Muzyka grana przez tak sformowany zespół brzmiała, z punktu widzenia naszych dzisiejszych gustów muzycznych, dość szorstko, by nie powiedzieć, wyjątkowo surowo. Wynikało to z faktu, że basy co do zasady nie były używane do podkreślania pewnych dźwięków w akordach, lecz do rytmizowania melodii (pomijając oczywiście współczesne kapele podkarpackie, w których kontrabas spełnia rolę podobną do basisty w rockowej kapeli – musi realizować na basie konkretne dźwięki, dostosowane do współbrzmień reszty zespołu). Zgodność harmoniczna linii basowej i melodii nie była tu więc priorytetem.
- Im bardziej wchodziłem w muzykę tradycyjną, tym częściej słyszałem: „Ooo, dawniej to ja grałem z basami…”. Na pytanie „Co z basami?”, muzykanci mówili: „a, potłukły się, to spaliliśmy”. Że nie ma. Nie ma, nie ma. Nigdzie – wspomina Andrzej Bieńkowski. – Pamiętam taka wizytę w grójeckim, to był chyba 83 rok, byliśmy z wizytą u harmonisty. Świetnego zresztą. Do domu nas nie wpuścili, gospodyni powiedziała: „wyjdzie do was”. Czekamy, patrzymy, a tu przy stodole pływają małe kaczuszki. Coś mi się nie zgadza, podchodzę bliżej. Na ziemi leżały basy, z wyrwaną płytą rezonansową. Wlano do nich wodę i to tam taplały się kaczki.
Andrzej Bieńkowski zaczyna rozpaczliwie szukać basów. Znajduje je, po czym wyrusza w teren, by robić rekonstrukcje. Starzy mistrzowie nadal żyli, ale gros z nic nie miało instrumentów. Jednym z mistrzów gry z basami był Józef Szafrański, wybitny skrzypek z Konewki. Jeden z autorytetów Kazimierza Meto.
Fundamentalną rolę odgrywali także sami budowniczy basów. „Trudno ich nazywać «lutnikami», byli raczej stolarzami”, zauważa Bieńkowski. Jednym z nich był Jan Cabała ze wsi Gaj. Cabała wytwarzał basy dla całej okolicy. A basy, choć ogromne, są niezwykle delikatnym instrumentem…
- Przy całym tłoku, towarzyszącemu weselom ścisku, alkoholowi, a przede wszystkim tańcowi wirowemu, który jest niemal nie do opanowania, te basy po każdym weselu były ciężko „poranione”. Gdyby nie Cabała, zepsute basy trafiałyby popsute na strych.
Basy, o których opowiadał Andrzej Bieńkowski to basy mazowieckie – trójstrunowe (zazwyczaj A-D-H), strojone w kwinty do struny A skrzypiec.
- A trzeba wziąć pod uwagę, że skrzypce nie były strojone w określonej tonacji. Przecież nie było kamertonów! Każdy skrzypek stroił po uważaniu. I basy były dostrajane do skrzypiec tez po uważaniu. Struna A w basach to zazwyczaj był ukradziony z słupa drut telegraficzny, pozostałe, grubsze, były jelitowe. To było zupełnie inne brzmienie niż współczesne!
W momencie wejścia na weselno-zabawową scenę harmonii „pogorszyło się” zarówno basistom, jak i skrzypkom – grający na harmonii mógł bowiem realizować linię melodyczną jedną ręką, a drugą samemu basować. Skrzypce ostały się jako swego rodzaju „dodatek” ubarwiający brzmienie kapeli, skrzypek przestał już być natomiast liderem a priori. Niestety, basy zaczęły bezpowrotnie odchodzić w niepamięć. Wiejscy odbiorcy coraz rzadziej zapraszali do grania kapele z basami, ponieważ zaczęły być one postrzegane jako niemodny anachronizm. Na szczęście dziś młodzi pasjonaci muzyki tradycyjnej, ci nazywani przez Autora „ekstremistami”, odtwarzają tradycyjne style basowania i surowe brzmienie kapel skrzypcowo-basowych.
Basy były i są istotnym punktem zainteresowań Andrzeja Bieńkowskiego, który po wsiach „tropił” najczęściej niegrających już basistów, przywoził im basy i organizował kapele z basami w składzie. Dzięki swej determinacji utrwalił wiele bezcennych przykładów archaicznej gry, a i wielu muzykantów zmobilizował do sięgnięcia na powrót po stary instrument, co z kolei było siłą napędową wielu młodzieżowych ruchów miejskich i przywrócenia praktyki basowania w ich szeregach. W audycji zaprezentowane zostaną zarówno nagrania dawnych mistrzów z archiwalnych nagrań Autora, jak i rejestracje współczesne, ukazujące niejako „drugie życie” basów, które w środowisku pasjonatów tradycyjnego muzykowania darzone są szczególną atencją.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Andrzej Bieńkowski
Data emisji: 5.04.2022
Godzina emisji: 15.15