"Zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy" - ta słynna fraza wypowiedziana podczas spotkania pasażerów tytułowego rejsu, uderzająca swoim banałem, jest tylko jedną z wielu niezapomnianych fraz pojawiających się w filmie Marka Piwowskiego.
Dziś "Rejs" uchodzi za kultowy, głównie dzięki tego typu dialogom, wypowiadanym zupełnie mimochodem, bez związku z sytuacją, jako luźne, zaskakujące refleksje zwykłych ludzi.
Marek Piwowski nakręcił "Rejs" w 1968 roku jako swój pierwszy film fabularny po ukończeniu łódzkiej filmówki. Scenariusz, który złożył w państwowej komisji oceniającej, napisany wraz z Januszem Głowackim, ma się nijak do faktycznych zamiarów reżysera i do efektu końcowego. To jeden z powodów, przez który cenzura zatrzymała film na dwa lata. Inny jest taki, że "Rejs" w jawny sposób drwi ze zwyczajów panujących w czasach siermiężnego komunizmu w Polsce.
- "Rejs" był testem białej kartki, to znaczy próbowałem się w nim doszukiwać - jak to zwykle u nas - między wierszami różnych kluczy do naszej rzeczywistości - tłumaczył Marek Piwowski w 12 lat od premiery w audycji Waldemara Chołodowskiego w Polskim Radiu. - Trudno mi przypomnieć sobie jakiś konkretny cytat, ale cały film jest chyba zbiorem takich właśnie pretekstów. I tak się nauczyli ludzie już od rozbiorów odbierać sztukę, że ona pełni u nas jakąś rolę pozaartystyczną - mówił.
14:54 marek piwowski___c 16284_tr_0-0_9975587ae403f9b[00].mp3 "Marek Piwowski". Audycja Waldemara Chołodowskiego z cyklu "Zwierzenia wieczorne" (PR, 4.11.1980)
Film Piwowskiego - co zaskakujące - powstał jako swobodna improwizacja aktorów na planie, niewiele kwestii zostało zaplanowanych. Często można odnieść wrażenie, że poszczególne sceny nie mają ze sobą wiele wspólnego i bardziej przypominają skecze kabaretowe, układające się w całość dość chaotyczną.
A jednak wyłania się z nich historia gapowicza, który dostaje się na turystyczny statek płynący po Wiśle. Gapowicz zostaje wzięty za urzędnika kulturalno-oświatowego (kaowca) i szybko wciela się w tę rolę, organizując pasażerom rozrywki kulturalne.
Wszystkie działania osób płynących statkiem są od tej pory w widoczny sposób wymuszone, sztuczne, jakby wynikające ze strachu lub posłuszeństwa. Zarazem wszystko to jest podszyte sarkazmem i absurdalnym humorem. Piwowski przyznawał, że przedstawiona sytuacja jest tylko figurą, metaforą życia w Polsce.
- Staram się ludzi rozśmieszyć jakąś sytuacją, a potem tak rozwinąć sprawę, żeby im było głupio z tego powodu, że się śmieją - mówił Piwowski w Polskim Radiu. - Tak zrobiłem w "Korkociągu" czy "Psychodramie". Staram się narzucić ludziom pewną refleksję, z kogo się śmieją - przyznawał reżyser.
Piwowski w "Rejsie" zatrudnił mało znanych aktorów i wielu naturszczyków, którzy dali mu to, czego potrzebował - efekt sztuczności. Dzięki "Rejsowi" popularność zyskali: Stanisław Tym, Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz. Praca z naturszczykami to inspiracja kinem nowofalowym, zwłaszcza czeskim, na przykład Miloša Formana. I to także świadczy o tym, że "Rejsu" nie należy czytać dosłownie ani partykularnie, a szerzej.
- Każda kolejna zmiana jest wynikiem kompromitacji poprzedniej sytuacji - mówił Piwowski w Polskim Radiu. - Każda ekipa odchodzi w trybie kompromitacji, wszystko się tak powszechnie kompromituje, że śmiech jest taką asekuracyjną postawą. W odczuciu społecznym jest to taka trampolina śmiechu - dodawał.
az/wmkor