Od rana trwają walki na ulicach ukraińskiej stolicy, przebywający na majdanie znoszą ciała i rannych do okolicznych budynków, gdzie działają zaimprowizowane punkty medyczne. Równocześnie protestujący wzmacniają barykady w obawie o kolejny szturm, a obawy wzmacniają pojawiające się pogłoski o przygotowaniach do walki ze strony milicji.
Ukraińskie MSW apeluje do mieszkańców Kijowa, by unikali przebywania na ulicach i poruszania się pojazdami po ulicach miasta. Resort ostrzega przed "uzbrojonymi i agresywnymi grupami", które opanowały ulice stolicy. Kijów coraz mocniej odczuwa toczące się w centrum walki między antyrządowymi aktywistami z majdanu a milicją.
Poruszanie się po mieście, jak i wjazd do niego są ograniczone. Nie działa metro, ale według ostatnich doniesień, podziemna kolejka ma zostać uruchomiona na polecenie szefa kijowskiej administracji, który oświadczył, że odchodzi z rządzącej partii regionów.
Starcia na Ukrainie - relacja na żywo
W okolicach majdanu, w obawie o zniszczenie, zamykane są sklepy i punkty usługowe. Sam majdan jest wciąż pełen dymu, sąsiadujące z nim budynki pozbawione są szyb, straszy wypalona siedziba związków zawodowych. Na placu przebywa kilka-kilkanaście tysięcy ludzi, cześć z nich stale pracuje przy wzmacnianiu barykad. Wciąż chodzą pogłoski o możliwym szturmie na protestujących. Portal Lb.ua donosi o składzie z 40 wagonami wypełnionymi funkcjonariuszami służb specjalnych, zdążającym do Kijowa z okolic Połtawy. Z kolei opozycja kieruje dramatyczne apele do milicji i wojska o bunt wobec władz.
Prezydent Wiktor Janukowycz zakończył rozmowy z szefami dyplomacji Polski, Niemiec i Francji. Ministrowie spraw zagranicznych jadą do siedziby przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Kijowie. Mają odbyć telekonferencję z pozostałymi ministrami spraw zagranicznych, którzy w Brukseli rozmawiają na temat sytuacji na Ukrainie. Tam zapadnie decyzja o ewentualnych sankcjach. Jeśli państwa zdecydują o ich nałożeniu, to wejdą one w życie już w piątek. Możliwy jest zakaz wjazdu na teren Unii, zamrożenie aktywów finansów w europejskich bankach i embargo na dostawy broni.
O nałożenie sankcji od dawna apelowali między innymi europosłowie, ale dopiero gdy liczba ofiar śmiertelnych wzrosła, Bruksela zareagowała. - W najmocniejszych słowach potępiamy przemoc jako metodę rozwiązywania kryzysu. Dlatego oczekujemy, że kraje członkowskie pilnie uzgodnią działania przeciwko odpowiedzialnym za użycie siły - mówił wczoraj szef Komisji Europejskiej Jose Barroso.
Na razie, jak wynika z nieoficjalnych informacji Polskiego Radia, ambasadorowie unijnych krajów, którzy wczoraj przez kilka godzin rozmawiali w Brukseli, nie uzgodnili wspólnego stanowiska. Panowało przekonanie, że sankcje są niezbędne, zdecydowana większość państw je poparła, choć ostrożnie co do skuteczności wypowiadały się kraje południa. Ambasadorowie pozostawili unijnym ministrom spraw zagranicznych decyzję w tej sprawie.
Ukraina we krwi. Majdan będzie się bronił [ANALIZA] >>>
Do wydarzeń na Ukrainie odnosi się też Rosja. Premier Dmitrij Miedwiediew zapewnił, że Moskwa zamierza rozwijać współpracować z Kijowem. Potwierdził też gotowość realizacji wszystkich umów, porozumień i obietnic. Znaczył jednak, że rosyjskie władze chcą po drugiej stronie mieć odpowiednich partnerów. - Chcemy, żeby władze na Ukrainie były legalne, efektywne i żeby nie wycierano o te władze nóg, jak o wycieraczkę - oświadczył Miedwiediew.
Premier Rosji ponownie podkreślając gotowość do współpracy z Ukrainą dodał, że ukraińskie władze powinny skoncentrować się na ochronie obywateli i tych struktur, które stoją na straży prawa. -Tylko w taki przypadku można rozwijać efektywną współpracę - dodał Miedwiediew. Szef rządu poprosił swoich ministrów, aby trzymali się takiego stanowiska.
Do Kijowa pojedzie rosyjski rzecznik praw człowieka. Decyzję taką podjął prezydent Władimir Putin po rozmowie telefonicznej z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Jak informują służby prasowe Kremla - dziś prezydenci Rosji i Ukrainy konsultowali telefonicznie sytuację w Kijowie. Strona rosyjska twierdzi, że Wiktor Janukowycz poprosił Władimira Putina o przysłanie emisariusza, który mógłby pośredniczyć w rozmowach z opozycją. Prezydent Rosji nie zwlekał z podjęciem decyzji i polecił udać się do Kijowa rzecznikowi praw człowieka Władimirowi Łukinowi. Wcześniej o możliwości udziału Rosji w takiej misji wspominali rosyjscy publicyści.
Sam Wiktor Janukowycz traci poparcie we własnej partii. Zarządzający Kijowem Wołodymyr Makiejenko ostro krytykuje władze i wychodzi z rządzącej Partii Regionów. W nagranym oświadczeniu mówi, że "żadna władza nie jest warta krwi". Wołodymyr Makiejenko został niedawno powołany przez prezydenta na stanowisko szefa Kijowskiej Administracji Miejskiej, która faktycznie zarządza ukraińską stolicą. Ten zazwyczaj spokojny urzędnik teraz nagrał wyjątkowo emocjonalne oświadczenie, w którym mówi, że zrobi wszystko żeby powstrzymać rozlew krwi: - Nie zginął żaden oligarcha i żaden polityk. A ja codziennie zajmuje się pogrzebami dziesiątek zwykłych Ukraińców - oświadczył Makiejenko.
Zaapelował on do polityków, aby wyszli na Majdan i stanęli między protestującymi a funkcjonariuszami: "Niech każdy deputowany, niezależnie od legitymacji partyjnej, stanie żywym łańcuchem między obywatelami w mundurze i bez. Aby powstrzymać walki i rozlew krwi".
Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>
Jednym z bezpośrednich efektów decyzji urzędnika jest zapowiedź wznowienia ruchu stołecznego metra. Dotąd nie działało ono paraliżując życie miasta i uniemożliwiając wielu mieszkańcom Kijowa dojazd na Majdan.
- Należy wybrać nowego premiera, który zostałby zaakceptowany przez cały parlament - mówi poseł rządzącej Partii Regionów Serhij Tyhipko. Według jego słów wewnątrz partii sformowano antykryzysową frakcję, która domaga się również obrania nowego przewodniczącego Rady Najwyższej. Najlepiej byłoby, jak zaznacza Tyhipko, aby nowym przewodniczącym parlamentu został przedstawiciel opozycji.
Według ekspertów, deputowani, którzy weszli do antykryzysowej grupy, to przedstawiciele, między innymi, najbogatszego ukraińskiego oligarchy Rinata Achmetowa, a także byłego szefa Administracji Prezydenta Serhija Liowoczkina. Nie wykluczone, że znaleźli się tam też deputowani związani z Dmytrem Firtaszem, biznesmenem, który do niedawna ściśle współpracował z Wiktorem Janukowyczem.
Olimpijska reprezentacja Ukrainy uczci w Soczi pamięć ofiar starć na Euromajdanie. Niektórzy zawodnicy i trenerzy postanowili opuścić zimowe Igrzyska Olimpijskie na znak solidarności z protestującymi w Kijowie. Wczoraj Ukraiński Komitet Olimpijski opublikował apel sportowców o zaprzestanie przelewu krwi. Jednocześnie ukraińscy olimpijczycy zapowiedzieli, że zrobią wszystko aby jak najczęściej na Igrzyskach powiewała ich flaga narodowa. Dziś narciarka Bogdana Maciockaja i jej trener poinformowali na jednym z portali społecznościowych, że opuszczają wioskę olimpijską. Z zamieszczonego przez nich oświadczenia wynika, że są oburzeni działaniami prezydenta Wiktora Janukowycza. - On zamiast rozwiązać konflikt dialogiem, utopił ostatnie nadzieje Ukraińców we krwi - głosi oświadczenie.
Na razie nie wiadomo ilu ukraińskich sportowców wyjedzie z Soczi. Niektórzy z nich odmawiają występów, jeśli Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie wyrazi zgody na noszenie przez reprezentację Ukrainy żałobnych wstążeczek. Tak zrobiły wczoraj narciarki: Marina Lisogor i Jekaterina Sierdiuk. Rzecznik MKOL oświadczył dziś na konferencji prasowej w Soczi, że Komitet nie wydawał żadnego zakazu. Mark Adams wezwał wszystkie reprezentacje do solidarności z ukraińskimi sportowcami i zapowiedział, że w wiosce olimpijskiej odbędzie się spotkanie, na którym minutą ciszy zostanie uczczona pamięć ofiar zajść w Kijowie.
IAR/mk