Niedawno skończył 40 lat, ma na koncie 14 autorskich albumów, podobno jest "najczęściej kopiowanym saksofonistą na świecie", więc chyba spełnił pokładane w nim nadzieje. Jest niewątpliwie muzykiem jazzowym, ale wychodzi poza kanony Coltrane-Davis. Jest błyskotliwym improwizatorem, ale pisze też ciekawe kompozycje. Ostatnio z upodobaniem sięga po elementy funku i muzyki klubowej, ale jego gra nie traci przy tym wyrafinowania i głębi.
Z Chrisem Potterem rozmawialiśmy przede wszystkim o eklektycznym projekcie Underground. Mówi się, że dobre zespoły składają się z ludzi, którzy mają ze sobą coś wspólnego, ale też w pewnych kwestiach różnią się od siebie. Chris Potter uważa, że muzyków z Underground wiele łączy, - Dorastaliśmy słuchając podobnej muzyki, ale każdy z nas wnosi do zespołu własne fascynacje. Największe znaczenie przypisywał bym wspólnemu graniu, codziennym koncertom. Jeśli znajdziesz odpowiednich ludzi do zespołu od razu to wiesz, bo to słuchać w muzyce – zapewniał.
Chris Potter wyjaśnił pochodzenie nazwy zespołu. - Myślałem o tym zespole jako o zjawisku undergroundowym, w takim sensie, że muzyka jaką graliśmy, z całą pewnością nie była tym, czego można się było po mnie spodziewać. Pomysł na zespół i jego nazwa mogą wydawać się przewrotne, bo znajdujemy się w punkcie przecięcia różnych stylistyk – mówił. W muzyce Underground jest oprócz jazzu i elektrycznego Milesa, także wiele innych odniesień muzycznych, które nie przychodzą łatwo do głowy. - Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z zespołem funkowym, ale pod powierzchnią, kryją się warstwy skomplikowane harmonicznie i bardzo różne sposoby traktowania improwizacji – dodał muzyk.
Kiedy debiutował na profesjonalnej scenie w latach 80. był nastolatkiem. - Kiedy wszyscy interesują się tobą jako małoletnim muzykiem, jesteś pod presją. Z wiekiem uczę się coraz bardziej koncentrować na muzyce i czerpać z niej coraz więcej radości – mówił Potter, który czepie radość z każdej muzyki, która do niego przemawia. - Zakładając Underground myślałem często o tym, że jazz początkowo był muzyką taneczną i że można próbować pozostawić ten aspekt. Nie pozbywając się go, pozwalać by muzyka rozwijała się w czasie, bo przecież struktury rytmiczne i instrumenty zmieniły się w ciągu XX wieku.
Muzyk zapewniał, że w jazzie wciąż jest miejsce na radosne tupanie nóżką, która zarazem może być wartościowa, takie tendencje z powodzeniem godził Duke Ellington. - Nie chciałem stworzyć muzyki stricte tanecznej, ale mocno podkreślony rytm jest zabiegiem celowym, bardzo zwracam na niego uwagę – przyznał. Tworzenie tak silnie zrytmizowanych kompozycji bez kontrabasu czy gitary basowej to dość karkołomne pomysł. W Underground funkcja basu spadła na pianistę Craiga Taborna. Chris Potter przyznał, że bez Taborna ich muzyka wyglądałaby zupełnie inaczej i gdy zdarza się tak, że na jakimś koncercie Taborn nie może zagrać, leader angażuje basistę, bo inny pianista nie jest w stanie samodzielnie tak zagrać jak Craig.
Chris Potter opowiadał także o graniu utworów z repertuaru Radiohead. - Pozmieniałem nieco oryginalne harmonie, ale poza tym to po prostu dobre piosenki. Słychać w nich myślenie o muzyce i dbałość o detale. Podejście Radiohead jest dość oryginalne, nie są to typowe progresje popowych piosenek, zawsze znajdzie się w nich coś dziwacznego. Kiedy gram standardy czasem biorę pod uwagę treść piosenki, ale gdy gram Radiohead nie przejmuję się nimi, bo i tak nie rozumiem tych tekstów – dodał żartobliwie saksofonista, który żałuje, że sam nie umie śpiewać. To dlatego, gdy bierze do ręki saksofon, stara się by brzmiał on tak śpiewnie jak to tylko możliwe.
Z biegiem czasu coraz trudniej jest grać oryginalne i sensowne interpretacje standardów jazzowych. Artysta gra je zawsze z nutką nostalgii, pamiętając, że to zawsze wyprawa w przeszłość, w konkretny czas i miejsce. - Na standardach nauczyłem się grać i dziś często na nich ćwiczę, jednak granie ich na koncertach raczej mnie nie interesuje – podsumowuje.
Jego muzyka ma charakterystyczne, bardzo naturalne brzmienie. Czy to efekt tego, że miał w głowie idealny sound do którego dążył, czy to raczej wypadkowa różnych czynników? – Miałem i mam w głowie brzmienie do którego staram się dotrzeć, zauważyłem jednak, że kiedy zbliżam się do tego ideału, dojrzewam wewnętrznie i to brzmienie wcale mi się tak już nie podoba, pojawia się za to kolejne. I w ten sposób nigdy już nie zaznam spokoju. Ale lubię taką metodę pracy – najpierw pytanie, a potem główkowanie jak by te ideały wcielić w życie.
Rozmawiali Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński.
Aby wysłuchać całej rozmowy kliknij ikonę dźwięku "Chris Potter - saksofonista do naśladowania" w boksie Posłuchaj po prawej stronie.
(Lm)