Zniknęła z dnia na dzień. Zamknęła się w swoim prywatnym świecie, nie występowała, nie pojawiała się "na salonach". – Wszyscy myśleli, że jestem teraz matką-Polką i zajmuję się domem, ale to nieprawda – opowiada Halina Mlynkova. – Tego się da się jednak wytłumaczyć; to trzeba przeżyć.
Ostatnio znów zaistniała na polskiej scenie, biorąc udział w muzycznym show jednej ze stacji telewizyjnych. – Kiedy odchodziłam z zespołu, na rynku pojawiał się dopiero "Idol". Teraz jest tego mnóstwo – mówi Mlynkova. Według artystki udział w takim programie może być dobrą metodą na zrobienie kariery w polskim show biznesie. – Tylko potem też trzeba mieć coś do powiedzenia – zaznacza. – Bo ludzi, którzy mają talent wokalny, potrafią ładnie zaśpiewać cudze piosenki jest w Polsce naprawdę wielu.
Tymczasem Mlynkova odkryła, że ma także… talent pedagogiczny. I znakomicie odnalazła się w roli nauczycielki. – Od najmłodszych lat miałam podobno ku temu skłonności – śmieje się.
Jesienią na rynku ukaże się jednak pierwsza solowa płyta artystki. – Zabawiliśmy się klimatem "tureckim" – przyznaje wokalistka. – Z reguły w polskich nagraniach z udziałem orkiestry każdy instrument ma swoją partię. U nas wszystkie grają unisono i dlatego brzmi to, jakby zostało zaczerpnięte z tamtego regionu.
Więcej o nowych nagraniach artystki dowiesz się, słuchając całej rozmowy w czwórkowej audycji "Ex Magazine".
Halina Mlynkowa wpisała się w historię polskiej muzyki, gdy wraz z zespołem Brathanki wykonała przebój "Czerwone korale". Potem właściwie z dnia na dzień zniknęła. – Cała ciąża, a potem kilka miesięcy urlopu macierzyńskiego… to prawie rok – liczy artystka i opowiada, że nie zaśpiewała wówczas ani jednej piosenki. – Byłam tak zmęczona i zrażona do wszystkiego... W dniu, w którym powiedziałam "to już jest koniec, ja odchodzę" spadł ze mnie wielki, ciężki kamień.
Jednak Mlynkova przyznaje, że sceny jej brakowało. – Nie było wówczas tych wszystkich paparazzi, nikt mnie nie śledził. To się zaczęło później i nigdy mnie jakoś bardzo nie interesowało – opowiada. – Nie mogę żyć bez widowni, koncertów. Bez tego było mi bardzo smutno. Scena to jest mój żywioł i ludzie zawsze dodawali mi energii.
Artystka bardzo ceni sobie równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, między domem a pracą. - Zawsze mówiłam, że ta równowaga musi być zachowana. W którymś momencie szala przechyliła się na stronę domu i bardzo mi to przeszkadzało.
Gościem w audycji Ex Magazine był także perkusista Jan Młynarski. Posłuchaj rozmowy w Czwórce.
(kd)