W wyprawie wzięły udział Agnieszka Siejka, Katarzyna Siekierzyńska i Ewa Grewling. Zanim osiągnęły swój cel przez kilkanaście dni musiały radzić sobie z bardzo trudnymi warunkami. Zdarzały się bardzo intensywne zadymki śnieżne, a temperatura potrafiła spaść nawet do -35 stopni Celsjusza. Nie lada wysiłkiem było także prowadzenie ważących blisko 70 kg sań ze sprzętem.
Każda z Polek miała już za sobą doświadczenie w podobnych wyprawach. Na liście ich "zdobyczy" były m.in. Mount Blanc i Kilimandżaro.
- Ja po prostu lubię żyć na krawędzi i mieć tę dawkę adrenaliny. Wtedy czuję, że się spełniam – mówiła w "Lecie z Radiem" Ewa Grewling.
- Jeżeli ma się pracę biurową, a potem trzeba zająć się domem i dziećmi, to potrzebna jest jakaś odskocznia. Dla mnie są to góry – wyjaśniała z kolei Katarzyna Siekierzyńska.
Uczestniczki wyprawy na Newtontoppen podkreślały, że stosunkowo najprostsze okazało się... samo zdobycie szczytu. - Zdecydowałyśmy, że nie ciągniemy ze sobą sań, tylko idziemy z małym plecakiem. Bagaż zostawiłyśmy w bazie i poszłyśmy na nartach zdobyć szczyt. To był zupełnie inny wymiar drogi niż ta, którą przeszłyśmy wcześniej przez te kilkanaście dni - mówiła Ewa Grewling.
W ramach przygotowania do wyprawy Polki ćwiczyły na siłowni, trenowały marszobiegi, uczęszczały na warsztaty polarne, a także uczyły się... strzelać.
- Wymogiem gubernatora, by uzyskać pozwolenie na wyprawę, jest posiadanie umiejętności strzeleckich. Chodzi o to, by w razie konieczności obronić się przed niedźwiedziami polarnymi. Trzeba też mieć pozwolenie na broń, które jest wydawane na czas wyprawy. Niedźwiedzi jednak nie spotkałyśmy. Ja się z tego powodu cieszyłam, ale dziewczyny były zawiedzione - śmiała się Katarzyna Siekierzyńska.
Posłuchaj całej rozmowy Karolny Rożej z Katarzyną Siekierzyńską i Ewa Grewling.
pg