Jednym ze sztandarowych bubli drogowo-inwestycyjnych w naszym kraju jest legendarny już most w Płocku. – Kosztował on 190 mln złotych. W momencie zakończenia budowy był to największy most w kraju – opowiada reporterka Ola Jasińska.
Most jednak szybko zajął czołową pozycję w prestiżowym ogólnopolskim konkursie "Bzdura Roku". Prześmiewczo nazwany także został "mostem powietrznym", albo "najdłuższym molo w Polsce". – To dlatego, że ten most nie miał żadnych dróg dojazdowych – mówi Jasińska. – Teraz przeprawa jest już czynna, co nie zmienia faktu, że przez dwa lata nie była.
– W tym przypadku kto inny budował most, a kto inny odpowiadał za drogi dojazdowe. Ten pierwszy miał pieniądze, ten drugi, nie – tłumaczy Adrian Furgalski, analityk transportu kolejowego i drogowego. – Na szczęście takich przypadków nie jest dużo.
Mniej spektakularną katastrofą, acz najczęściej na polskich drogach spotykaną jest niewłaściwe oznakowanie. Jednym z głośnych przypadków absurdalnego oznakowania były umieszczone na jednym słupie znaki nakazu i zakazu skrętu w prawo na jednej z łódzkich arterii. W Zwierzyńcu, w woj. lubelskim, zaś na środku ulicy stało drzewo. Nomen omen ulica nazywała się Dębowa. – To był prawdopodobnie jedyny taki rodzynek w Polsce – podsumowuje Ola Jasińska.
Przykłady można mnożyć. – Tak zdarza się czasami po remontach dróg. Nawet trudno ustalić, czy ktoś, kto stawiał znaki sprzeczne ze sobą, nie był "pod wpływem" – zastanawia się Adrian Furgalski. – Czasem też dochodzi do sytuacji, gdy na środku nowej jezdni mamy drzewo bądź słup. To w większości przypadków wynika z faktu, że ci, którzy drogę projektują, nie raczą się pofatygować na miejsce i zobaczyć, jak to realnie wygląda.
Drogowcy nie mogą także czasem dogadać się z kolejarzami, co skutkuje nierzadko drogowymi niespoddziankami. W czasie remontu wiaduktów nad stacją kolejową Warszawa Gdańska, kolejarze modernizowali peron i torowisko. – Kolejarze opóźniali się ze swoim projektem, dorogwcy ich popędzali aż w końcu zrobili własny projekt – opowiada Furgalski. – Tylko, że gdy nałożono oba projekty na siebie, okazało się, że słupy wiaduktu wchodziły idealnie w tory kolejowe. Na szczęście to poprawiono.
(kd)