Jest rok 2070. Mija czterdzieści lat od nieudanej inwazji obcych zwanych Formidami. Trwają poszukiwania tych, którzy mogliby poprowadzić Ziemian do zwycięstwa na wypadek powrotu najeźdźców. Władze w sekrecie prowadzą rygorystyczny nabór dzieci i najlepsze z nich wysyłają do orbitalnej szkoły bojowej, gdzie te szkolą się na przyszłą elitę wojenną w przestrzeni kosmicznej. Do programu zostaje włączony młody Ender Wiggin.
Taki jest punkt wyjścia dla "Gry Endera". Jak na amerykańską produkcję SF przystało, w filmie nie brakuje efektów specjalnych.
- "Grę Endera" wypełniają starannie skomponowane komputerowo obrazy, charakterystyczne dla gatunku science-fiction - opowiada Krzysztof Kalinowski z Polsko - Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych. - Ale powrównując ten film z "Grawitacją" łatwo dostrzec, że wszystkie zatosowane tutaj triki, nie są niczym rewolucyjnym. Choć producentom nie można odmówić pomysłowości.
Martin Scorsese - mistrz od efektów specjalnych >>>
Oprócz nowoczesnych technologii i techniki komputerowej w pracy nad filmem twórcy wykorzystali także... członków cyrkowej grupy Cirque du Soleil. Przed kręceniem zdjęć w pokoju bitewnym poszczególni aktorzy odbywali indywidualne treningi z akrobatami, aby samemu móc zagrać sceny, w których byli zawieszeni na linach. Sala bitew była wielkości trzech boisk do futbolu, a każda z "gwiazd", która znajdowała się w tym pomieszczenia ważyła niecałe sześć ton.
"Gwiezdne Wojny" i nowe technologie >>>
- Sala do ćwiczeń, nazywana też pokojem bitewnym, została stworzona w komputerze. W wirtualnej przestrzeni - tłumaczy specjalista od efektów specjalnych. - To kolejny dowód na to, że w tej chwili nie ma już problemów z pokazaniem dowolnej rzeczywistości. Możemy wykreować wszystko, co tylko nam się zamarzy.
Najbogatsze ujęcia w "Grze Endera" składały się z 20 tysięcy warstw, a każda z tych warstw miała około 12 tysięcy elementów. To świadczy o potędze efektów specjalnych w filmie wyreżyserowanym przez Gavina Hooda.
(kul/kd)