Jednak położone na terenach palestyńskich Betlejem na co dzień jest zupełnie inne, znacznie mniej radosne. Palestyńskie Betlejem jest położone zaledwie 10 kilometrów od Jerozolimy. Jednak pokonanie tego odcinka zajmuje nieraz kilka godzin, bo miasta są oddzielone izraelskim murem. Palestyńczycy, którzy jeżdżą do pracy do Jerozolimy, codziennie spędzają długie minuty w kolejce do punktu kontrolnego, gdzie są drobiazgowo sprawdzani.
W samym Betlejem z turystyki żyje jedna trzecia mieszkańców. Ale Palestyńczycy i tak narzekają, że nie zarabiają na rzeszy pielgrzymów, odwiedzających miasto. - Pieniądze zostawiają tu głównie palestyńscy turyści. To oni są główną siłą nabywczą. To w większości oni zostają tutaj na noc - mówi Fairuz Khouri z Izby Handlowej w Betlejem.
Spora część wycieczek z zagranicy przyjeżdża do miasta zaledwie na kilka godzin, po czym wraca do Jerozolimy. Palestyńczycy skarżą się też, że większość przewodników turystycznych to Izraelczycy. - Tylko nasi palestyńscy przewodnicy tłumaczą turystom sytuację. Izraelczycy już nie. Tymczasem 3/4 przewodników to Izraelczycy, którzy w dodatku nie mają żadnego problemu z wjazdem na teren palestyński - wyjaśnia minister turystyki Autonomii Palestyńskiej Rula Maja.
Według palestyńskich danych, w Betlejem i w okolicach bezrobocie sięga 25 procent. Chrześcijanie stanowią teraz zaledwie 15 procent populacji miasta.
IAR/aj