"Nieszpory", to kolejna, po "Paris London Dachau", "Dla mnie to samo" i "Teraz" powieść Drotkiewicz. Jak przyznaje pisarka, tytuł ten niewiele ma jednak wspólnego z religijnością. Więcej z muzyką. Przygotowując się do napisania tej powieści autorka spacerowała bowiem po nadmorskiej plaży i nagrywała kolejne fragmenty na dyktafon.
- Choć wątek boski pojawia się w książce, słowo "Nieszpory" odnosi się do utworu Monteverdiego - tłumaczy gość "Kontrkultury". - Odnoszę wrażenie, że Warszawa, goniące mnie terminy, tempo tutejszego życia, to wszystko nie sprzyja medytacji, skupieniu. Wynajęłam więc od koleżanki mieszkanie w Gdyni i pojechałam tam. Był to mroźny marzec, plaża wyglądała pięknie. Duże fragmenty tej powieści "przyszły" do mnie same, podczas moich spacerów wzdłuż wybrzeża. Do tej pory uważam, że część, która powstała nad morzem jest najmocniejsza, na mnie samej robi największe wrażenie.
Okładka książki "Nieszpory"
Agnieszki Drotkiewicz
"Nieszpory" to historia czterech osób: wypalonej zawodowo Joanny, jej matki Sylwii bez pamięci zakochanej w Romanie, który jest malarzem. Kwartetu dopełnia przyjaciółka mamy, Helena, prowadząca nudne, szare życie warszawianka, marząca o podróży do Paryża, który jest dla niej synonimem wszystkiego, co w życiu piękne.
- Można odczytywać tych bohaterów jako różne oblicza jednej osoby - przyznaje Drotkiewicz. - Bardziej jednak postaci te składają się na wspólny utwór muzyczny, wspólny śpiew. W pieśniach Monteverdiego bardzo ważny jest męski głos, który splata się z żeńskim. To bardzo ciekawe muzycznie i myślę, że moich bohaterów można nazwać kwartetem na trzy głosy żeńskie i jeden męski.
Piątym bohaterem powieści "Nieszpory" jest Paryż, który ukazany został jako symbol marzeń o lepszym, piękniejszym świecie. - To metafora wspaniałości życia, które jest gdzie indziej, a nie tu i teraz. Metafora ekstazy, bardzo intensywnych emocji - mówi Drotkiewicz.
(kd/ag)