There's not a problem I can't fix,'Cause I can do it in the mix - "Nie ma takiej przeszkody, której nie sforsuję/Przecież wystarczy tylko, że zmiksuję” - ten dwuwiersz przeszedł już do historii. 30 lat temu śpiewała go zapomniana dziś nowojorska grupa Indeep, ale o utworze "Last Night a D.J. Saved My Life” zapomnieć się nie dało. Trudno zapomnieć i dzisiaj. W epoce, w której kultura didżejska stała się integralną częścią świata muzycznego kolejni wirtuozi gramofonów wywracają historię muzyki do góry nogami. A co robią? No właśnie, po prostu miksują.
Remiks, reinterpretacja, dekonstrukcja – i pewnie jeszcze kilka innych terminów ciśnie się na usta. Co to jest? Najprościej jak tylko można – utwór, który powstaje poprzez przetworzenie innego. Możliwości jest wiele. Z oryginałem, jak pokazuje historia, można zrobić wszystko. Te najbardziej klasyczne remiksy nie oddalają się zbytnio od źródła, zachowują szkielet pierwowzoru, zmieniając aranżacje lub rytm. Te bardziej radykalne w niczym nie przypominają oryginału, jedynie drobna fraza melodyczna czy charakterystyczne struktury rytmiczne przypominają o źródle. Genezy remiksu należy szukać na Jamajce, w początkach lat 70., kiedy to producent reggae King Tubby przygotowywał nowe wersje singlowych przebojów, które miały być jeszcze bardziej taneczne. W latach 80. remiks stał się nieodzownym elementem pop kultury, windował utwory na szczyty list przebojów, stymulował szaleńczy popyt na single. Nowe wersje znanych utworów przygotowywane były głównie z myślą o stacjach radiowych i parkietach dyskotek. Muzyka techno i house żywiły się remiksami. Żywiły się też cudzą twórczością, którą cytowano na potęgę.
W Krakowie po muzykę polskich klasyków współczesności – Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego, Henryka Mikołaja Góreckiego i Wojciecha Kilara - sięgnęli brytyjscy didżeje: DJ Food (Kevin Foakes aka Strictly Kev), King Cannibal (Dylan Richards), Grasscut (Andrew Phillips i Marcus O'Dair) oraz DJ Vadim (naprawdę Vadim Peare, pochodzący z Leningradu, wychowany w Londynie). Ale zanim przełożyli naszych klasyków „na język gramofonów”, wersje oryginalne zagrał Kronos Quartet. A potem "kilka słów" dorzucił jeszcze nasz wrocławski duet Skalpel, który w koncercie "Polish Icons” miał niebagatelny udział. Przed występem muzycy byli nieco tajemniczy: „To będą cztery osobne remiksy, puzzle, obracająca się kostka Rubika” – mówił Marcin Cichy. "Ciężko powiedzieć, tu wiele zależy od przypadku. Powstaje szablon czasowy, w którym będziemy się poruszać". Igor Pudło, drugi członek Skalpela, dodawał: "To będą żywe organizmy, z elementami improwizacji, by nie powiedzieć, używając języka współczesności, aleatoryzmu”.
A jak było naprawdę? Przekonamy się w czwartek, 18 kwietnia, tuż po godz. 19.00.
Program:
Koncert "Polish Icons" - Penderecki Set (Kronos Quartet, DJ Vadim, Skalpel), Górecki Set (Kronos Quartet, Skalpel, Grasscut), Lutosławski Set (Kronos Quartet, King Cannibal, Skalpel), Kilar Set (Kronos Quartet, DJ Food, Skalpel).
A od godz. 23.30 – w "Nokturnie" (wyjątkowo przedłużonym do godz. 2.00) – zapraszamy na koncert islandzkiej grupy Sigur Rós, który zwieńczył jubileuszowy Festiwal „Sacrum Profanum” (to był jeden z ich dwóch występów w Krakowie). Warto przypomnieć sobie ten wieczór zwłaszcza teraz, w przededniu kolejnego występu Islandczyków w Polsce (25.06., Park Sowińskiego, Warszawa) oraz premiery nowej płyty "Kveikur".
Zapraszamy
Jacek Hawryluk i Bartek Chaciński