Będę aktorem dopóki będzie interesował mnie człowiek - mówi Jan Peszek. - Mam nadzieję, że tak będzie do samego końca.
Karierę aktorską - jak twierdzi - zawdzięcza przede wszystkim ciężkiej pracy. - Nie mam jakiegoś specjalnego talentu. Za to odrobinkę szczęścia, które wynika właśnie z takiej otwartości na ludzi - opowiada w audycji Anny Retmaniak "Portret słowem malowany".
Dzięki temu trafił na Bogusława Scheffera, który był jego pierwszym mistrzem.
- Tak mnie wychowano, że w życiu i w sztuce należy dokonywać prostych wyborów i robić to, do czego jesteśmy przekonani - deklaruje aktor.
Reżyser Stanisław Radwan mówi, że Peszka cechuje niesamowita uczciwość nie tylko artystyczna - potrzebna na scenie, ale i ludzka.
- Bardzo starannie wybiera role, ale jego odmowa jest zawsze głęboko uzasadniona - opowiada Radwan.
Peszek twierdzi, że nie boi się ról ekstremalnych: zboczeńców, wywrotowców. - Dziwię się reakcjom swoich kolegów, którzy np. nie chcą zagrać homoseksualisty, bojąc się, że będą z nim kojarzeni. Mistrzostwo polega właśnie na odtwarzaniu wszystkich, także ekstremalnych sytuacji - mówi.
W ostatnim spektaklu "Uroczystość" w teatrze Rozmaitości gra właśnie taką niefajną postać "potwora, który zniszczył życie własnym dzieciom".
Od wielu lat mieszka w Krakowie. - Żyję tam siłą paradoksu. Bo tak naprawdę Krakowa nie akceptuję. To powoduje we mnie ciągły ferment, bunt - opowiada.
W życiu prywatnym Peszek to ojciec Marysi, piosenkarki i Bartka, aktora. A przede wszystkim mąż Teresy, z zawodu chemiczki, o której rękę oświadczył się mając sześć lat.
- Jako dziecko był potwornie brzydki - wspomina żona. - Potem, gdy chodziliśmy już do liceum nie chciał się uczyć. Wciąż musiałam mu podpowiadać, zwłaszcza z matematyki. Uważałam wtedy, że jest pajacem, a on o mnie mówił, że jestem koza.
W licealnych latach narodziła się fascynacja Peszka Gombrowiczem. Ukochaną książką była wówczas "Ferdydurke".
- Gombrowicz jest mi bliski w wielu aspektach. Jego mówienie o sztuce, o polskości. Bardzo przejmujący wątek egzystencjalny: człowiek będący pyłkiem w kosmosie nie jest w stanie sprostać skomplikowaniu życia - mówi Jan Peszek.
Przepustką do wielkiej aktorskiej kariery stała się rola w "Transatlantyku" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego.
- Rozwichrzona natura Janka doskonale pasowała do roli Gonzala. W Janku jest anarchizm przy jednoczesnym poszanowaniu wartości, tradycji - opowiada Grabowski. Panowie współpracują ze sobą od wielu lat i - jak mówi reżyser - wciąż jest między nimi twórcze napięcie.
Teraz Peszek wystąpi w "Dziennikach" Gombrowicza w teatrze YMCA, także w reżyserii Grabowskiego.
- To coś co lubię, rola gombrowiczowskiego inteligenta przerażonego ogromem "przysadkowego, pośladkowego, krwistego" chamstwa, z którym nie jest w stanie się uporać - tłumaczy aktor.
(lu)
Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy wybrać "Jan Peszek" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.