawsze my byli Słowacy. A teraz nam się młodzież spolszczyła, dzieci chodzą do polskich szkół, młodzi chłopcy do polskiego wojska… - mówiła żona pana Jana, Helena Rzepiszczak – Święta Bożego Narodzenia? Pamiętam, że śpiewaliśmy kolędy po słowacku. Bo nie umieliśmy dobrze po polsku. Taką śpiską gwarą gadaliśmy. Do jedzenia na Wigilię? Kapusta. Nie była z tłuszczem, była jałowa, bo post. Mięsa nie było. Kluski się robiło z mąki, dało się dżemu, trochę makiem posypali. Zupę ziemniaczaną. Choinkę się robiło w nocy , gdy dzieci spały. A jak wstały, to już się cieszyły, że jest choinka. Prezentów się nie dawało…
Przeczytaj także: Mniejszość słowacka na terenie Spisza
Wysłuchaliśmy także opowieści mieszkańców Kurpiów zachowanych na archiwalnych nagraniach Polskiego Radia. W latach 70. XX w. rozmowę tę zarejestrował Józef Sobiecki, redaktor Polskiego Radia także pochodzący z Kurpiów. Sobiecki płynnie posługiwał się kurpiowską gwarą, dzięki czemu łatwo nawiązywał kontakt ze swoimi rozmówcami. Między innymi o ścisłym poście przed Wigilią, przygotowywaniu świątecznych ozdób i wigilijnych wróżbach, a także o zwyczajach i przesądach obecnych w regionie słuchaliśmy w archaicznej kurpiowskiej gwarze!
- Jak jesce moja babka zyła, to pamiętam, cały dzień w Zielijo o był ścisły post! Na ziecerzę zigilijną można było najeść się. Wsyscy musieli cekać az do pierwsej gwiazdki...
W kurpiowskiej chacie panował przesąd, że nieprzestrzeganie postu doprowadzi do wypadnięcia zębów. Podczas świątecznej mszy w kościele kobiety sypały lnem, mężczyźni grochem w stronę ołtarza. Len rzucało się na przyszłoroczny urodzaj, groch – by uchronić parafię przed gradobiciem.
- Jak opłatecek się kupsiło, to wtedy się go nawycinało na okrąglutko. I taka blasecka była zółciuchno, naprzylepsiało się i uwiesiło nad stołem, a une się wciąż kręciły. I była chałupka ubrana. Zawse wiecorem babusia nasykowała stolik, prześcieradłem nakryła bielutkam. Sianka się położyło pod prześcieradło i talerzyki, i wtedy do Wigilii – opowiadała jedna z Kurpianek.
Na stole stawiano m.in. usmażoną kaszę gryczaną i kapustę z grzybami. Trafiał tam także ciasto lub cukierek – dla dzieci – „zeby się uciesyły, bo to Pan Jezus dawał”, mówili dzieciom starsi.
Na Kurpiach w czasie Wigilii palono wielkie ogniska. Jedna z rozmówczyń Sobieckiego tłumaczyła to w ten sposób:
- Mówiono, że jak kiedyś pasterze jechali do tej szopki, to jakeś dawali takie znaki. I na to palili te ognie.
- Ja to słysałam – dodała druga Kurpianka – ze dlatego te ognie palili, bo dawniej to były zilki. Chodziły do zagrodów ludzkich, to jak ludzie sli na pasterkę, to une zachodziły. I się bojeli o dzieci. I na to te ognie palili.
Czas tuż przed Wigilią w wielu miejscach Polski był okresem ścisłego postu. Między innymi o postnych potrawach właśnie oraz o strojeniu domu i ozdobach świątecznych z archiwalnego nagrania mówiła wspaniała gawędziarka i śpiewaczka Krystyna Ciesielska z Brogowej (Ziemia Radomska).
- Na Boze Narodzenie pościli. Jesce byłam taką malą dziewcynką to pamiętam kwas, bo z kwasem kartofle jedli. Krasili olejem. Pamiętam ten olej. Rzepakowy. Do olejarni się zanosiło rzepak, bo się siało i kilka butelek się przywoziło. Dawniej nie kupowano ryb. Zawse tatuś chodzili do stawu i łapali. Nie było przecież w sklepie! A jak były, to ludzie nie mieli pieniędzy. Jak chłop złapał, to była ryba na Wigilię, a jak nie złapał, to nie było! Kasa była jaglana, olejem pokrasona. Był barsc cerwuny z białą fasolą. Były pierogi z grzybami, olejem pokrasone. No, i dobrze jak była ryba. A jak nie było, to się bez ryby robiło Wigilię. Były racuchy smażone na oleju. Ile tam tych potraw kto zrobił, tyle miał.
Przeczytaj także: Adwent olejem stojący
Chaty na Ziemi Radomskiej zdobiły bibułkowe kwiaty i wiązki „skrzecyny” – jodłowych gałązek.
- „No, strójta chałupę, bo tata przywieźli skrzecyny”, mówiono dzieciom. I brało się skrzecyny wiązki małe, i kwiatusek bibułkowy i tak wokół obrazów się przycepiało, naokoło. To pamiętam dobrze, bo sama stroiłam! I choinkę się stroiło! Ale nie było bumbek tylko same takie robione ze słomy i bibułki: łańcuchy, kosycki. Ale, żeby były bumbki, to pamiętam dopiero, jak juz byłam panną duzą!
Przeczytaj także: Pożegnanie Krystyny Ciesielskiej
Był to ostatni przed Bożym Narodzeniem magazyn „Źródła”. W imieniu całej „źródłowej” redakcji życzymy naszym Słuchaczom Świąt obfitujących w ciepło i światło. Niech bliskość i dobro towarzyszą Państwu przez cały, nie tylko świąteczny, czas!
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Data emisji: 23.12.2021
Godzina emisji: 15.15
mg