Oficjalne hasło promujące kraj położony w Azji Południowej brzmi - "Przybądź do Bangladeszu, zanim przybędzie tu turystyka". - Bo tam na razie turystyki właściwie nie ma - mówi podróżnik Bartek Bernabiuk. - Gdy, będąc jeszcze w Polsce, poszedłem odebrać wizę przed podróżą do tego kraju, konsul zapytał mnie ze szczerym zdziwieniem "po co chce pan tam jechać?".
Bernabiuk niezrażony reakcją urzędników, dopełnił wszystkich formalności i pojechał do Bangladeszu. Dziś przekonuje, że było warto. - To świat, który znika - mówi gość "4 do 4". - Jest pozbawiony turystów, dlatego każdy przyjezdny staje się po prostu częścią tamtejszego życia, codzienności. A to życie jest niezwykłe, inne od naszego. Niektórym może się wydawać trudne, biedne i smutne, ale dla mnie jest przede wszystkim spektakularne.
Wybrzeża Bangladeszu/fot. wikimedia.commons/fot.Shovon
W Bangladeszu, jak przyznaje gość Czwórki, nie ma właściwie typowych atrakcji turystycznych ani "specjalnych cen", niewiele tu kurortów i hoteli z basenami. Dlatego biurom podróży ciężko jest sprzedawać wycieczki do tego regionu. Tymczasem Bangladesz jest jednym z najbardziej zaludnionych krajów świata, zamieszkuje go niemal 160 mln ludzi. - Na północy obserwuje się dziesiątki, setki tysięcy osób, które wydobywają z rzek kamienie, łupią je i potem układają z nich na przykład drogi - opowiada Barnabiuk. - To szczęściarze, bo mają pracę i stać ich, by zaoszczędzić pieniądze i wysłać je bliskim, którzy zostali w wioskach.
Odwiedź z nami najciekawsze zakątki świata <<<
Mieszkańcy Bangladeszu są jednak niezwykle gościnni. - Ta gościnność wpisana jest w islam, który jest dominującą religią tego kraju - opowiada Bernabiuk. - Poza tym turyści są tam czymś tak rzadkim, że nie można pozwolić im po prostu przejść obok, nie zapraszająci ich do siebie.
(kd, pg)