Zdaniem Zuzanny Żubki-Chmielewskiej, historyk ubioru z Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru, im trudniejsze jest życie i im ciężej jest zdobyć właściwe ubrania, tym kobiety lepiej wyglądają. W czasie wojny widać to zdaniem ekspertki, najlepiej. - Wydaje mi się, że gdy naokoło latały bomby i słychać było strzały, kobiety chciały być eleganckie i wyglądać po prostu tak, jakby czasy były "normalne". By wydawało się, że nic się nie dzieje - mówi gość Czwórki.
Jak przyznaje ekspertka w czasie II wojny światowej najtrudniej było zdobyć elementy garderoby ze skóry, czyli np. obuwie. - Kobiety były pod tym względem bardzo pomysłowe, mężczyźni zresztą też - mówi Żubka-Chmielewska. - Zamiast skóry na przykład do wyrobu podeszw wykorzystywano korek, bądź drewno. Robiły to nie tylko Polki, ale także Francuzki.
Problem był także ze zdobywaniem pończoch. - Ale sytuacja zmusza modę do zmian - tłumaczy gość "Konturówki" - Dlatego, by zamaskować brak tej części garderoby kobiety stosowały m.in. maści brązujące, które działały tak, jak dzisiejsze samoopalacze i zmieniały lekko kolor skóry na "pończoszany". Linię szwu na łydce rysowano kredkami.
W pewnym momencie trzeba było przyzwyczaić się także do braku nakrycia głowy. - Pierwotnie eleganckie kapelusze zastępowano chustkami, z czasem panie musiały z nich zrezygnować ostatecznie - przyznaje Żubka-Chmielewska. - Właściwie jedyne z czego nie zrezygnowano, to spódnice. Nawet w czasie wojny obyczajowość była tak silna, że kobiety nie zakładały spodni.
(kd)