Na razie podróże w czasie możliwe są tylko na wielkim kinowym ekranie. Jedno z najsłynniejszych przeniesień w czasie miało miejsce w "Terminatorze". – Dobrzy z przyszłości cofnęli się czasie, by poukładać wszystkie sprawy i po powrocie do przyszłości móc wygrać ze złymi. – opowiada Bartosz Sztybor, krytyk filmowy. Podobnie było w filmie "12 małp", w którym bohater z 2035 roku przenosi się do przeszłości, by zlikwidować śmiercionośnego wirusa, zanim ten zdziesiątkuje ludzkość i spowoduje koniec świata.
Z reguły jednak w filmach przenoszenie w czasie nie jest zamierzone i choć na początku bohater świetnie się bawi w równoległym wymiarze, z czasem okazuje się, że jego miejsce jest w "teraźniejszości właściwej". – Każdy ruch może okazać się tragiczny w skutkach dla jego przyszłości, czyli np. teraźniejszości rodziców – tłumaczy Sztybor. – Bo każde posunięcie zmienia przyszłość. Na przykład w "Podróży do przyszłości" ze zdjęć rodzinnych z "właściwego czasu" zaczynają znikać rodzice głównego bohatera, a tym samym i on.
Jeśli więc przenieślibyśmy się w czasie do przeszłości mogłoby się okazać, że nie musielibyśmy nawet ginąć, by zmienić koleje "teraźniejszości" i w ogóle nie pojawić się na świecie. – Dochodzimy więc do punktu, w którym okazuje się, że cofanie w czasie jest przekleństwem – konstatuje Sztybor. – Chcielibyśmy zmienić część naszego życia, ale wówczas zmieniamy mnóstwo innych elementów, co najczęściej okazuje się tragiczne w skutkach.
A jak to jest w polskiej kinematografii? Więcej na ten temat dowiesz się, słuchając całej rozmowy w cyklu "Spytaj redaktora".
(kd)